Dojrzałość nie tylko z podręcznika. Znani olsztynianie wspominają swoją maturę
2025-05-06 14:00:00(ost. akt: 2025-05-06 14:08:29)
Jak swój egzamin maturalny wspominają znani olsztynianie? Z humorem i nostalgią.
Już od poniedziałku tysiące maturzystów z całego kraju rozpoczęło coroczny maraton maturalny. Egzamin, zwany tradycyjnie „egzaminem dojrzałości”, od pokoleń wyznacza symboliczny próg wejścia w dorosłość. Z tej okazji zapytaliśmy znanych mieszkańców Olsztyna o ich wspomnienia z tego ważnego wydarzenia. Ich historie, pełne humoru, anegdot i emocji, pokazują, że choć czasy i technologie się zmieniają, stres przed maturą pozostaje niezmienny.
Świeczki dla odwagi
Irena Telesz-Burczyk, legenda Teatru Jaracza, maturę zdawała w 1958 roku w Liceum Pedagogicznym w Gdańsku przy ul. Piastowskiej. W jej klasie uczyli się również Grecy, którzy przyjechali wtedy do Polski. Podczas pisemnego egzaminu siedziała obok kolegi z Grecji, Fotiego Sidoroculusa, który miał problem z poprawnym napisaniem pracy. Aktorka, widząc jego błąd, zdecydowała się interweniować. Dyskretnie poprawiła jego kartkę, jednak całą scenę zauważył profesor od biologii, który z serdecznym uśmiechem na twarzy pomógł im uniknąć kłopotów, udając, że niczego nie widział. Sama Telesz-Burczyk miała szczęście na ustnej matematyce, gdzie trafiła na łatwy zestaw pytań – do dziś żartuje, że „dobry krupier” podał jej właściwą kartę. Aktorka wspomina także piękny zwyczaj w IV LO w Olsztynie, gdzie maturę zdawały jej dzieci: bliscy maturzystów ustawiali na schodach przed szkołą kartki z życzeniami i zapalali świeczki, które symbolicznie miały dodać odwagi.
Irena Telesz-Burczyk, legenda Teatru Jaracza, maturę zdawała w 1958 roku w Liceum Pedagogicznym w Gdańsku przy ul. Piastowskiej. W jej klasie uczyli się również Grecy, którzy przyjechali wtedy do Polski. Podczas pisemnego egzaminu siedziała obok kolegi z Grecji, Fotiego Sidoroculusa, który miał problem z poprawnym napisaniem pracy. Aktorka, widząc jego błąd, zdecydowała się interweniować. Dyskretnie poprawiła jego kartkę, jednak całą scenę zauważył profesor od biologii, który z serdecznym uśmiechem na twarzy pomógł im uniknąć kłopotów, udając, że niczego nie widział. Sama Telesz-Burczyk miała szczęście na ustnej matematyce, gdzie trafiła na łatwy zestaw pytań – do dziś żartuje, że „dobry krupier” podał jej właściwą kartę. Aktorka wspomina także piękny zwyczaj w IV LO w Olsztynie, gdzie maturę zdawały jej dzieci: bliscy maturzystów ustawiali na schodach przed szkołą kartki z życzeniami i zapalali świeczki, które symbolicznie miały dodać odwagi.
Krótka matura prezydenta
Robert Szewczyk, prezydent Olsztyna, maturę zdawał w 1999 roku w prestiżowym I LO. To był dla niego okres wyjątkowy – szkoła, klasa, nauczyciele, a także codzienne relacje sprawiły, że koniec liceum odczuwał jako trudne pożegnanie z ważnym etapem życia. Choć egzamin dojrzałości dla wielu jest synonimem stresu, Szewczyk nie odczuwał tego aż tak mocno, bo – jak mówi – solidnie się przygotował. Pisemna część egzaminu poszła mu na tyle dobrze, że został zwolniony z części ustnej. Egzamin odbywał się w historycznej auli liceum, miejscu pełnym tradycji, gdzie wisiało znane malowidło „Uprowadzenie Ifigenii”. Tę atmosferę podniosłości, pomieszaną ze skupieniem i odrobiną napięcia, prezydent pamięta do dziś. — Moja matura była naprawdę krótka. Dobre przygotowanie to najlepszy sposób na stres – podkreśla Robert Szewczyk, dziś ojciec tegorocznego maturzysty.
Matematyka bez prądu
Mecenas Lech Obara, prowadzący kancelarię prawną w Olsztynie, maturę zdawał w 1968 roku w Kraśniku. Jak przyznaje, matematyka była dla niego dużym wyzwaniem, mimo podejmowanych prób poprawy wiedzy. Nauczyciele, świadomi jego talentów humanistycznych, przymykali oko na matematyczne niedociągnięcia. Pomimo intensywnych korepetycji, tuż przed maturą jego nauczyciel przyznał z rezygnacją, że nie zdoła nadrobić wszystkich zaległości. Podczas ustnego egzaminu z matematyki, niespodziewanie zgasło światło, wywołując zamieszanie na sali. Komisja w chaosie odpuściła dalsze pytania. Mecenas do dziś żartuje, że była to wyraźna interwencja opatrzności, która pomogła mu uniknąć większych kłopotów.
W czerwonej bieliźnie
Katarzyna Kropidłowska, nagradzana aktorka Teatru Jaracza, maturę zdawała niemal trzy dekady temu w Liceum im. Jana Bażyńskiego w Ostródzie. Egzamin dojrzałości wspomina jako szczególnie stresujący moment, który dotknął całą jej rodzinę. Majówkę poprzedzającą maturę spędziła w zaciemnionym pokoju, izolując się od bodźców zewnętrznych, by maksymalnie skoncentrować się na powtórzeniu materiału z czterech lat edukacji. Czasami wychodziła z książkami nad pobliskie jezioro, starając się złapać oddech i uspokoić umysł. W dniu matury zgodnie z tradycją założyła czerwoną bieliznę na szczęście oraz białą bluzkę po ukochanej, nieżyjącej już babci. Te przedmioty miały dla niej wartość symboliczną, były jej osobistymi amuletami, które miały zapewnić pozytywny wynik. Aktorka podkreśla, że atmosfera egzaminu była tak napięta, iż nawet myśl o ściąganiu była poza zasięgiem jej odwagi.
Katarzyna Kropidłowska, nagradzana aktorka Teatru Jaracza, maturę zdawała niemal trzy dekady temu w Liceum im. Jana Bażyńskiego w Ostródzie. Egzamin dojrzałości wspomina jako szczególnie stresujący moment, który dotknął całą jej rodzinę. Majówkę poprzedzającą maturę spędziła w zaciemnionym pokoju, izolując się od bodźców zewnętrznych, by maksymalnie skoncentrować się na powtórzeniu materiału z czterech lat edukacji. Czasami wychodziła z książkami nad pobliskie jezioro, starając się złapać oddech i uspokoić umysł. W dniu matury zgodnie z tradycją założyła czerwoną bieliznę na szczęście oraz białą bluzkę po ukochanej, nieżyjącej już babci. Te przedmioty miały dla niej wartość symboliczną, były jej osobistymi amuletami, które miały zapewnić pozytywny wynik. Aktorka podkreśla, że atmosfera egzaminu była tak napięta, iż nawet myśl o ściąganiu była poza zasięgiem jej odwagi.
Tragifraszka kołtunerka
Mirosław Hiszpański, prezes Warmińsko-Mazurskiego Związku Pracodawców, zdawał maturę w technikum w Iławie. Pamięta dobrze specyficzną atmosferę egzaminu ustnego – napiętą ciszę przełamała wtedy zabawna sytuacja. Jeden z kolegów, wyraźnie mający kłopoty z językiem polskim, długo zmagał się z pytaniem dotyczącym gatunku literackiego „Moralności pani Dulskiej”. Po dłuższych próbach uzyskania jakiejś podpowiedzi, ku ogólnemu rozbawieniu oznajmił, że jest to „tragifraszka kołtunerka”. Absurdalna odpowiedź rozładowała napięcie wśród uczniów i komisji, co pomogło Hiszpańskiemu podejść do swojego egzaminu ze znacznie większą swobodą i uśmiechem na twarzy.
Mirosław Hiszpański, prezes Warmińsko-Mazurskiego Związku Pracodawców, zdawał maturę w technikum w Iławie. Pamięta dobrze specyficzną atmosferę egzaminu ustnego – napiętą ciszę przełamała wtedy zabawna sytuacja. Jeden z kolegów, wyraźnie mający kłopoty z językiem polskim, długo zmagał się z pytaniem dotyczącym gatunku literackiego „Moralności pani Dulskiej”. Po dłuższych próbach uzyskania jakiejś podpowiedzi, ku ogólnemu rozbawieniu oznajmił, że jest to „tragifraszka kołtunerka”. Absurdalna odpowiedź rozładowała napięcie wśród uczniów i komisji, co pomogło Hiszpańskiemu podejść do swojego egzaminu ze znacznie większą swobodą i uśmiechem na twarzy.
Maturalne zabobony
Starsze pokolenie maturzystów do dziś wspomina, jak przed egzaminami chowali pod poduszkę notatki, wierząc, że wiedza sama wejdzie do głowy przez sen. Popularnym przesądem było także układanie podręczników na parapecie w nadziei, że światło księżyca magicznie pomoże w nauce. Niektórzy nosili ze sobą ulubione maskotki, talizmany, a nawet zdjęcia aktorów czy muzyków, przekonani, że „gwiazda” przyniesie im szczęście. Były i takie historie, gdy maturzyści przypinali sobie agrafki do ubrań – symbolicznie „spinając” całą wiedzę, jaką posiadali. Inni z kolei unikali mycia głowy przed samym egzaminem, by nie „wymyć” nabytej wiedzy. Jeszcze inni wierzyli w magiczną moc czerwonej bielizny czy wypicie kakao rano w dniu matury. Te rytuały, czasami absurdalne i zabawne, pokazują, że maturzyści od zawsze szukali wszelkich możliwych sposobów, by opanować nerwy i dodać sobie otuchy przed jednym z najważniejszych egzaminów w życiu.
Starsze pokolenie maturzystów do dziś wspomina, jak przed egzaminami chowali pod poduszkę notatki, wierząc, że wiedza sama wejdzie do głowy przez sen. Popularnym przesądem było także układanie podręczników na parapecie w nadziei, że światło księżyca magicznie pomoże w nauce. Niektórzy nosili ze sobą ulubione maskotki, talizmany, a nawet zdjęcia aktorów czy muzyków, przekonani, że „gwiazda” przyniesie im szczęście. Były i takie historie, gdy maturzyści przypinali sobie agrafki do ubrań – symbolicznie „spinając” całą wiedzę, jaką posiadali. Inni z kolei unikali mycia głowy przed samym egzaminem, by nie „wymyć” nabytej wiedzy. Jeszcze inni wierzyli w magiczną moc czerwonej bielizny czy wypicie kakao rano w dniu matury. Te rytuały, czasami absurdalne i zabawne, pokazują, że maturzyści od zawsze szukali wszelkich możliwych sposobów, by opanować nerwy i dodać sobie otuchy przed jednym z najważniejszych egzaminów w życiu.
Każdy ma swoją maturę
Matura zawsze była ważnym, symbolicznym wydarzeniem. Kiedyś matury rozwiązywano kredą na tablicy, pełne były przesądów i rytuałów, dziś zdaje się je często cyfrowo i bez kredy, ale stres pozostaje ten sam. Perypetie niektórych z naszych rozmówców mogą budzić uśmiech, ale właśnie to powinni zapamiętać tegoroczni maturzyści – egzamin maturalny to tylko jeden z wielu życiowych testów.
Matura zawsze była ważnym, symbolicznym wydarzeniem. Kiedyś matury rozwiązywano kredą na tablicy, pełne były przesądów i rytuałów, dziś zdaje się je często cyfrowo i bez kredy, ale stres pozostaje ten sam. Perypetie niektórych z naszych rozmówców mogą budzić uśmiech, ale właśnie to powinni zapamiętać tegoroczni maturzyści – egzamin maturalny to tylko jeden z wielu życiowych testów.
Jan Berdycki
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez