Bakcyl zwany muzyczną pasją głęboko zagnieździł się w jego duszy

2025-05-11 09:00:00(ost. akt: 2025-05-09 14:00:20)
Jerzy Nalik (w środku) wraz z kolegami, dziesięć lat temu, podczas znanego w Biskupcu Balu Muzyków

Jerzy Nalik (w środku) wraz z kolegami, dziesięć lat temu, podczas znanego w Biskupcu Balu Muzyków

Autor zdjęcia: Stanisław R. Ulatowski

Jurek Nalik z Krotoszyn — ikona lokalnych scen muzycznych i nie tylko. Multiinstrumentalista samouk i wokalista. Kocha utwory kultowych zespołów. Pomimo że musiał zrezygnować ze scenicznej aktywności, spotyka się co pewien czas z przyjaciółmi, z którymi grał kiedyś w zespołach, by wspólnie pomuzykować.
Muzyczna historia Jurka Nalika, mieszkańca wsi Krotoszyny w gminie Biskupiec Pomorski, tak naprawdę rozpoczęła się w podstawówce.

Multiinstrumentalista z pasją
— Kiedy skończyłem 13 lat, muzyka zadomowiła się w mojej osobowości na dobre. Grałem wtedy na gitarze basowej. Jednak ten instrument nie bardzo mi podchodził, więc wziąłem do ręki sześciostrunową gitarę, którą kupiłem za własne oszczędności. Stwierdziłem jednak, że pójdę dalej z nauką gry. Kolejnym instrumentem był puzon. To nie był koniec mojej instrumentalnej przygody — dobrze pamiętam organy elektroniczne polskiej produkcji o wdzięcznej nazwie Student. Był to dość prosty syntezator, używany przez ówczesne lokalne zespoły — wspomina Jerzy Nalik.

Gitara to instrument, który najczęściej Jerzy Nalik bierze teraz do ręki
Fot. Stanisław R. Ulatowski
Gitara to instrument, który najczęściej Jerzy Nalik bierze teraz do ręki

Pod opieką gminnego ośrodka kultury
Już w szkole znalazło się kilku kumpli, którzy muzykowali, ale jak wspomina nasz rozmówca, w 1981 roku zorganizowała się grupa instrumentalistów, która wspólnie zaczęła ćwiczyć.

— Szybko osiągnęliśmy taki poziom, że zaczęto nas zapraszać na wesela i prywatne imprezy w pobliskim Biskupcu i okolicy. Graliśmy także koncerty w biskupieckim gminnym ośrodku kultury, który sprawował opiekę nad wszystkimi zespołami z terenu gminy — wspomina pan Jurek.
W wojsku trafił do zespołu The Sapers

Kiedy przyszedł czas na służbę wojskową, komisja poborowa skierowała młodego mieszkańca Krotoszyn do jednostki w Płocku. Na miejscu szybko zorientowano się, że szeregowy Jerzy Nalik jest uzdolniony muzycznie. Trafił więc do zespołu o nazwie The Sapers. Nasz rozmówca wspomina, że był to znany zespół, który nie tylko uświetniał wojskowe uroczystości i imprezy, ale był również zapraszany na festiwale i przeglądy. W skład kapeli wchodzili muzycy wysokiej klasy, przy których pan Jerzy zdobywał nowe doświadczenie.

Na zjeździe klasowym szkoły w Krotoszynach Jerzy Nalik pojawił się z ulubioną gitarą
Fot. Stanisław R. Ulatowski
Na zjeździe klasowym szkoły w Krotoszynach Jerzy Nalik pojawił się z ulubioną gitarą

Po wojsku ciągnęło go do muzyki
— Występowaliśmy ze znanymi polskimi wokalistami. Pamiętam koncerty, na których wraz z nami występował Bogusław Mec. Kiedy służba dobiegła końca, wróciłem do rodzinnej miejscowości, jednak instrumentów nie odłożyłem do lamusa. Ciągnęło mnie do muzyki i występów na lokalnych estradach. Nie trwało długo i z kumplami założyliśmy przy Gminnym Ośrodku Kultury w Biskupcu Pomorskim zespół Rock-Fort. Przez ponad 15 lat graliśmy utwory znanych i lubianych, kultowych zespołów. Daleko nam było do disco polo, nazywanego muzyką chodnikową. Nie wszystko, co wpada w ucho, zasługuje na to, by to grać. Wtedy nie godziliśmy się na bylejakość. Nie mieliśmy dyplomów żadnej uczelni artystycznej, ale posiadaliśmy coś, czego nie da się nauczyć: słuch, pasję i wyczucie — wspomina Jurek Nalik.

O muzyce mówi z ogniem w oczach
Nasz bohater zawsze podkreśla, że jest muzykiem samoukiem, który całe życie związał z dźwiękami. Gdy opowiada o muzyce, mówi z ogniem w oczach. Grał na instrumentach blaszanych, gitarze i klawiszach. Wspomina, że miał także swój muzyczny epizod, grając na puzonie w znanej orkiestrze dętej iławskiej Budowlanki, którą prowadził nieżyjący już Bogdan Olkowski.

Pan Jurek jest muzykiem-samoukiem, który całe swoje życie związał z dźwiękami...
Fot. Stanisław R. Ulatowski
Pan Jurek jest muzykiem-samoukiem, który całe swoje życie związał z dźwiękami...

Spotyka się z kumplami, by pomuzykować
Estradową aktywność pana Jurka przerwała podstępna choroba, której skutkiem była amputacja nogi sześć lat temu. Człowiek, który lubił wyzwania i nieustannie się rozwijał, musiał zmienić podejście do swojej muzycznej pasji.

— Widzę, że się starzeję, ale bakcyl zwany muzyczną pasją głęboko zagnieździł się w mojej duszy. Chociaż nie gram już koncertów, nadal spotykam się z kumplami, by wspólnie pomuzykować. Nie daliśmy na luz. Jeden z instrumentalistów na nasze spotkania przyjeżdża aż z Podlasia. Gramy trochę jazzu, rocka i bluesa — ot tak, klimatycznie — dodaje. — Muzyka to rozmowa z duszą. I nie każda rozmowa musi być głośna. Mam satysfakcję, że wiele osób wspomina do dziś dawne imprezy, ale najważniejsze jest to, że darzą mnie szacunkiem za to, że dzieliłem się z nimi sercem i moją muzyką.

Stanisław R. Ulatowski