Popełniły zbiorowe samobójstwo w morąskim szpitalu

2025-02-08 17:00:00(ost. akt: 2025-02-07 14:38:54)
Mogiła sióstr zakonnych - pielęgniarek niemieckich, które w styczniu 1945 roku w obawie przed Sowietami w morąskim szpitalu popełniły zbiorowe samobójstwo, zostanie uznana jako grób wojenny.
Gmina Morąg została zobowiązana przez Instytut Pamięci Narodowej do opracowania karty ewidencyjnej tego miejsca spoczynku i też tak uczyniła. Mogiła niemieckich pielęgniarek z morąskiego szpitala powstała pod koniec lat 60. Właśnie wtedy siostry zostały powtórnie pochowane i spoczywają na cmentarzu komunalnym przy ulicy Dąbrowskiego w Morągu. Zajmuje powierzchnię około 5,28 m2. Obecnie część centralną mogiły stanowi płyta nagrobna wykonana z lastryka oraz tablica memoratywna wykonana z kamienia. Mogiła jest ogrodzona metalowym płotem. Grób znajduje się pod opiekę lokalnego stowarzyszenia ludności niemieckiej.

— Już bardzo długo opiekujemy się tym grobem — potwierdza Waldemar Mańka, wiceprzewodniczący Stowarzyszenia Ludności Niemieckiej „Herder” w Morągu. — Ponad 10 lat temu nagrobek przeszedł renowację i poprawiono ogrodzenie. Przedsięwzięcie sfinansowali byli mieszkańcy dawnego powiatu morąskiego z Niemiec. Od wielu lat każdego roku grób jest odwiedzany przez wielu Niemców, którzy przyjeżdżają do Morąga. Składają tam wiązanki kwiatów.

80 lat temu...

Rosyjskie oddziały zawładnęły miastem i okolicą 22 stycznia1945r. W mieście od razu rozpoczęły się gwałty, żołnierze chodzili pijani, rozjuszeni. Sowieci zajął szpital w Morągu 23 stycznia, wówczas personel niemiecki musiał się przenieść do baraku, a pozostały personel i pacjenci szpitala przenieśli się do budynku szpitalnego. Personel niemiecki miał obowiązek zajmować się i pacjentami szpitala, jak i rannymi żołnierzami sowieckimi. Mieszkali więc w baraku, ale pracowali w szpitalu. Siostry, lekarze i personel musieli pracować przymusowo. Cały personel był bezbronny i podporządkowany. Nikt nie mógł wychodzić poza szpital, bo tam strzelali snajperzy, . Ale wewnątrz też odgrywały się prześladowania i gwałty. Pracowało wówczas w szpitalu około trzydzieści sióstr z jednego z protestanckich zgromadzeń zakonnych. Były one pielęgniarkami, zajmowały się kuchnią i sprawami gospodarczymi. Po wejściu Sowietów siostry zniknęły i wszyscy myśleli, że uciekły na zachód. Wkrótce jednak odnaleziono ich ciała na strychu. Ich siostra przełożona Anni Knopke, która już nie mogła dłużej znieść mordów i gwałtów, zdecydowała się na samobójstwo. Przedtem rozdzieliła na wszystkich śmiertelną truciznę, każdy miał podjąć decyzję samodzielnie. Na samobójstwo zdecydowało się 26 osób. Były to głównie młode dziewczęta, które zostały ewakuowane do Morąga z Giżycka, Ełku, Insterburga. Ich zwłoki leżały na tym strychu aż do roztopu śniegu, bo dopiero wtedy można je było pochować. Był kwiecień 1945 roku. Wiele lat później przypadkowe odkrycie grobu miało miejsce 29 maja 1989 roku. Wszyscy zmarli byli pochowania w masowym grobie w ogrodzie. Odnalezione po latach szczątki pielęgniarek spoczęły na morąskim cmentarzu.


Dla "Fuhrera i Niemiec”

“Za niemieckich czasów w szpitalu pracowało około trzydziestu sióstr z jakiegoś protestanckiego zgromadzenia zakonnego. Były one pielęgniarkami, zajmowały się kuchnią i sprawami gospodarczymi. Po wejściu sowietów siostry te znikły i wszyscy myśleli, ze uciekły na zachód. Pewnego dnia zabrakło środków opatrunkowych na sali operacyjnej. Szura Bałtuszkina i ja ze świecami poszłyśmy na strych, gdzie były zapasy. Przy otwieraniu drzwi przeciąg zgasił świecę. Wchodząc po ciemku uderzyłam o coś wiszącego. Bałtuszkina zamknęła drzwi i zapaliła świecę. Na krokwiach wisiało trzech pielęgniarzy niemieckich. To o jednego z nich uderzyłam głową. Na podłodze leżały pokotem siostry. Zbiorowe samobójstwo popełniły przy użyciu zastrzyków z morfiny, jednak śmierć jak lekarze stwierdzili, nastąpiła wskutek zamarznięcia. Odratowano dwie siostry. Siostra Joanna, kierowniczka kuchni, osoba otyła, wyszła z tego prawie bez szwanku, siostra Frieda, drobnej budowy z trudem została odratowana. Trzeba było jej amputować duży palec u nogi. Obie potem pracowały w szpitalu. Reszta samobójców niestety już nie żyła. Samobójstwo popełnił znany w Morągu hitlerowiec, nijaki Lerbs, wraz z żoną i pięciorgiem dzieci. Posiadał sklep mięsny w bocznej uliczce, niedaleko Rynku. Znaleziono ich powieszonych. Tłumaczyłam kartę komendantowi miasta przyczepiono na piersi tego Lerbsa: ”popełniamy samobójstwo dla Fuhrera i Niemiec”. 

Zakopani w ogrodzie

- "Do szpitala w Morągu trafiłam 30 listopada 1944 roku, leżałam w nim do maja 1945 roku. W szpitalu pracowała rosyjska lekarka i pielęgniarka – Galina. Było też kilka innych lekarzy zagranicznych. Leżałam wtedy wraz z innymi cudzoziemcami w baraku, tam gdzie jest pogotowie. (…)
 Po jakimś czasie wpadła do nas siostra Galina i mówi – „Bystrej. Stało się coś strasznego. Nawet sobie nie wyobrażasz co ta wiedźma zrobiła”. Galina mówiła tak o siostrze przełożonej. Bardzo jej nie lubiła, bo ona strasznie się czepiała, poniżała ją. Przełożona pielęgniarek była złą kobietą, okropna baba, typowy hitlerowiec. Nie pamiętam jak ona się nazywała. Strasznie wszystkim dokuczała. Każdego z obcokrajowców, który trafił do szpitala, musiała przyjąć osobiście. No więc poszłam z Galiną na strych. Zachodzę tam a one biedne leżą pokotem. Ubrane w popielato-niebieski strój pielęgniarski. Na to pozakładane takie krótkie fartuszki, czepki na głowach i białe rękawiczki. Każda ma rękawiczkę na lewej ręce zsuniętą. Niektóre pod szyją mają porozrywane bluzki – chyba z bólu, i są powykręcane na boki. Inne leżą spokojnie na wznak z rękami wzdłuż ciała. Ta czarownica leży w poprzek nich a wokół niej 4 strzykawki. 
Popatrz – powiedziała do mnie Galina i pokazało mi ampułki podobne do tych, jakich i teraz używa się do zastrzyków, ale tamte były z miękkiego tworzywa. Tylko nie dotykaj tego ręką – przestrzegła i dała mi watę. Ona chyba robiła im zastrzyki a może coś do picia dawała. – A ona ? – zapytałam. – Popatrz – znowu powiedziała Galina i wskazała na jej rękę. Na lewym nadgarstku miała siniak, taki od zastrzyku. U kilku pielęgniarek też dostrzegłam takie. Dłużej tego widoku znieść nie mogłam i wyszłam (...). Leżały na tym strychu aż do roztopu śniegu. W końcu zaczęło być czuć. Dopiero wtedy przyszli rosyjscy żołnierze i zaczęli je z góry wyrzucać na podwórko. Było bardzo nieprzyjemnie. Ludzie chodzili, żałowali, płakali – nawet żołnierze. Te mocniej zamarznięte po prostu wyrzucali, te już w rozkładzie to zawinięte w prześcieradła. Wtedy nie chowało się ludzi w trumnach, bo ile by trzeba trumien. To chyba było już w kwietniu. Zakopali je tam gdzie się dało kopać".

Wiesława Witos