Serce, które nie mogło bić bez niej
2025-03-18 00:38:27(ost. akt: 2025-03-18 00:56:33)
Byli jak dwa filary podtrzymujące wspólny świat. Przez ponad pół wieku trwali razem, wspierając się w trudnych chwilach i dzieląc radości. Marian Kociniak i Grażyna Pilszczyńska – ich miłość była jak scenariusz pięknego, choć pełnego burz filmu. A jednak, gdy los zdecydował się ich rozdzielić, nie potrafili żyć osobno. On – wielki aktor o wielkim sercu, po odejściu ukochanej, nie zdołał już odnaleźć siły, by żyć dalej.
Miłość od pierwszego spojrzenia
Marian Kociniak i Grażyna Pilszczyńska poznali się w 1961 roku, w magicznej atmosferze Teatru Polskiego. Było to jedno z tych spotkań, które odmieniają całe życie. Już dwa lata później stanęli na ślubnym kobiercu, a ich dom na Saskiej Kępie stał się miejscem pełnym ciepła i rodzinnego szczęścia. Niedługo potem urodziła się ich córka, Weronika.
Choć wydawali się idealnym duetem, ich związek miał swoje trudne momenty. Bywało ciężko. Marian był artystą, żył intensywnie, z pasją, co nieraz stawało się wyzwaniem dla jego żony. Ale mimo to – nigdy się nie poddali.
"Ona była moim największym wsparciem, moim cenzorem, moim ratunkiem" – mówił Kociniak. „Tyle razy sprawiłem jej przykrość… A jednak wytrzymała ze mną całe życie.”
Ucieczka i powrót
Był jednak moment, gdy Grażyna postanowiła odejść. Wyjechała do Paryża razem z córką, nie mogąc dłużej znosić trudów wspólnego życia. Dla Mariana był to cios, który uświadomił mu, jak bardzo jej potrzebuje. Nie wyobrażał sobie życia bez nich. Błagał o powrót, obiecywał zmianę. I dotrzymał słowa. Wrócili. Od tego momentu byli już nierozłączni, aż do dnia, gdy śmierć postanowiła zburzyć ich wspólny świat.
Śmierć, której nie mógł udźwignąć
11 lutego 2016 roku Grażyna odeszła. To był cios, który złamał Mariana Kociniaka. Jego ukochana, jego druga połówka, jego opoka – zniknęła. Nie był w stanie pojawić się na jej pogrzebie, nie chciał przyjmować kondolencji. Ból, który w nim narastał, był zbyt wielki.
Ich córka Weronika wspominała w jednym z wywiadów, że poinformowanie ojca o śmierci mamy było najtrudniejszą rzeczą, jaką kiedykolwiek musiała zrobić. „Płakał i krzyczał przez całą dobę. Kilka dni później zapadł w śpiączkę, z której już się nie obudził. Po prostu pękło mu serce.”
17 marca 2016 roku, zaledwie miesiąc po śmierci Grażyny, Marian Kociniak odszedł. Nie potrafił żyć bez niej. Ich historia, choć pełna wzlotów i upadków, była przede wszystkim historią wielkiej, prawdziwej miłości. Miłości, która była silniejsza niż czas, ale nie silniejsza niż rozłąka.
Dziś pamiętamy go jako wybitnego aktora, ale przede wszystkim – jako człowieka, który kochał całą duszą. I który nie umiał żyć bez tej miłości.
Źródło: kobieta.wp.pl
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez