Dlaczego tak trudno pokochać siebie?

2024-11-26 12:00:00(ost. akt: 2024-11-27 10:52:54)

Autor zdjęcia: Freepik

Jeden z przekazów, które wpoiła nam, zarówno mężczyznom, jak i kobietom, kultura popularna, brzmi: „musisz kochać siebie, zanim będziesz w stanie pokochać kogoś innego”. To też słowa, które zwykle słyszymy, gdy mamy złamane serce i czujemy się jak istoty całkowicie bezwartościowe.
Sama przez wiele, lat za każdym razem, gdy słyszałam takie słowa, czułam, że muszę być jakimś innym gatunkiem niż cała reszta ludzkości, bo oczywiście, jak chyba każdemu zdarzały się chwile, kiedy nieszczególnie siebie kochałam. Właściwie zdarzały się chwile, kiedy wręcz siebie nienawidziłam. Ale nigdy nie było czasu, kiedy nie kochałam lub chorobliwie nienawidziłam innych ludzi.

Mit miłości własnej
Dlaczego więc ludzie mówią, że nie można kochać kogoś, dopóki nie pokochamy siebie? Bo ja myślę, że może być odwrotnie — nie można naprawdę kochać siebie, dopóki nie pokocham innych ludzi. Nie sądzę, by można było nie widzieć dobra i piękna innych ludzi, a jednocześnie widzieć dobro i piękno w sobie. Czasem przeszkadza w tej miłości trauma, której niektórzy z nas doświadczyli w dzieciństwie, jednak najczęściej jesteśmy nieszczęśliwi z powodu problemów, których inni ludzie przysparzają nam, już dorosłym, teraz, w szeroko pojętej teraźniejszości. Czasem problem stanowi bariera w troszczeniu się o innych i okazywaniu empatii. I niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto nie miał w życiu takich chwil, że i nie umiał, ale i nie chciał tej empatii innym okazywać…! A już na pewno takie ekstremalne skupienie się na sobie jest normalne u dorosłych z nieuleczoną traumą — często dlatego, że odczuwamy ból, a to naturalnie odciąga uwagę od tego, co dzieje się wokół nas. Wpływa to na naszą świadomość tego, co czują ludzie, jakie są ich potrzeby — ponieważ nasze własne potrzeby wydają nam się (a może i obiektywnie są) sednem wszystkiego. To nie nasza wina, że tak się stało, ale każdego dnia, gdy nadal nie jesteśmy w stanie nawiązać wzajemnie troskliwych relacji z innymi ludźmi — siebie też kochamy trochę mniej. I jak wtedy kochać siebie? Tego nam nikt nie mówi…

Spore ALE
Żeby nam to nie umknęło: miłość do siebie nie jest lekarstwem — to raczej produkt uboczny naprawy i relacji z innymi, i z samym sobą. Kochanie siebie samo w sobie nie uleczy traumy. Ale kiedy leczymy swoją traumę, w większości przypadków zaczynamy kochać siebie. Coś zdecydowanie musi się zmienić, a kiedy to zmieniamy, przychodzi też miłość do siebie. Choć uprzedzam: nie można od razu przejść do miłości do siebie i oczekiwać, że wszystkie inne problemy też się same rozwiążą. Czasem rzeczywiście brak miłości do siebie jest wołaniem o zmianę, a ta może być trudna. Nie zadzieje się tak po prostu, po lekturze książki, w czasie zajęć fitness lub po złożeniu obietnicy samemu sobie, by siebie kochać. Zmiany, które się utrzymują — zwłaszcza zmiana krzywd, które są w nas głęboko osadzone — te zmiany są rzadkie, ponieważ wymagają dużego skupienia i konsekwencji.

A jednak zmiana jest możliwa
Tylko wymaga spełnienia kilku warunków — konkretnie trzech. Po pierwsze, można nie być zmotywowanym do zmiany lub chętnym do pracy, chyba że jest problem — chyba że odczuwamy ból. Wtedy stary sposób przestaje działać. W chwili, kiedy brak zmiany po prostu fizycznie nas wyczerpał — paradoksalnie to rozpala w nas ogień. I może sprawić, że poczujemy się znudzeni swoim życiem, znudzeni uczuciem pustki, znudzeni ciągłym odczuwaniem strachu, że stracimy jeszcze więcej.

Drugim warunkiem zmiany jest pokora. Wiem, to dość skomplikowane… Nie oznacza bynajmniej upokorzenia. Pokora jest w tej sytuacji czymś w rodzaju spokojnej akceptacji. To też umiejętność stawienia czoła problemowi bez defensywy i bez obwiniania. Kiedy czujemy, że zrobiliśmy coś złego, często będziemy kuszeni, by zacząć wskazywać palcami. A czasami zmiana wymaga zejścia o poziom niżej — i własnego ego, i innych emocji. Zamiast zatem innych obwiniać — warto raz na jakiś czas siebie samego zapytać, gdzie popełniłam lub popełniłem błąd. Ale pokora może również oznaczać krok w górę — moment, w którym przestajemy postrzegać siebie jako tego żałosnego przegranego, który jest beznadziejnie skrzywdzony przez traumę z dzieciństwa i od którego nie można oczekiwać, że wyzdrowieje, zmieni się lub zacznie żyć także dla innych ludzi. To wszystko po prostu nieprawda! Pokora to łagodne zaakceptowanie rzeczywistości. Schodzisz z obwiniania innych i wychodzisz z obwiniania siebie. To piękny stan, w którym po prostu porzucasz wszystkie bzdury, obwinianie i samoagresję, i po prostu zaczynasz żyć w prawdzie o swojej sytuacji. To potężne antidotum na wstyd — po prostu pokorne stawianie czoła problemowi. Ranimy ludzi. Popełniamy błędy. Jesteśmy silnymi, odpornymi, dobrodusznymi ludźmi, którzy potrafią leczyć i wykorzystywać więcej swoich darów, aby pozytywnie wpływać na ludzi wokół nas. Pokora pomaga zmienić rzeczy, których w sobie nie kochałeś.
Trzeci warunek zmiany jest najtrudniejszy: to mianowicie wysiłek. Jeśli mamy się zmienić, musimy nad tym popracować. Nie ma na to innego sposobu. Ani obejścia. Pragnienie zmiany, odwaga, by uczciwie stawić czoła temu, gdzie jesteśmy teraz, i chęć do konsekwentnej, codziennej, głębokiej (czasami) pracy poza naszą strefą komfortu — to są rzeczy, które działają.

Nie trzeba wiedzieć wszystkiego: po prostu działajmy!
Można zacząć dokładnie tam, gdzie teraz jesteśmy. Wszyscy uczymy się kochać, niektórzy szybciej niż inni. I na wypadek, gdybyś ktoś obawiał się, że bycie kochającym i troskliwym sprawi, że stanie się podatny na wykorzystywanie, a nawet nadużywanie — dzieje się tak właśnie, gdy nie mamy granic. Tymczasem można i kochać, i mieć granice. Gdy miłość i granice stają się silnie, powstaje wokół nas wręcz pole siłowe. Kończą się problemy z wewnętrznym rozbiciem. Kończy się złe traktowanie nas przez innych. Zyskujemy naturalny radar na krzywdzących ludzi i jeśli ktoś jest niedobry, bardzo szybko to zauważymy.

Zdobywamy lepsze wyczucie, komu ufać, kto jest solidny. Ba! Sami rozwijamy te cechy, a to sprawia, że jesteśmy bardziej otwarci — wreszcie możemy sobie na to pozwolić! I jeszcze łatwiej będzie nam odwzajemniać miłość. Nasze pozytywne działania sprawiają, że czujemy się prawdziwsi, szczersi wobec siebie, że czujemy się bardziej częścią świata, bardziej częścią sił dobra.

I to wszystko. Wszystko to, czego naprawdę w życiu pragniemy i co sprawia, że czujemy się dobrze ze sobą. Czy ktoś jeszcze nie potrafi siebie kochać? Nie ma problemu. Spróbuj po prostu podejmować dla siebie pozytywne działania. Rób, co możesz, by pomóc innym poczuć się w twojej obecności bezpiecznie — by czuły i czuli się kochanymi. Tym bardziej, że teraz już nie ma wymówek, że nie wiadomo, co robić. Bo wiadomo.

I choć na co dzień na pewno nam to umyka — warto raz na jakiś czas przypomnieć sobie, że ta dobra wola w nas jest bardzo potężna i najbardziej godna miłości ze wszystkich!

Magdalena Maria Bukowiecka