Seniorka z Drygał swoje życie opisała w wierszach

2025-01-14 19:30:00(ost. akt: 2025-01-14 14:35:46)

Autor zdjęcia: Kamila Dąbkowska

Od wielu lat pasjonuje się pisaniem wierszy. Do odkrycia poetyckiego talentu przyczyniła się osobista tragedia, która dotknęła ją dawno temu. — Opisałam w tych wierszach cały mój życiorys — mówi Teresa Dobrowolska, niezwykła seniorka z Drygał.
Pani Teresa Dobrowolska skończyła 92 lata i jest mieszkanką Drygał w gminie Biała Piska. Pochodzi z Zaborowa, w okolicach którego w czasie II wojny światowej mieściło się żydowskie getto. Od wielu lat pisze wiersze. Recytuje je podczas rodzinnych spotkań. Wystarczy tylko podsunąć jej temat — od razu przychodzi jej do głowy wiele pomysłów na nowe rymy.

— Kiedyś było źle na świecie, teraz to jest raj. Gdybyście wy, młodzi, wrócili do czasów dawniejszych i zobaczyli, jak ludzie żyli i jak dzieciństwo wyglądało, to wiedzielibyście, że macie duże szczęście. Mieszkaliśmy w Zaborowie koło Łomży. Stawiski, Wilczewo, Ignacewo, Poryte… tamte strony. Piękna miejscowość, ale było nam najgorzej w wojnę. W Łomży był wtedy front i tylko kule świstały. Mieliśmy murowany dom. Baliśmy się, że jak któraś w niego uderzy, to będzie koniec, a tak na dworze to może bezpieczniej. Byliśmy mali, czwórka nas była, mama wzięła koc i tak siedzieliśmy, a wokół była młoda brzezina. Nad nami latały samoloty i huczało od kul. To wycie psów, jęki ludzi. Przecież to była sodoma — wspomina.

Pani Teresie udało się skończyć 3 klasy szkoły podstawowej.

— Poszłam do szkoły, jak miałam 7 lat. Później wybuchła wojna i szkoły już nie było. Po jakimś czasie, jak zrobiło się trochę spokojniej, zaczęło się organizowanie szkół we wsiach. Gospodarze udostępniali pokoje, gdzie przychodziły dzieci z całej wsi, a nauczyciele je uczyli. We wsi obok, Kołakach, pewna pani zawiązała szkołę w dużym, opuszczonym domu. Ona dowiedziała się, że jest nas trójka dzieci w wieku szkolnym i nas do niej wzięła. Należeliśmy do innej gminy, ale tutaj było bliżej. Był pokój, w którym po jednej stronie były ławki dla klasy drugiej, a po drugiej ławki dla klasy trzeciej. Powinnam być w klasie drugiej, ale że byłam starsza, to nauczycielka popatrzyła na mnie i powiedziała: „Oj, dziecko, może ty sobie poradzisz” i przeniosła mnie do trzeciej. I poradziłam sobie. Wtedy jeszcze nie pisałam wierszy, tylko w wieku 10-12 lat robiłam sweterki czy pończochy. Rodzice chowali owce, to miało się wełnę, siali też len. I to właśnie z tych nici lnianych robiłam sobie na drutach pończochy, bo w takich się wtedy chodziło, a z wełny ciepłe rękawiczki. Nic więc dziwnego, że później zostałam krawcową.
Panią Teresę dotknęła po latach tragedia — w wyniku niedopatrzenia w pracy zginął jej syn.

— Wszystko zaczęło się 22 lata temu. Życie się toczyło, dzieci porosły. Syn służył w wojsku w Grudziądzu i tam zapoznał dziewczynę, a później ożenił się. Miał skończoną szkołę o specjalizacji mechanik samochodowy, ale w tych czasach trudno było o pracę, a że jego żona pracowała w szpitalu wojskowym, to on się tam zatrudnił jako palacz. Jego dzieci porosły, jedna dziewczynka miała 14 lat, druga 16, no i był też chłopczyk, który miał wtedy 3,5 roczku. Jakoś tak wyszło, że kotłowni, w której pracował, nie przygotowali dobrze do zimy. On próbował rozpalić w piecu, a tu dym, a węgla jeszcze nasypał i tego czadu się nawdychał. Poszedł na dyżurkę do chłopaków i powiedział: „,Chłopaki, zróbcie mi herbatę, tak mnie głowa boli”. Wypił tę herbatę i mówi: „Troszkę tak lepiej, pójdę, zobaczę, czy się rozpaliło”. Zszedł na dół i żeby tak tych drzwi kotłowni nie zamykał, to może by przeżył. On za godzinę miał zejść z dyżuru i drugi miał go wymienić — dodaje pani Teresa.

Z powodu choroby męża nie mogła wziąć udziału w uroczystości pierwszej komunii świętej wnuczka, który mając zaledwie 3,5 roku, stracił ojca. Bardzo to przeżywała i wtedy napisała wiersz.

— On strasznie mocno kochał tego synka, a synek jego. Gdy nie mogłam pojechać na komunię, tak to przeżywałam, że pomyślałam: chociaż napiszę wiersz. Jakby jakieś natchnienie we mnie wstąpiło, bo nigdy wcześniej nic takiego nie robiłam. To był wiersz od tego dziecka, które szło do komunii, dla mojego syna. Były w nim słowa, że jest dla niego dziś radosny dzień, ale te prezenty tak go nie cieszą, bo brak mu ojca. I ten wiersz był taki, że jak bym dziś go czytała, to płakałabym.

Od tamtej pory stale powiększała swoją kolekcję o nowe wiersze i piosenki.

— I tak później, jak na pierwszej kartce powstał ten wiersz, to przewróciłam stronę i pisałam kolejne wiersze, jak to dziecko dorasta, jak znosi śmierć ojca, jak te dziewczynki to znoszą, jak to wszystko tam u nich wygląda i co tam się dzieje. Później zaczęłam pisać o tym synu, jak on tu przyjeżdżał do mnie, jak siedział, jak było radośnie, kiedy się zjeżdżali… I też to, jak przyjechał ostatni raz i to nasze spotkanie było dla mnie jak pożegnanie. Przywiózł mi wtedy taki pęk odnóżek kwiatów, bo wiedział że ja te kwiaty tak bardzo lubię, i chciał, żebym sobie je posadziła. I później tak pisałam dalej i dalej, aż zapisałam ten cały zeszyt o nim i jego życiu. Zaczęłam też pisać o swoim życiu i dzieciństwie, o pójściu do szkoły, o tym, co się działo w trakcie wojny i jak to wtedy jako dziecko przeżywałam. Opisałam w tych wierszach wszystko, od A do Z, cały mój życiorys.

Kamila Dąbkowska


Teresa Dobrowolska, Las
O lesie piękny
lesie zielony
ty przypominasz
rodzinne strony
Sosny pachnące
brzozy zielone
ile radości
dawały one
Zapach był wiosną
inny jesienią
nawet zapachy
w lesie się mienią
Kocham przyrodę
kwiaty i drzewa
ten słowik leśny
tak cudnie śpiewa
Świat jest tak piękny
i ta przyroda
lata mijają
odchodzić szkoda
Szanuj człowieku
świat i przyrodę
szybko przeminą
ci lata młode