Babcia do zadań specjalnych
2025-06-22 17:00:00(ost. akt: 2025-06-20 14:24:36)
Pani Irena to kobieta, która wiele przeszła. Nigdy jednak się nie poddała. Swoim życiem udowadnia, że ani mąż alkoholik, ani choroby nie muszą być ostatecznym wyrokiem. Warto walczyć o każdy dzień życia. I ona walczy dla swoich dzieci i wnuczek. I dla siebie, bo jak mówi, życie może być piękne, a bycie babcią ją odmładza!
— Nie wszystko w życiu układa się nam tak, jak byśmy tego chcieli — rozpoczyna swoją opowieść pani Irena. — Kiedy człowiek jest młody, marzy o dobrej pracy, wielkiej miłości i szczęśliwej rodzinie. Marzenia nie zawsze się ziszczają, ale każdy z nas pragnie się do nich przybliżyć. Każdy z nas pragnie przecież być szczęśliwy. Ja też marzyłam jako młoda dziewczyna, że spotkam miłość życia, założę rodzinę i że do końca życia będziemy razem…
Pani Jadwiga ma dziś 67 lat. W rodzinnym domu było biednie, ale zawsze czysto, jedzenia nie brakowało, a przede wszystkim był on przepełniony miłością. To właśnie był ideał rodziny, o jakim pani Irena marzyła… I taką właśnie rodzinę w przyszłości chciała stworzyć.
Alkoholizm męża zniszczył rodzinę
Od młodych lat pracowała ciężko fizycznie w zakładzie stolarskim. Męża poznała podczas jednej z zabaw. Zakochali się w sobie i pobrali. Na świat przyszła dwójka dzieci: Kasia i Artur. I jak często bywa, pierwsze lata wspólnego życia może zaliczyć do szczęśliwych. Potem mąż zaczął nadużywać alkoholu. Pił coraz więcej, przepijał wypłatę, wyzywał. Z każdym dniem stawał się coraz bardziej agresywny.
Od młodych lat pracowała ciężko fizycznie w zakładzie stolarskim. Męża poznała podczas jednej z zabaw. Zakochali się w sobie i pobrali. Na świat przyszła dwójka dzieci: Kasia i Artur. I jak często bywa, pierwsze lata wspólnego życia może zaliczyć do szczęśliwych. Potem mąż zaczął nadużywać alkoholu. Pił coraz więcej, przepijał wypłatę, wyzywał. Z każdym dniem stawał się coraz bardziej agresywny.
— Było ciężko przyznać się przed sobą samą, że mąż jest po prostu alkoholikiem — opowiada, wzdychając ciężko. — Przez prawie 20 lat żyliśmy w tym koszmarze. Mama pomagała mi wychować dzieci, bo ja musiałam zarobić na nasze życie. Mój mąż pił, bił i wyzywał. To była prawdziwa gehenna. Dzieci żyły w ciągłym strachu. Bały się kolejnych awantur w domu. Czasem córka przychodziła z płaczem, bo widziała ojca, jak pijany leżał pod sklepem. Nie było nam łatwo. I choć starałam się dbać o dom i dzieci, to nie byłam w stanie zmienić ich ojca… Było mi przykro, że inni patrzą na nas z politowaniem, a dzieci cierpią…
Zacząć wszystko od nowa
— Po latach dawanych mężowi wielokrotnie szans podjęłam ostateczną decyzję. Rozwód i orzeczona przez sąd eksmisja męża były już tylko formalnością — mówi. — Gdyby nie dzieci, pewnie wciąż bym się wahała… Ale ich łzy, nieprzespane noce i lęk przed pijanym ojcem pozbawiły mnie już uczuć do tego człowieka. Jeszcze przez jakiś czas mnie wyzywał na ulicy… Zapił się na śmierć... Pochowaliśmy go z dziećmi, bo mimo wszystko był człowiekiem, z którym przeżyłam wiele lat i dzięki któremu mam wspaniałe dzieci…
— Po latach dawanych mężowi wielokrotnie szans podjęłam ostateczną decyzję. Rozwód i orzeczona przez sąd eksmisja męża były już tylko formalnością — mówi. — Gdyby nie dzieci, pewnie wciąż bym się wahała… Ale ich łzy, nieprzespane noce i lęk przed pijanym ojcem pozbawiły mnie już uczuć do tego człowieka. Jeszcze przez jakiś czas mnie wyzywał na ulicy… Zapił się na śmierć... Pochowaliśmy go z dziećmi, bo mimo wszystko był człowiekiem, z którym przeżyłam wiele lat i dzięki któremu mam wspaniałe dzieci…
Pani Irena jest po wylewie. To było po jednej z awantur; kobieta zasłabła, znalazła się w szpitalu. Mając 45 lat, stała się rencistką. Miała jednak dzieci, które jej potrzebowały. To dla nich każdego dnia wstawała z łóżka i walczyła ze swoją niepełnosprawnością. Potem zachorowała poważnie jej mama i pani Irena opiekowała się nią przez wiele lat.
Wnuczki wywróciły jej świat
Pani Irena nigdy nie skarżyła się na swój los, tylko odważnie przyjmowała to, co jej zgotował. Chwytała się każdej pracy, by zarobić dodatkowo parę groszy. Zawsze gotowa była nieść pomoc sąsiadom czy znajomym. Po śmierci mamy i wyprowadzeniu się córki pani Irena wciąż miała wiele energii. Regularnie chodziła na badania.
Pani Irena nigdy nie skarżyła się na swój los, tylko odważnie przyjmowała to, co jej zgotował. Chwytała się każdej pracy, by zarobić dodatkowo parę groszy. Zawsze gotowa była nieść pomoc sąsiadom czy znajomym. Po śmierci mamy i wyprowadzeniu się córki pani Irena wciąż miała wiele energii. Regularnie chodziła na badania.
Kiedy na świecie pojawiły się wnuczki: Karolinka i Kamila, jej serce wypełniła nieprawdopodobna radość. Trudno jej było z czymkolwiek ją porównać. Bycie babcią dodało jej skrzydeł.
— Te dwie małe istoty swoim przyjściem na świat wynagrodziły mi wszystkie trudy życia. Kiedy spojrzałam w ich piękne oczy, to od razu się w nich zakochałam — opowiada. — Zrobiłabym dla nich wszystko. Kocham bardzo moje dzieci, ale wnuczki przysłoniły mi cały świat. Nie ma nic piękniejszego od słowa „babciu” na dzień dobry.
Dziewczynki bardzo kochają swoją babcię i odwiedzają ją, kiedy tylko mogą. Zresztą panią Irenę uwielbiają wszystkie dzieci, bo zawsze jest chętna do zabawy i przytulenia.
— Babcia to osoba od zadań specjalnych. — Córka pani Ireny śmieje się. — Odkąd dziewczynki pojawiły się na świecie, w mamę wstąpiły nowe siły. Uwielbia bawić się z wnuczkami, wymyśla im różne ciekawe zajęcia, jest powiernicą ich małych sekretów. A kiedy po całym dniu intensywnych aktywności dziewczynki kładą się spać, mama do snu czyta im książki albo opowiada bajki. Mają wspaniały kontakt i nie wyobrażają sobie dnia bez rozmowy czy spotkania z babcią.
Wygrała wojnę z nowotworem
Podczas jednego z badań kontrolnych piersi lekarz wykrył coś niepokojącego. Okazało się, że to nowotwór złośliwy.
Podczas jednego z badań kontrolnych piersi lekarz wykrył coś niepokojącego. Okazało się, że to nowotwór złośliwy.
— Kiedy lekarz przekazał mi tę informację, zrobiło mi się słabo, a całe życie przeleciało mi przed oczami — wspomina pani Irena. — Tysiące myśli kłębiło mi się w głowie. Czy umrę? Kiedy? W pierwszym odruchu miałam ochotę się poddać, jednak zaraz moje dzieci i wnuczki zaczęły mnie pocieszać, wszyscy obiecali mi pomóc. Postanowiłam kolejny raz walczyć. Wiedziałam, że ta wojna toczy się o najwyższą wygraną — życie. Poddałam się operacji usunięcia piersi. Przeżyłam. Uważam, że to kolejne życie to dar od Boga.
Pani Irena przyjęła chemię i naświetlania. Straciła włosy, jednak nie przejęła się tym, zakładała perukę i uśmiechnięta wychodziła z domu. Do ludzi, do świata. Każdy dzień przyjmowała z radością i wiarą.
— W moim życiu ważne miejsce zajmuje wiara. Modlitwa pomogła mi przetrwać trudne chwile — mówi. — Przed każdą operacją, naświetleniami czy chemią żarliwie się modliłam, bym mogła spędzić jeszcze trochę czasu z dziećmi i wnukami. Chcę patrzeć, jak sobie radzą w życiu. Jestem z nich bardzo dumna, bo są moim życiowym wsparciem i podporą w trudnym czasie. A moje wnuczki przez całą chorobę kibicowały mi, robiły laurki, pisały listy, wysyłały zdjęcia... To dawało mi siłę do walki.
Warto żyć i mieć marzenia
Minęły już dwa lata od tamtych wydarzeń. Dziś pani Irena cieszy się z każdego promyka słońca. Nie jest też tak sprawna jak kiedyś, ale wciąż ma tyle energii, że mogłaby niejednego młodego człowieka zaskoczyć. Uwielbia spędzać czas w ogrodzie, chodzić na spacery i spotykać się z rodziną i znajomymi.
Minęły już dwa lata od tamtych wydarzeń. Dziś pani Irena cieszy się z każdego promyka słońca. Nie jest też tak sprawna jak kiedyś, ale wciąż ma tyle energii, że mogłaby niejednego młodego człowieka zaskoczyć. Uwielbia spędzać czas w ogrodzie, chodzić na spacery i spotykać się z rodziną i znajomymi.
— Cieszę się, że Bóg pozwolił mi jeszcze żyć. Wierzę, że wszystko, co zsyła nam los, jest po coś — mówi. — Może często nie dostrzegamy tego, co mamy, czasem bezwiednie poddajemy się temu, co robią za nas inni… A życie trzeba przeżyć samemu i tak, żebyśmy na końcu swojej drogi zostawili po sobie dobre wspomnienia. Nigdy nie można się poddawać. Trzeba walczyć, bo jest o co. Każdy dzień to dar od Boga, więc wykorzystajmy go dobrze… Kiedy patrzę na swoje dzieci i wnuki, wiem, że chyba już limit cierpienia wykorzystałam, że teraz nadszedł czas, bym w końcu była szczęśliwa!
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez