Gawęda Wodza i przemyślenia cynika [FELIETON]

2024-12-04 16:09:51(ost. akt: 2024-12-04 16:15:51)

Autor zdjęcia: wm.pl

Gdzieś w okolicach roku 1983, czyli za najmroczniejszych czasów „wielkiej smuty” Jaruzelskiego, na murach kultowych garaży posadowionych frontem do ulicy Zbaraskiej w Łodzi, tych – wiedzą Państwo – których tylne ściany sąsiadują z Parkiem Podolskim, a w tamtych latach służyły one głównie do pisemnego wyrażania niezadowolenia ludu pracującego miasta włókniarzy, ktoś rozpuszczonym w wodzie wapnem i wielkimi literami nasmarował napis takowej treści: „Obywatelu, pomóż milicji i pobij się sam!”.
Aby dochować kronikarskiej rzetelności dodam, że na ulicy Piotrkowskiej, też w Łodzi, frazę ową wykrzykiwał także – jednak, dopiero około pół dekady później, bo 13 grudnia 1988 roku – Krzysztof Skiba, upamiętniając w ten sposób kolejną rocznicę wprowadzenia w Polsce stanu wojennego. Oczywiście, nie posądzam znamienitego muzyka o żaden plagiat, albowiem przywołane hasło było dość popularne w całej fabrycznej metropolii, w której wychowywało się i dorastało indywiduum klecące niniejszy felieton. Ponadto, by odrzeć moich Wspaniałych Czytelników z wszelakich złudzeń, a także trzymać się prawdy historycznej, muszę podkreślić, że nigdy nie miałem nic wspólnego z żadną działalnością opozycyjną. Tamto zdanie odczytałem wyłącznie dlatego, iż – jako, może, dwunastoletni smarkacz – uczęszczałem do pobliskiej podstawówki i podczas długiej pauzy międzylekcyjnej paliłem z kolegami papierosy w pobliskich krzakach, więc siłą rzeczy rzuciło się nam ono w oczy. Ach, jak prawie zawsze zboczyłem teraz na pisarskie manowce, wtrącając wątki osobiste, zaś wspomnienie tamtego peerelowskiego czasu miało być jedynie wstępem do współczesności, w której wiodącą rolę odgrywają Władimir Władimirowicz Putin, Donald John Trump i Joseph Robinette Biden Jr.

Joseph Robinette Biden Jr., 46. prezydent Stanów Zjednoczonych, w połowie listopada 2024 roku, dał zgodę na to, aby żołnierze ukraińscy mogli używać pocisków rakietowych ATACMS na odległość aż 300 kilometrów, czego wcześniej Waszyngton DC Kijowowi odmawiał. Tym z Państwa, którzy nigdy nie zgłębiali arkanów walki zbrojnej dopowiem, że te trzy setki kilometrów za linią frontu Rosjanie, podobnie jak wszystkie inne armie świata, mają rozmieszczone niezwykle łakome – naturalnie, z punktu widzenia dowódców spod niebieskożółtego sztandaru – cele, które teraz będą mogły być nareszcie niszczone. Są to: lotniska, wraz ze zgromadzonymi na nich statkami powietrznymi, węzły łączności, a więc masa drogiej i skomplikowanej aparatury elektronicznej, za pomocą której przesyła się rozkazy do wojsk prowadzących walkę oraz stanowiska dowodzenia – miejsca, gdzie pracują generałowie i pułkownicy, oficerowie wypracowujący kluczowe, strategiczne decyzje. Oczywiście, zagrożone będą również wszelakiego rodzaju urządzenia logistyczne, ot choćby składy amunicji i paliw, czyli materiałów pierwszej potrzeby na wojnie. Nie ukrywam, że osobiście bardzo mnie ta wiadomość ucieszyła, bowiem wyobraziłem sobie te nerwowe odprawy w Moskwie i pisane naprędce rozkazy do dowódców armii, korpusów i dywizji, nakazujące mi – w trybie natychmiastowym – takie rozmieszczenie podległych wojsk, aby ewentualne uderzenia ukraińskie przyniosły jak najmniej szkód. Powstanie takowej niespodziewanej i nieprzewidzianej sytuacji zawsze powoduje zmieszanie w ordynku, gdyż w krótkim czasie trzeba wszystko poustawiać na nowo, co skutecznie spowalnia działalność dowódców w innych obszarach ich odpowiedzialności. Jakież było moje zdumienie, kiedy w przestrzeni medialnej pojawiły się głosy polityków i żurnalistów twierdzące, że Amerykanie – wydając przywołaną powyżej zgodę i „rozwiązując Ukraińcom ręce” – zaogniają w ten sposób sytuację i prowokują rozlanie się konfliktu. Odniosłem wrażenie, że wielu z owych komentatorów i decydentów najchętniej poleciłoby Kijowowi wywieszenie białej flagi i oddania Rosji wszystkiego, jedynie za cenę świętego spokoju.

Świętego spokoju nie doczekamy się tak długo, jak długo polityka ustępstw wobec państw zbrodniczych będzie miała swoich sympatyków. Zdumiewające dla mnie jest to, że takowi znajdują się również w naszym kraju, tak ciężko doświadczonym przez Niemców i Rosjan. Gdyby munsztuk nałożony Berlinowi po 1918 rok były konsekwentnie używany, poprzez umiejętne ściąganie wodzy dzierżonych przez dwa państwa demokratyczne stanowiące trzon ententy, wtedy nie doszłoby do tragedii we wrześniu 1939 roku. Gdyby nie twarda ręka Ronalda Reagana i bezwzględna postawa Margaret Thatcher, to Związek Radziecki – pomimo gigantycznych kłopotów gospodarczych – konałby pewnie jeszcze bardzo długo i przez kolejne dekady zatruwałby swoim gnijącym truchłem całą Europę Środkowo-Wschodnią. To wszystko są fakty powszechnie dostępne i chyba nie ma sensu z nimi polemizować. Skąd więc pomysł, że jeśli będziemy biernie przypatrywać się, jak sołdaci ze wstęgą św. Jerzego na uniformach zajmują kolejne ukraińskie miejscowości, to oni – w ramach wdzięczności za ułatwianie im prowadzenia aneksji – sami się zatrzymają? Przecież to jakiś absurd. W obecnej sytuacji, jakakolwiek cywilizowana debata z Rosją jest bezcelowa. Podejmowanie prób porozumienia, mediacji i deeskalacji jest przez Kreml odczytywane, jako słabość. Moskwa jest znośna jedynie wtedy, kiedy Zachód ma tysiące nowoczesnych czołgów, okrętów i samolotów, a demokratyczni przywódcy są na tyle silni, by publicznie śmiać się kremlowskim władykom prosto w twarz. Broń Boże, nie chcę przez to powiedzieć, że jestem zwolennikiem trwania konfliktu rosyjsko-ukraińskiego w nieskończoność, ale jednak mam marzenie, by starcie owo zakończyło się dopiero w momencie, kiedy Rosja będzie już musiała – a nie tylko chciała albo łaskawie raczyła – zasiąść do rozmów pokojowych. Nam, Polakom, powinno na tym najbardziej zależeć, bowiem nasza przyszłość jest ściśle powiązana ze sposobem zakończenia wojny Moskwy z Kijowem.

Wojna Moskwy z Kijowem, pomimo dużych nakładów finansowych jakie ponosimy, paradoksalnie daje nam pokój i spokój. Im dłużej rosyjskie pułki będą krwawić pod Charkowem, tym później zjawią się pod Hrubieszowem. Dlatego, w naszym dobrze pojętym interesie leży, by oni tam walczyli jak najdłużej. Nie działa na mnie szantaż moralny, że "ludzie giną i jeszcze długo będą ginąć". Nie ja wywołałem konflikt, tylko państwo odwiecznych łupieżców, toteż, skoro już ludzie giną, to niech giną „tamci”, a nie „moi”. Cynizm? Naturalnie, ale podparty protezą racjonalizmu i zdrowego rozsądku. Jakieś krzyki komentatorów – artykułowane na ekranach telewizorów i płynące z głośników radioodbiorników – głoszące, że „chcący dalszej wojny sami powinni pomaszerować do okopów”, już teraz odkładam na półkę opisaną jako „szkodliwe brednie”, gdyż one zaciemniają obraz rzeczywistości. Polska, na pewno nieco nawinie i po amatorsku, już zrobiła wszystko, co mogła, dając schronienie kobietom i dzieciom uciekającym przed pożogą, a także wysłała na front setki czołgów, więc po co jeszcze kogoś wpychać do transzei, skoro wojny nie toczy nasze państwo i samo pierwotne zasilenie Ukraińców wozami bojowymi skutecznie opóźniło pochód kremlowskich kohort? Nie, nie uważam się za politycznego „jastrzębia”, który okazuje jawną pogardę „gołębiom”. Jednak, niech nikt nie nawołuje mnie, bym biernie przyglądał się, jak skośnooki sołdat – dzięki pustemu hasłu o „nieeskalowaniu konfliktu” – wywozi do posadowionej w jego rodzimej Kałmucji jurty, do której nie ma nawet doprowadzonej bieżącej wody, zrabowaną w Awdijiwce automatyczną pralkę. Właśnie, zapobieżenie takim zjawiskom ma na celu ostrzeliwanie Rosjan rakietami ATACMS. Każda inna postawa wpisuje się w hasło: „Obywatelu, pomóż milicji i pobij się sam!”, zaś ja Rosjanom pomagać nie chcę i dlatego przekazuję w Państwa ręce te przemyślenia cynika.

fwiecieHowgh!
Tȟašúŋke Witkó, 4 grudnia 2024 r.


Autor jest emerytowanym oficerem wojsk powietrznodesantowych. Miłośnik kawy w dużym kubku ceramicznym – takiej czarnej, parzonej, słodzonej i ze śmietanką. Samotnik, cynik, szyderca i czytacz politycznych informacji. Dawniej nerwus, a obecnie już nie nerwus.