Mieli w sobie gotowość, by pokochać każde dziecko

2024-12-19 14:07:45(ost. akt: 2024-12-19 14:26:41)   Artykuł sponsorowany

Autor zdjęcia: Zbigniew Woźniak

Wiedzieliśmy, że chcemy stworzyć rodzinę zastępczą, by dać dom i ogrom miłości dziecku, które z jakiś przyczyn nie dostało tego w swoim biologicznym środowisku – mówią Kornelia i Piotr Kochanowscy, którzy postanowili zostać rodziną zastępczą.
Drzwi otwiera nam szczupła blondynka, za którą biegnie mała dziewczynka z włosami upiętymi w kucyki. Ciekawie się nam przygląda, ale już po chwili na jej twarzy pojawia się uśmiech.

Wokół niej kręci się 15-letnia suczka rasy cockerspaniel o imieniu Kofi, która co chwilę liże dziewczynkę po rączce, jakby sprawdzała, czy jest bezpieczna. Jednak szybko traci zainteresowanie nami, uznając chyba, że wszystko jest w porządku.
— Dlaczego zostaliśmy rodziną zastępczą? Wiemy, jak dużo dzieci potrzebuje pomocy. A jeśli mamy na to czas, przestrzeń i warunki, postanowiliśmy się tym podzielić — podkreśla Kornelia.

Obrazek w tresci

Piotr dodaje:
— Skłoniła nas do tego historia rodzinna. Mój tata wychował się w domu dziecka, sam był też rodziną zastępczą dla czwórki rodzeństwa — wspomina Piotr Kochanowski. — Mam też trójkę biologicznego rodzeństwa. Kiedy pojawiła się u nas w domu czwórka dzieci, dla której rodzice byli rodziną zastępczą, w domu byłem już tylko ja. To były dzieci naszych znajomych. Najpierw ich ojciec zmarł na raka, potem zachorowała matka. Moi rodzice podjęli decyzję natychmiast. W ciągu tygodnia zamienili mieszkanie na pół bliźniaka, żeby wszyscy się pomieścili.
Dziś wszyscy są już dorośli, rozjechali się po Polsce i świecie, ale nadal mają ze sobą kontakt. Te doświadczenia sprawiły, że im samym łatwiej było podjąć decyzję.

Piecza zastępcza, z czego wiele osób nie zdaje sobie sprawy, różni się od adopcji. Rodzina zastępcza to z założenia rozwiązanie, które trwa od kilku miesięcy do kilkunastu lat. Aby zostać rodzicem zastępczym, potrzeba przede wszystkim świadomej decyzji i empatii. Są też wizyty w domu, sprawdzanie warunków mieszkaniowych i zarobkowych, badania psychologiczne, w końcu kurs dla kandydatów na rodziny zastępcze.
— Nie podjęliśmy decyzji natychmiast, zresztą sam proces też trwa. Zajęło to niemal rok - od złożenia wniosku do ukończenia szkolenia. W listopadzie skończyliśmy kurs, a już pod koniec miesiąca były pierwsze telefony. Jest naprawdę dużo dzieci, które czekają na domy — dodaje Kornelia.

Obrazek w tresci

Mieli w sobie gotowość, by pokochać każde dziecko i dać mu dom.


— Pytano nas, jakie dzieci jesteśmy gotowi przyjąć. Na początku myśleliśmy o noworodku. Jednak gdy pojawiła się informacja o ośmiomiesięcznej dziewczynce, która potrzebuje domu, bo inaczej trafi do placówki, decyzja zapadła w ciągu kilku godzin. Kiedy Lenka trafiła do nas, była maleńka. Po czterech miesiącach urodził się też jej braciszek. Matka zostawiła go już w szpitalu. Dziś też przebywa w rodzinie zastępczej.
— Lenka przyszła do nas 14 grudnia, rok temu. Kiedy pojawiła się w naszym domu nie raczkowała, praktycznie była dzieckiem leżącym – wspominają.
Lenka od początku potrzebowała bliskości. Uspokaja się, kiedy przytula się do swoich rodziców zastępczych. Wtedy czują, że dziewczynka jest szczęśliwa.

— Rodzina zastępcza jest kołem ratunkowym, pomaga dzieciom stworzyć lepszą przyszłość — mówią. — Są też wyzwania. Nigdy też nie wiemy z jakim bagażem przychodzi do nas dziecko, trzeba pamiętać również o rodzinie biologicznej, z którą dziecko ma możliwość kontaktów. U nas więcej kontaktu było na początku - przez około cztery pierwsze miesiące. Na ten moment kontakty są sporadyczne. I to nie jest tak, że jesteśmy wyjątkiem. W wielu rodzinach zastępczych sytuacja wygląda podobnie.

By stworzyć odpowiednie warunki dla dziecka trzeba być empatycznym, ale też wyznaczać granice. Rodzic zastępczy ma pobudzać w dziecku samodzielność i poczucie sprawczości, by w przyszłości mogło stanąć na nogi.
W czasie naszej rozmowy o uwagę dopomina się Lenka, która z precyzją rozkłada książeczki i przypatruje się ilustracjom. Cały czas rozmawia. Kornelia i Piotr mówią, że z radością patrzą , jak dziewczynka każdego dnia uczy się czegoś nowego, stara się powtarzać nowe słówka.
— Przypominamy sobie czasem, jak funkcjonowała Lenka na samym początku, a jaka jest dzisiaj. To ogromny postęp — mówią. — To jednak wymaga i czasu, i ogromnej pracy włożonej w budowanie poczucia bezpieczeństwa. Trzeba dziecku oddać się w stu procentach, by czuło, że jest ważne.

Obrazek w tresci

Dziś Lenka ma już rok i osiem miesięcy. Jest żywiołowym, radosnym dzieckiem. Z chęcią chodzi do żłobka i wracając domaga się przytulania i całusów.
— Kiedy odbieramy ją ze żłobka biegnie do nas z taką radością, że wciąż potrafi nas to zaskoczyć. To bardzo wzruszające – opowiadają.
Teraz ich największym marzeniem jest to, żeby Lenka była zdrowa, normalnie się rozwijała i nie ujawniły się traumy, które prawdopodobnie przeszła w dzieciństwie.

Już wkrótce drugie Boże Narodzenie Lenki. Spędzą je w Gołdapi, ich rodzinnej miejscowości, gdzie czeka duża rodzina. W ich domu już stoi choinka udekorowana na święta. Dziewczynka ma ciepły dom i kochającą rodzinę.
W całej Polsce ponad 15 tysięcy dzieci czeka, by ktoś został ich rodziną zastępczą. Marzą o tym, aby mieć kochający dom, zastępczych mamę i tatę albo ciocię, wujka, którzy się o nich zatroszczą.
- Nie każdy zostanie rodziną zastępczą. To trzeba czuć i mieć w sobie. Zawsze trzeba mieć pewność. Nagrodą jest to, że widzimy, jak dziecko rozwija się, a ono odwdzięcza się całym sobą. Codziennymi tulasami, czułościami, uśmiechem. Tym, jak wieczorem wtula się w nas, by zasnąć. I to jest najpiękniejsze – kończy pani Kornelia.

Kajot

Publikacja powstała w ramach projektu „Pozytywna przyszłość PLUS. Promocja rodzicielstwa zastępczego, wsparcie istniejących rodzin zastępczych oraz osób usamodzielnianych i opuszczających rodzinną lub instytucjonalną pieczę zastępczą” dofinansowanego ze środków Europejskiego Funduszu Społecznego +.

Obrazek w tresci