Przeżyłam pięciu burmistrzów!

2025-01-13 12:00:00(ost. akt: 2025-01-13 14:30:36)
Drobna, filigranowa kobieta z klasą, szykiem i werwą, z doskonałą pamięcią do dat, nazwisk, której niedawno odśpiewano „200 lat!”. Osoba, która wszystko, co się dzieje, spisuje, czyta bez okularów i dobrze wie, co w bieżącej polityce słychać. — Ja się cieszę, że rozum mam i aparat w uchu. Coś musi być w tym wieku — mówi.
Halina Malinowska, nowomiejska stulatka, przez 28 lat kierowniczka Urzędu Stanu Cywilnego w Nowym Mieście Lubawskim. Była także powiatową archiwistką. Jak mówi o niej były burmistrz miasta, to historia Nowego Miasta i legenda urzędu miasta, ponieważ tam jubilatka udzieliła niezliczonej ilości ślubów!

— Pięciu burmistrzów przeżyłam. Pierwszy nauczył mnie pracy; ja obok niego miałam gabinet — opowiada Halina Malinowska. — U mnie zawsze było wszystko jak należy. Raz odmówiłam udzielenia ślubu, bo pan młody był na cyku. Wzięłam narzeczoną i mówię, że ślubu nie będzie, bo narzeczony pijany. Wrócili za jakiś czas z bombonierką i przeprosinami. W kolejnym podejściu wyszli już jako mąż i żona. Udzielałam ślubu na łożu śmierci ale w więzieniu nie zdążyłam.

Przez te 28 lat na panią Halinę wpłynęła jedna skarga z powodu odmowy udzielenia ślubu. Złożył ją przyszły pan młody, który chciał poślubić swoją pasierbicę. Zgody na taki ślub mógł udzielić jedynie sąd.

— Masa wspomnień… Kiedyś udzielałam ślubu w sobotę, a w poniedziałek świeżo upieczony mąż przyszedł po akt zgonu żony, pożar jakiś czy coś… — opowiada pani Halina. — Ja te księgi tłumaczyłam, wszystkie, ale najgorsze to były z Mroczna, luźne karty, te urodzenia pomylone. To te były najgorsze. Jak nie wiem, jak tam urzędowali, ale jak do mnie kontrola przyszła, to nigdy nie było żadnych uwag w protokołach. Ja w kalendarzu piszę sobie każdy dzień, aby na marne nie przeszedł: kto był, co się działo.

Z pewnością ten trening umysłu pozwala na tak niebywałą formę w wieku ponad stu lat. Pani Halina niesamowicie opowiada, doskonale pamięta, wciąż się uśmiecha, nie brakuje jej poczucia humoru, błyskotliwych ripost. Umysłowo daleko jej do setki. Fizycznie także, aczkolwiek, jak sama mówi, zbyt mało ruchu w życiu niekorzystnie wypłynęło na jej kręgosłup. Do tego została potracona przez samochód; kręgosłup ucierpiał znacznie. Jednak spacer codzienny musi być. Godzinka obowiązkowo, nawet w upały, wtedy pod parasolem chroniącym od słońca.

— Raz było tak, że prosto z urzędu panna młoda jechała rodzić! Świadek mówi na ucho, aby prędzej załatwić, bo ona rodzić zaczęła. Tak było, ale dziecko już po północy się urodziło. Nieraz na akordeonie grali, pięknie, już od dołu w urzędzie słychać było. Cyrkowcy, kolorowi, weseli. Niesamowity ślub — wspomina.

Przecież ślub to zazwyczaj jeden z najpiękniejszych dni w życiu. Nie wiemy, ile z tych małżeństw przetrwało, ale można być pewnym, że w tym jednym, jedynym dniu w obecności pani Haliny tworzyła się historia poszczególnych rodzin. W zasadzie te rodziny zaczynały istnieć, formalizowały się w akcie małżeństwa.

Kolaż sprezentowany z okazji setnych urodzin to malutka pigułka 28 lat pracy. Jakże piękna, ukazująca przemijanie, ale także wywołująca wspomnienia, nie tylko obdarowanej, lecz także osób, które podobne zdjęcia mają w swoich albumach. Być może do nich wracają. Być może wrócą dziś, obejrzą i będą wiedzieć, że osoba, która udzieliła im ślubu, skończyła właśnie 105 lat i wciąż jest w doskonałej formie!

Alina Laskowska