Po 60 latach pani Wanda zamyka kultową pracownię kapeluszy na olsztyńskim Zatorzu [ZDJĘCIA]

2025-05-08 17:00:08(ost. akt: 2025-05-08 14:58:32)

Autor zdjęcia: Zbigniew Woźniak

Przez 60 lat szyła kapelusze, które nosiły pokolenia olsztynianek. Jej pracownia na Zatorzu była nie tylko miejscem pracy, ale i spotkań, rozmów oraz mody z duszą. Teraz pani Wanda Fuks ogłasza zasłużoną emeryturę. Ale jak sama przyznaje: ostatni kapelusz może ją kosztować łzy.
W 1965 roku, w samym sercu Olsztyna, na Zatorzu, przy ulicy Małeckiego otworzyła swoją pracownię modystyczną. Przez sześć dekad była nie tylko ikoną stylu, ale i symbolem pasji oraz rzemiosła z duszą. Dziś pani Wanda Fuks – bo o niej mowa – zdecydowała, że czas na zasłużony odpoczynek. Po 60 latach twórczej pracy przechodzi na emeryturę.

– Kapelusze cały czas mi się śnią. Ja tak je kocham robić! – mówiła w rozmowie z “Gazetą Olsztyńską” z uśmiechem. – Projektowałam je i szyłam sama, każdy był unikatowy. Robiłam też chusty, dziergałam na drutach, na szydełku… I nigdy nie narzekałam ani na nudę, ani na brak klientów.

Fot. Zbigniew Woźniak

Miejsce z duszą
Jej pracownia była nie tylko miejscem pracy, ale i spotkań, inspiracji oraz rozmów z wiernymi klientkami. Tutaj czas się zatrzymywał. Nie widać tego po modelach kapeluszy, bo one idą z duchem czasu. Można się jednak tu zatracić.

— Lubię, gdy klientka mierzy mnóstwo kapeluszy. Wtedy może wybrać taki, w jakim czuje się najlepiej. Bo tylko wtedy chętnie się coś nosi. U mnie nigdy nie trzeba było się spieszyć. Kupuje się po to, żeby nosić, a nie żeby leżało w szafie — opowiadała modystka. — Wiele pań przychodziło do mnie jako stałe klientki. Niektóre nawet pokazywały mi zdjęcia w telefonie, że chcą taki, a nie inny model. Dla mnie nie było rzeczy niemożliwych. Czasami też trzeba było coś poprawić. Parzyłam więc klientce kawę, ona ją sobie piła, rozmawiałyśmy, a ja na przykład zwężałam albo powiększałam kapelusz.

W Olsztynie nie ma drugiej takiej modystki – eleganckiej, serdecznej i pełnej pasji. Kapelusze ma we krwi – mama i babcia również były modystkami.

Czas na zmiany
Choć moda się zmieniała, miłość do rzemiosła, jaką przez całe życie pielęgnowała pani Wanda, pozostała niezmienna. Teraz jednak nadszedł czas, by złożyć igłę, nożyczki i kapeluszniczy blok – i pozwolić sobie na zasłużony odpoczynek.

— W pracy czuję się jak ryba w wodzie, to mój żywioł – mówiła nam pani Wanda. – Ale przychodzi taki moment, kiedy trzeba w końcu odpocząć. Po 60 latach prowadzenia pracowni nadszedł czas na emeryturę, choć mogłam przejść na nią już dawno. Teraz nawet już mój ortopeda ze względu na stan dłoni zaleca odpoczynek — śmiała się modystka. — Przyznaje, decyzja nie była łatwa. Zamknąć to miejsce będzie mi naprawdę ciężko. Myślę, że gdy sprzedam ostatni kapelusz zwyczajnie się popłaczę.

Pracownia będzie czynna do końca maja, pani Wanda ma nadzieję, że do ostatniego kapelusza. Ostatnich klientów chce zachęcić 50% zniżką.
— Myślę, że będzie to obopólna korzyść. Klienci będą mogli zakupić produkty taniej, a ja będę miała satysfakcję, że ktoś jeszcze nosi moje czapki i kapelusze — tłumaczyła.

Fot. Zbigniew Woźniak

Lata historii
Pani Wanda szyła i sprzedawała w pracowni sama. Przychodziła tu codziennie i pracowała w godz. 10-17. Na jeden kapelusz potrzebowała 3-4 dni.

— To długo? Tak, długo. Ale jestem dokładna. U mnie musi być wszystko zrobione jak najlepiej. Musi być zapięte na ostatni guzik — mówiła w rozmowie z “Gazetą Olsztyńską”.

Każdy kapelusz pani Wandy był wyjątkowy i oryginalny, tworzony z pomysłem autorki lub samych klientów. Pani Wanda dopasowała raz czapkę synowi. Zrobił nią furorę.

— Szyję czapki całej rodzinie. Kiedyś synowi, który studiował w Toruniu, zrobiłam zimową czapkę z lisich łapek i futerka. Wyglądał jak Wołodyjowski. Gdzie nie poszedł, zwracał na siebie uwagę. Wszyscy go pytali, skąd ma taką czapkę. A on odpowiadał, że mama mu ją zrobiła, bo jest modystką — wspominała pani Wanda. — Kiedyś zrobiłam też toczek z kurzych piór. Tak pięknie wyszedł, że aż szkoda, że go sprzedałam. Ale korzystam też z gipiury, z bawełny, ze skóry… Wszystko mogłam zrobić. Mam kilka maszyn, ale najważniejsze, że miałam chęć do pracy. Bez tego niewiele można zdziałać.

Kto następny?
Pani Wanda swoją pracą kontynuuje rodzinną tradycję. Czy ona również przekaże swoją miłość do kapeluszy?

— Mam trzech wnuczków i jedną prawnuczkę. Mam nadzieję, że pójdzie w moje ślady. Córka również jest z wykształcenia modystką — przyznała.— Wierzę, że oddam pracownię w dobre ręce.


AG/AR