Jeździ rowerem po Warmii i pisze o niej książki

2025-01-11 10:00:08(ost. akt: 2025-01-10 14:48:01)
Stanisław Stefanowicz

Stanisław Stefanowicz

Autor zdjęcia: Mat. własne

Stanisław Stefanowicz, który swoje życie związał m.in. z podolsztyńskimi Majdami, jest zafascynowany południową Warmią. Poznaje ją na różne sposoby.
Stanisław Stefanowicz pochodzi z Warszawy, ale ma dom w podolsztyńskich Majdach. Jego życiowym marzeniem było połączenie pracy zawodowej z prywatnymi zainteresowaniami. W 2017 r. przeszedł na emeryturę, jednak nadal pozostaje związany ze światem architektury. Ciągle jest też aktywny i ciekawy otoczenia, w którym się znajduje.

— Miałem wspaniałych nauczycieli, jeszcze przedwojennych. Wspaniali ludzie. Np. z polonistą jeździliśmy kilka razy w roku na obozy wędrowne. Tym się zaraziłem. Przebywając na Warmii, kontynuowałem tę aktywność, jeżdżąc rowerem po okolicach. Dodatkowo szalenie lubię oglądać mapy topograficzne. Dla mnie są jak książki. Były dla mnie przewodnikiem w podróżach. Teraz mapy są strasznie drogie; musiałbym na nie wydać majątek, więc zacząłem je sam rysować i korzystać z nich — mówi.

Stanisław Stefanowicz nie potrafi usiedzieć w miejscu, więc często wsiada na rower i rusza na wycieczkę po okolicznych terenach. A te do tej pory wzbudzają jego ciekawość.

— A jest co podziwiać. Okolice Majd i Kręska to szczególne miejsca. Tu znajdują się najwyższe lokalne przewyższenia. Niedaleko znajduje się wiele jezior, łącznie z Łańskim, Plusznem i Ustrychem. Zwiedzałem je głównie rowerem — podkreśla pan Stanisław.

Trasy wzdłuż miejsc kultu

Na początku jego uwagę przyciągnęły przydrożne kapliczki i krzyże. Robił im zdjęcia. Było ich mnóstwo, więc uznał, że ten materiał warto jakoś wykorzystać.


— Już podczas licealnych wypraw wędrownych odbywanych pod opieką Edwarda Hermana zaczęła się moja fascynacja tymi świadectwami kultury i wiary. To właśnie wtedy rozpoczęła się moja przygoda z nimi, która rozwijała się przez lata. Przygotowując tekst opisu do katalogu o warmińskich kapliczkach i krzyżach, przedstawiłem również swoje wspomnienia z tamtych lat, kiedy podziwiałem i dyskutowałem o przydrożnych świątkach w Beskidach i Karkonoszach — opowiada pan Stanisław.

W przypadku południowej Warmii zaczął je opisywać, korzystając m.in. z wiedzy proboszczów poszczególnych parafii. Stąd wzięło się wydawnictwo poświęcone kapliczkom i krzyżom. Ale zawarta w nim wiedza została ujęta w nietypowy, ale za to praktyczny sposób.

Autor usystematyzował ich umiejscowienie i na tej podstawie stworzył i opisał szlaki rowerowe południowej Warmii. Pozostał lokalnym patriotą, bo miejsce rozpoczęcia każdej z nich i zakończenia to Majdy. Ich długość jest różna, ale każda z nich ma kilkadziesiąt kilometrów. Jedna z nich, o długości ponad 50 km, prowadzi do Butryn, Przykopu i Starej Kaletki.

Świadectwo działalności wielu pokoleń

— Jednocześnie w głowie miałem obiekty hydrotechniczne, które mijaliśmy na rowerowych wyprawach, różnego rodzaju, np. wodne przepusty, którym robiłem zdjęcia — mówi pasjonat południowej Warmii. — Zacząłem się zastanawiać, jak uporządkować zebrany materiał. Doszedłem do wniosku, że należy opisać je wzdłuż rzek, bo inaczej nie da rady. Marózką pływałem, wzdłuż Łyny jeździłem rowerem. Pasłęka jest dostępna niedaleko nas. Kolejna trasa została opisana wzdłuż rzeki Kośna — mówi.

Stąd się wzięła kolejna publikacja „Obiekty hydrotechniczne. Południowa Warmia”. Jej autor przyznaje, że po wielu tych obiektach zostały jedynie ślady. Na szczęście część funkcjonuje nadal. To mosty, tamy, jazy, przepusty, śluzy, kanały itd.

— Wszystkie świadczą o wysokiej kulturze inżynierskiej ich twórców, o planowej gospodarce zasobami wodnymi, prowadzonej przez całe pokolenia. Mniejsze, lokalne budowle wodne nie są już tak znane, ale ich urok jest równie niezaprzeczalny, choć po niektórych pozostały tylko ruiny skryte w trudno dostępnych leśnych ostępach — zaznacza lokalny podróżnik. — Dla nas te najbliższe związane są z górnym biegiem Łyny i Pasłęki, a trzeba pamiętać, że do ich zlewni należy cała południowa Warmia. Moim celem jest zachowanie pamięci o nich wszystkich. Stąd wzięło się to wydawnictwo — wyjaśnia.

Grzegorz Szydłowski