Stanisław Pyjas — Wyrzut sumienia wolnej Polski

2025-05-08 15:10:06(ost. akt: 2025-05-08 16:18:27)
Stanisław Pyjas (z lewej) i Bronisław Wildstein

Stanisław Pyjas (z lewej) i Bronisław Wildstein

Autor zdjęcia: Archiwum IPN

Wciąż nie wiemy, kto odpowiada za tę śmierć. 48 lat temu (7 maja 1977 roku) na klatce schodowej w Krakowie znaleziono ciało 24-letniego mężczyzny. Śmierć Stanisława Pyjasa, działacza opozycji PRL, studenta filologii polskiej i filozofii Uniwersytetu Jagiellońskiego, na kilka dni przed juwenaliami wstrząsnęła całym krajem.
Lekcja poglądowa

Opozycjonista, który kontestował system jeszcze w latach 70. XX wieku, wraca do Polski w 1990 roku. Na emigracji był blisko dziesięć lat. Teraz, kiedy „pogoniono czerwonych”, przyszłość jak nigdy wcześniej jawi mu się w coraz jaśniejszych barwach. Za swoją najważniejszą powinność uważa potrzebę wyjaśnienia śmierci przyjaciela, zamordowanego w 1977 roku najpewniej za sprawą inspiracji funkcjonariuszy SB. Sądzi, że dni „nieznanych sprawców” oraz ich mocodawców w postaci „morderców zza biurek” są już policzone, bo odrodzona RP wkrótce pociągnie ich do odpowiedzialności karnej. Wszak sprawiedliwości musi stać się zadość. Ku swemu zdziwieniu widzi jednak, że Katedrą Medycyny Sądowej Akademii Medycznej w Krakowie w dalszym ciągu kieruje człowiek, który uznał, że śmierć jego przyjaciela była nieszczęśliwym wypadkiem. Ów jegomość przez ponad czterdzieści lat jako biegły sądowy opiniował w PRL najgłośniejsze sprawy kryminalne, niejednokrotnie forsując esbecką wersję wydarzeń. W wolnej Polsce pamięta mu to niewielu. Wszak profesorowi, wybitnemu specjaliście, nie wypada przypominać „błędów młodości”. Historii nie zmienimy. A więc nie pytajmy, nie dociekajmy, ponieważ w ten sposób dowiemy się prawdy, o której wolelibyśmy nie wiedzieć. „Żyjmy tu i teraz”.

Rozczarowanie

Mimo to znany ze swej hardości niegdysiejszy opozycjonista postanawia walczyć. Nakłania dwie młode dziennikarki do rozmowy z panem profesorem na temat zagadkowej śmierci swego przyjaciela. Podczas telefonicznej (nagrywanej) konwersacji autorytet w dziedzinie deontologii otwarcie mówi o pobiciu. Jednakże w wywiadzie udzielonym do kamery powyższą sytuację przedstawia w diametralnie inny sposób, co zdaniem naszego bohatera jest rzeczą całkowicie go kompromitującą. W związku z tym wysyła list do największej polskiej gazety, opisując całą sprawę i zadając pytanie bodajże retoryczne: Czy człowiek, który zatuszował zbrodnię, ma prawo zajmować tak nobilitujące stanowisko? Wybór gazety nie jest przypadkowy. Z jej redakcją związani są słynni na cały kraj działacze antykomunistyczni, którzy wraz z upadkiem systemu więzienne cele zamienili na poselskie ławy, rządowe stanowiska bądź pracę w tymże wysokonakładowym dzienniku. Któż jak nie oni zrozumie jego ból i da odpór jawnej niegodziwości? Spotyka go jednak kolejne rozczarowanie, albowiem legendy podziemia niespecjalnie kwapią się z opublikowaniem listu. Gdy już to uczynią, do akcji włącza się pan profesor, który wytacza proces sądowy w związku z pomówieniami dotyczącymi jego osoby. „Wycieczki” po sądach są doświadczeniem nad wyraz pouczającym. Opozycjonista jest winny zniesławienia profesora. Obrazu dopełnia fakt, że komisja ekspertów powołana w sprawie śmierci z 1977 roku stwierdza, że doszło do niej prawdopodobnie w wyniku pobicia. Tyle tylko, że MSW odmawia przekazania sądowi i prokuraturze dokumentów, które dotyczą niniejszej sprawy.

Nagrodzono konformizm

Przywołana historia w wielkim skrócie przedstawia perypetie związane z próbą wyjaśnienia przez Bronisława Wildsteina śmierci Stanisława Pyjasa. Rola czarnego charakteru w tymże osobliwym spektaklu przypadła prof. Zdzisławowi Markowi, który do końca swych dni nie potrafił wybić się na przyzwoitość. W tej niełatwej walce o pamięć i sprawiedliwość jak w soczewce odbijają się największe bolączki wolnej Polski. Niemożność dojścia do prawdy o śmierci Pyjasa i zaskakująca pasywność aparatu państwowego w rozwikływaniu tej sprawy były dla Wildsteina dobitnym potwierdzeniem tezy o grzechu pierworodnym pookrągłostołowej Polski, za który należy uznać brak rozliczenia minionego ustroju.

Nieosądzenie PRL-owskich zbrodni jest moralną porażką państwa polskiego. Podstawowe normy etyczne wrzucono do kosza, powodując, że sędziami we własnych sprawach nierzadko stali się ludzie pokroju Marka. Jeśli nie ma kary, to nie ma też winy. Fałszywe autorytety z okresu błędów i wypaczeń, których nigdy nie spotkała kara infamii, mogły zatem ze spokojem kontynuować swoje błyskotliwe kariery. Nagrodzono konformizm. Aktów ekspiacji ze strony jegomości o, delikatnie mówiąc, wątpliwej proweniencji praktycznie nie doświadczyliśmy. U progu niepodległej Polski ich winy uległy zamazaniu, a określone środowiska w zawoalowany sposób zaczęły lansować z gruntu antyegalitarne przekonanie, iż wybranym wolno więcej. Taka filozofia doprowadziła do niebezpiecznej sytuacji, bo mówiąc językiem potocznym, stworzono kastę świętych krów, których przeszłości nie należy zgłębiać.

Michał Mieszko Podolak

Fot. IPN

Stanisław Pyjas był jednym z najaktywniejszych działaczy studenckiej opozycji. Współorganizował protesty przeciw represjom PRL-owskich władz wobec robotników Radomia i Ursusa, współpracował z Komitetem Obrony Robotników. Za swoją działalność był szykanowany i inwigilowany przez Służbę Bezpieczeństwa. 7 maja 1977 roku został znaleziony martwy w bramie kamienicy przy ul. Szewskiej 7 w Krakowie.