Kamery na skrzyżowaniu al. Sikorskiego z ul. Synów Pułku i Tuwima zarobiły już okrągły milion

2024-12-22 13:00:00(ost. akt: 2024-12-20 15:17:44)
W ciągu trzech kwartałów tego roku kamery na olsztyńskim skrzyżowaniu zarejestrowały 2000 przypadków przejazdu na czerwonym świetle

W ciągu trzech kwartałów tego roku kamery na olsztyńskim skrzyżowaniu zarejestrowały 2000 przypadków przejazdu na czerwonym świetle

Autor zdjęcia: Zbigniew Woźniak

Żółte kamery na skrzyżowaniu al. Sikorskiego z ul. Synów Pułku i Tuwima to maszynka do zarabiana pieniędzy. W ciągu trzech kwartałów tego roku system kontroli przejazdu na czerwonym świetle zarejestrował tu 2000 wykroczeń, co kosztowało kierowców milion złotych.
Odkąd w styczniu tego roku na skrzyżowaniu al. Sikorskiego z ul. Synów Pułku i Tuwima pojawiły się kamery rejestrujące przejazd na czerwonym świetle, kierowcy muszą mieć się na baczności.

Kamery Red Light, bo tak nazywa się ten system, nie mają uczuć i nie przepuszczą nikomu. I niestety setki kierowców odczuło to już na własnej skórze.
Jak poinformował nas Wojciech Król, rzecznik prasowy Głównego Inspektoratu Transportu Drogowego w ciągu trzech kwartałów tego roku kamery na olsztyńskim skrzyżowaniu zarejestrowały 2000 przypadków przejazdu na czerwonym świetle. Tymczasem przejazd na czerwonym świetle słono kosztuje, bo kara to 500 zł mandatu i 15 punktów karnych. To oznacza, że kieszenie kierowców zubożały dokładnie o okrągły milion złotych, nie mówiąc już o punktach karnych, które dostał każdy z nich.

Czy 2 tys. naruszeń to dużo? Cóż nie powinno być ich w ogóle, ale patrząc na to, co działo się tuż po zamontowaniu żółtych kamer, to kierowcy jeżdżą dużo ostrożniej. Od ich uruchomienia (8 stycznia) do 30 kwietnia, a więc w ciągu czterech pierwszych miesięcy system Red Light zarejestrował aż 1267 takich przypadków. W kolejnych miesiącach jak widać jest już dużo mniej wykroczeń. Mandat za przejazd na czerwonym świetle może nie jest aż tak wysoki w porównaniu z tymi za prędkość, ale wiąże się z 15 punktami karnymi. Wystarczy, że kierowca jeszcze raz popełni podobne wykroczenie, to pożegna się z prawem jazdy, bo dopuszczalny limit punktów to 24, a w przypadku kierowców młodych, czyli posiadających uprawnienia krócej niż rok, to tylko 20 punktów.

Jak działa system?

Otóż zamontowane kamery wykrywają przypadki wjechania przez kierujących na skrzyżowanie przy czerwonym świetle. Śledzą tor poruszania się pojazdu oraz dokumentują popełnione wykroczenie wraz z danymi umożliwiającymi identyfikację pojazdu, czas i miejsce popełnienia wykroczenia oraz czas, jaki upłynął od zapalenia się czerwonego światła.

Dokumentacja filmowa i fotograficzna ze zdarzenia przesyłana jest automatycznie do centrali. Tam materiał jest weryfikowany przez pracownika Centrum Automatycznego Nadzoru nad Ruchem Drogowym, który stwierdza, czy doszło do złamania przepisów ruchu drogowego. Jeśli tak, to wówczas dostaniemy wezwanie z GITD do ustalenia kierującego pojazdem. Konsekwencją wykroczenia jest mandat oraz punkty karne dla kierowcy.

Taki system monitoringu jest tylko na jednym skrzyżowaniu w Olsztynie i nigdzie indziej w całym naszym regionie. Na razie też GITD nie planuje objąć kontrolą Red Light innych skrzyżowań w Olsztynie, ale cały czas system w kraju jest rozbudowywany, to kto wie.

Jak płachta na byka
Żółte kamery na skrzyżowaniu budzą u niektórych kierowców strach. I to wielki, podobnie jak rondo na pl. Bema. Niektórzy kierowcy tak panicznie boją się jazdy przez to rondo, że wolą zostawić samochód gdzieś na Zatorzu i przesiąść się tu na autobus. Tak na nich działa to rondo, które nie jest specjalnie jakoś skomplikowane, bo chyba zdecydowanie łatwiej o wypadek na mini rondach, które są w Olsztynie np. na al. Sybiraków i ul. Macieja Rataja , czy ul. Emilii Plater i 22 Stycznia. Kierowcy nie wiedzieć czemu, nagle zapominają tu o tym, kto ma pierwszeństwo na rondzie.

Natomiast w przykładu skrzyżowania koło galerii są kierowcy, którzy wolą po prostu nadłożyć drogi i czasu, a więc pojechać przez Nagórki, byle tylko nie przejeżdżać przez skrzyżowanie z żółtymi kamerami.

Dlaczego? Otóż dla świętego spokoju, jak tłumaczył nam jeden z kierowców, dodając: — Może to głupie, ale nie muszę roztrząsać, czy aby na pewno nie złapały mnie kamery i nie dostanę mandatu oraz punktów karnych.
Rzeczywiście tak jest, bo tak naprawdę o tym, że popełniliśmy wykroczenie, dowiadujemy się dopiero, jak dostajemy list z GITD. Ponadto żadne znaki na drodze nie informują, że dane skrzyżowanie jest objęte kontrolą przejazdu na czerwonym świetle.

Cóż, pewnie jedni tylko uśmiechną na tak daleko idącą ostrożność, ale z drugiej strony, czyż spokój na drodze nie jest bezcenny?

Andrzej Mielnicki