"Jutrznia na Gody" - tradycja, która zanikła na Mazurach

2024-12-25 11:30:46(ost. akt: 2024-12-25 11:31:55)

Autor zdjęcia: pixabay

Przez wieki na Mazurach w pierwszym dniu Bożego Narodzenia wystawiano Jutrznię na Gody - widowisko obrzędowe opowiadające o narodzeniu Jezusa. Tradycja Jutrzni zanikła w latach 50 XX w., gdy Mazurów piętnowano i uważano za "obcy element", a oni emigrowali do Niemiec.
Nazwa "Jutrznia na Gody" określała zarówno czas wystawiania widowiska (jutrznia to czas przed wschodem słońca) jak i jego tematykę (Gody to Boże Narodzenie).

Wystawiano je w nocy z 24 na 25 grudnia w kościołach, szkołach, a nawet prywatnych domach na całych Mazurach. Czasami nad przygotowaniem widowiska, w którym brały udział zwykle szkolne dzieci, brał udział pastor, częściej - miejscowy nauczyciel. Dziś "Jutrznię na Gody" można przyrównać do jasełek.

Jutrznię na Gody zaczynała procesja ubranych na biało dzieci, które w rękach trzymały zapalone świece, a nawet udekorowane świeczkami choinki. Dzieci usadowione następnie w różnych miejscach (np. przy ołtarzu, pod chórem itp.) recytowały, śpiewały pieśni, przywoływały dialogi Pasterzy, czy Trzech Króli - wszystko to miało sławić zgromadzonym nadzieję na zbawienie objawioną w narodzinach Jezusa. Widowisko oglądały całe wsie, i jak zapewniał w spisanych w 1870 roku "Wierzeniach mazurskich" (wyd. 2008) badacz, znawca i dokumentator życia Mazurów Max Toeppen była to "bardzo charakterystyczna i wielce lubiana uroczystość".

Pierwsze notatki o obchodzeniu Jutrzni na Gody pojawiły się już w 1753 roku w Jansborku tj. dzisiejszym Piszu. Ponieważ Jutrznia na Gody odbywała się w języku polskim i uczestniczyli w niej przede wszystkim mówiący po polsku Mazurzy w XIX wieku tradycja ta zaczęła być tępiona przez władze pruskie. Te argumentowały, że obrzęd, w którym dzieci chodzą ze świecami jest niebezpieczny dla uczestników i stwarza zagrożenie pożarowe.

Na początku XX wieku tradycję Jutrzni na Gody próbował wskrzeszać nauczyciel i folklorysta z powiatu działdowskiego (z czasem nazwany Królem Mazurów) Karol Małłek, który opracował i wydał scenariusz tego obrzędu. Wysiłki Małłka nie były bezowocne, bo jak wspomina w zbiorze esejów "Szkice z mazurskiego brulionu" (wyd. 2003) pisarz i poeta Erwin Kruk (zm. 2017 r.), jako dziecko brał on udział w Jutrzni. Ponieważ nikt, poza Krukiem, Jutrzni nie wspominał, można przyjąć, że poeta był ostatnim pokoleniem, które Jutrznię na Gody wystawiało.

"Na długo przed świętami ksiądz wyznaczał nam oracje, których trzeba było się nauczyć, a także pieśni o narodzinach Pana Jezusa. Ważne przy tym było, aby każdy zapamiętał, w którym momencie ma wystąpić przed zborem" - napisał w felietonie "Jutrznia na gody" urodzony w 1941 roku Kruk i ubolewał, że tuż po wojnie stroje dzieci przedstawiających Jutrznię na Gody były skromne i niczym nie wyróżniały się od strojów tych, którzy widowisko oglądali.

Poźniej Jutrzni nie wystawiano w kilku powodów: przede wszystkim Mazurów uważano za "niepewny, obcy element", poza tym w latach 50. XX w. rozpoczęły się masowe emigracje Mazurów do Niemiec i zwyczajnie nie było komu widowiska i przygotowywać, i oglądać.

Historyk i regionalista Grzegorz Jasiński w jednym z artykułów naukowych o Jutrzni przytoczył stwierdzenie chłopów mazurskich, którzy pisali, że: "Polska jutrznia dla nas Mazurów jest tem samem, czem krople rosy dla kwiatka. I dziatwa i my starzy słuchamy chętnie tych słów macierzyńskich, gdyż podnoszą one ducha naszego i serca nasze napawają błogiem uczuciem".

Wystawianie Jutrzni na Gody jest możliwe także i dziś, bo zachowały się scenariusze tego widowiska m.in, spisane przez Wilhelma Roschkowskiego "Na Gody. Jutrznia". Mimo to tradycję wystawiania tego widowiska można uznać za zanikłą.

PAP/ga