Czym może inspirować nas kobieta, która żyła pięć wieków temu?

2024-12-28 09:00:32(ost. akt: 2024-12-27 15:13:21)
Zbliżał się adwent roku Pańskiego 1578 roku. Sanie z Magdaleną i jej służkami zamiast jechać do Lubawy na roraty, skręciły w stronę Chełmna. W ten nietypowy sposób do klasztoru wstąpiła 24-letnia Magdalena.
Swoje młodzieńcze lata późniejsza benedyktyńska ksieni (przeorysza) spędziła w pałacu w Mortęgach koło Lubawy. Nic więc dziwnego, że to właśnie tam odbyła się sesja naukowa „Dziedzictwo ksieni Magdaleny Mortęskiej”. Tym bardziej, że jest ona bliska jego obecnym właścicielom Alinie oraz Janowi Szynakom.

Na konferencję do Mortęg przyjechało wiele benedyktynek, także z klasztorów, które przed wiekami reformowała Magdalena Mortęska (1554-1631). Na terenach ówczesnej diecezji chełmińskiej były to czasy ciężkie dla katolików. Protestanci przejmowali katolickie świątynie. Malała liczba zakonników oraz zakonnic. Całe wspólnoty przechodziły na protestantyzm. To w takich czasach Sługa Boża Magdalena Mortęska zreformowała żeńskie zakony benedyktyńskie w Polsce.

Zamieniła braci na siostry

Jedną z prelegentek podczas konferencji była prof. Agnieszka Kijewska z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, która zwróciła uwagę na to, że Magdalena Mortęska zreformowała regułę św. Benedykta, dopełniając kontemplacyjny charakter klasztoru o nauczanie i wychowanie dziewcząt.

— Reforma podjęta przez Magdalenę Mortęską opierała się po pierwsze na odnalezieniu reguły, przestudiowaniu jej tekstu, a następnie przystosowaniu jej do nowego prawa kościelnego — podkreśla prof. Agnieszka Kijewska.
Dlatego spory nacisk położyła na kształcenie sióstr. Miały one nauczyć się czytać po polsku, a także łaciny.

Co ważne, szczególnie w dzisiejszych czasach, matka Mortęska w istotny sposób zmieniła początek reguły. Zamiast „Słuchaj, synu, nauk Mistrza…”, napisała „Słuchaj, o Córko, przykazania Mistrza…”.

Warto wspomnieć, że mniszki zaangażowały się wówczas w prowadzenie przyklasztornych szkół dla panien. Nauczano je tam czytać, pisać, rachunku, śpiewu oraz robót ręcznych.

Może inspirować także dzisiaj

— Co może zaproponować mi kobieta, która urodziła się 470 lat temu? — stawia pytanie Barbara Marszałek, członek Fundacji „Opcja Benedykta”, która propaguje duchowość benedyktyńską wśród świeckich. Przez wiele lat pani Barbara organizowała w Olsztynie spotkania z ojcem Włodzimierzem Zatorskim, mnichem z Tyńca. — Postawa Magdaleny Mortęskiej, jej siła woli, determinacja są uniwersalne i ponadczasowe. Mogą inspirować i dodawać skrzydeł — odpowiada sama na nie.

— Przede wszystkim wybrała tożsamość zakorzenioną mocno w fundamencie wiary. Z niej czerpała siłę i moc. Jej zaletami były bez wątpienia wierność, cierpliwość, wytrwałość, intuicja, przedsiębiorczość, pracowitość, niezarażanie się przeciwnościami, konsekwencja w działaniu pomimo trudności, pokora i miłość do Boga i ludzi. Zabiegała o wszechstronną edukację swoich współsióstr oraz dziewcząt, szczególnie z uboższych domów. Wszystko czyniła z poświęceniem, mimo swojej niepełnosprawności, bo w dzieciństwie straciła oko. I dodaje: — Stąd wyrażam swoją wdzięczność państwu Alinie i Janowi Szynkom, bo dzięki nim poznałam postać historyczną, która może być przykładem dla mnie, współcześnie żyjącej, oraz tych, którzy poszukują wartości w życiu.

Nie chodzi o bycie jakąś superwoman

Siostra Hanna Szmigielska przyjechała do Mortęg z opactwa le Bec-Hellouin na terenie Normandii. Zanim wstąpiła do klasztoru, studiowała w Bydgoskiej Akademii Muzycznej, w klasie organów, oraz w Conservatoire de Strasbourg muzykę niemieckiego i francuskiego baroku.

— Z postacią matki Magdaleny Mortęskiej zetknęłam się dzięki benedyktynowi Konradowi Małysowi z Tyńca oraz książce siostry Małgorzaty Borkowskiej pt. „Tęsknota” — mówi siostra Hanna.

Co ciekawe, w książce opisany został moment, w którym Magdalena Mortęska postanowiła opuścić posiadłość w Mortęgach i mimo sprzeciwu ojca wstąpiła do klasztoru w Chełmnie. Był adwent 1578 roku, a Magdalena miała wówczas 24 lata. Kiedy ojciec dowiedział się, że córka nie chce wracać do domu, wpadł w gniew, a klasztorowi groził nawet zemstą. Po kilku miesiącach uszanował jednak jej decyzję. Droga życia duchowego Magdaleny była bardzo dynamiczna. Już w 1579 roku została ksienią klasztoru chełmińskiego i zajęła się odbudową życia religijnego.

— Postać ta przypomina mi św. Teresę Wielką, karmelitankę, która również była mistyczką, a równocześnie reformatorką — opowiada siostra Hanna. — Magdalena była niesamowicie aktywna, a jednocześnie nosiła w sobie głębokie pragnienie Boga, od którego otrzymywała siłę do znoszenia przeciwności. I nie chodzi tutaj o bycie jakąś superwoman, tylko o współpracę z łaską Bożą, która uzdalnia do wielkich rzeczy. Magdalena Mortęska jest dobrym przykładem połączenia biblijnej Marii oraz Marty. Ciągle była w podróży, zakładała nowe klasztory, negocjowała, rozmawiała z decydentami. Mogłoby się wydawać, że to taka spokojna mniszka, ale wspomniana tytułowa tęsknota stanowiła dla niej istną siłę napędową do działania.

Siostra Hanna z uznaniem patrzy na zaangażowanie się państwa Szynaków w propagowanie postaci Magdaleny Mortęskiej. — We Francji często zdarza się że bogaci mecenasi wspierają procesy beatyfikacyjne i pokrywają koszty z tym związane. Dobrze, że tu, w Polsce, mamy państwa Szynaków — mówi.

Przyjaźń, która trwa 10 lat

Państwo Szynakowie szczególnie zainteresowali się Magdaleną Mortęską, kiedy kupili historyczny pałac w Mortęgach. Zaczęli szukać śladów jej działalności w klasztorach benedyktynek zarówno w Polsce, jak i za granicą. Zebrane relacje, materiały oraz kwerenda, którą finansowo wspierał Jan Szynaka z żoną Aliną, wydatnie przyczyniły się do rozpoczęcia procesu beatyfikacyjnego. Zresztą nadal to robią, kiedy akta, po zakończeniu procesu na szczeblu diecezjalnym, trafiły już do Rzymu. Dzięki temu w tym roku przetłumaczono na włoski 100 dokumentów.

— Na szczęście osoba, która zajmowała się procesem Magdaleny Mortęskiej w diecezji toruńskiej i sprawowała funkcję postulatora sprawiedliwości, zajmuje się tą postacią również w Rzymie — mówi Jan Szynaka. — To ważne, bo zna sprawę od podszewki, a nam z kolei łatwiej wspierać proces stąd, z Lubawy — dodaje.

Tą osobą jest ojciec prof. Szczepan Praśkiewicz, karmelita bosy.

Dziś w wyremontowanym pałacu w Mortęgach znajduje się hotel, nieopodal wybudowano stajnie, nie brakuje tu miejsc do spaceru i rekreacji, a nawet klimatycznej, niewielkiej ceglanej kaplicy. — Kaplicę odwiedza mnóstwo osób, zresztą cały czas jest otwarta — opowiada Jan Szynaka. — Mamy dużo ślubów, jubileuszów, chrzcin oraz innych uroczystości. Czuć tutaj ducha…

Czy do kaplicy zachodzi Jan Szynka? — Nie inaczej — odpowiada. — Nasza przyjaźń z Magdaleną Mortęską trwa już 10 lat. Razem z żoną zawierzyliśmy jej nasze sprawy — mówi.

Wojciech Kosiewicz