Z miłości do rękodzieła w studio dekoracji Kwiatkowo Mi w Nidzicy

2024-11-24 17:00:00(ost. akt: 2024-11-22 15:16:52)
Justyna Mazanowska - Kwiatkowo Mi

Justyna Mazanowska - Kwiatkowo Mi

Autor zdjęcia: Zuzanna Leszczyńska

Kwiatkowo Mi to nie tylko studio dekoracji, ale również przestrzeń, w której lokalni twórcy mogą odnaleźć swoje miejsce. Justyna Mazanowska stworzyła je z pasji do sztuki i rękodzieła, wspierając lokalną społeczność w odkrywaniu ich talentów.
— Jak narodził się pomysł otwarcia Studia dekoracji Kwiatkowo Mi? Od zawsze miała pani artystyczną duszę?
— Tak, jestem bardzo artystyczną osobą – uwielbiam tworzyć i mogłabym spędzać na tym każdą chwilę. Mogę nie jeść, nie spać, byle tylko móc tworzyć, bo to jest moja prawdziwa pasja, którą kocham od zawsze. A jak narodził się pomysł na własną działalność? Macierzyństwo czwórki dzieci skłoniło mnie do refleksji, że po pewnym czasie muszę zacząć robić coś dla siebie. Zastanawiałam się, co mogłabym robić, mając czwórkę dzieci, i znalazłam sposób. Jestem osobą, która nie potrzebuje dużo snu, więc zaczęłam tworzyć nocami – i to bardzo mi odpowiadało.
Nazwa Kwiatkowo Mi podobała mi się od kiedy pamiętam. Zawsze powtarzałam, że gdybym kiedykolwiek zdecydowała się na coś związanego z działalnością artystyczną, to właśnie tak by się nazywało. Osoby, które mnie znają, od dawna namawiały mnie do założenia własnej firmy artystycznej, aż w końcu postanowiłam to zrobić. Żyjemy w czasach, w których media społecznościowe dają ogromne możliwości, można reklamować się bez wychodzenia z domu, więc wymyśliłam, że będę tworzyć obrazki 3D. Początkowo promowałam się na Facebooku, a decyzja o założeniu firmy przyszła później. Cały proces przebiegł w zasadzie w ciągu trzech dni – dowiedziałam się o dotacji z urzędu pracy, która mogłaby mi umożliwić start. To doskonałe wsparcie, które pozwala ludziom rozwijać skrzydła. Złożyłam wniosek i 8 marca 2024 roku otworzyłam Kwiatkowo Mi.

— Wspomniała pani, że zaczęło się od obrazków 3D, jednak asortyment chyba nieco się powiększył. Co pani tworzy?
— W domu zagraciłam wszystko (śmiech). Każde wolne miejsce było okupione moimi pudełkami, kartonikami. Tak naprawdę o asortymencie decyduje potrzeba rynku - ludzie sami pytali czy robię wianki bądź inne rzeczy. I tak zaczęłam swój asortyment twórczy powiększać. Teraz tak naprawdę mam możliwość pokazania tego na żywo w Kwiatkowo Mi i ludzie sami napędzają moją twórczość. Przychodzą z pomysłami, potrzebami, mówią że chcieliby np. wyjątkowy bukiet dla mamy. Wtedy tworzę bukiet z wełny. Kocham tworzyć, jak nie znam jakiejś techniki, to w dobie Internetu jestem w stanie nauczyć się wszystkiego. Zaczęłam tworzyć świece, później mydełka na potrzeby naszych mieszkańców. Później wstawiam zdjęcia do mediów społecznościowych i odzywają się ludzie z całej Polski, do których również wysyłam swoje produkty.
Jesteśmy małą społecznością w Nidzicy i jeśli sami o siebie nie zadbamy, a zamiast tego będziemy się traktować jak wrogowie, trudno będzie nam stworzyć przyjazne miejsce do życia. Cieszy mnie, kiedy coś nowego się otwiera i powstają nowe inicjatywy. W Nidzicy jest wiele twórczych osób i uważam, że powinniśmy wspierać się nawzajem. Wtedy nasze miasteczko będzie jeszcze piękniejsze. Dla mnie wszystko potoczyło się bardzo dobrze – mam dar, talent, a dodatkowo otrzymałam dotację. Panie z urzędu pracy, Monika Jaworska i Małgorzata Budka, bardzo mi pomogły. Wniosek o dotację wydawał się czymś nieosiągalnym, owianym pewną legendą, ale dzięki ich wsparciu wszystko okazało się proste.

— Jak godzi pani pracę i życiowe domowe?
— Choć z formalnościami przy otwieraniu własnej firmy poszło łatwo, codzienność to ciągła praca. Nawet wracając do domu, myślę o projektach i tworzę. Czasami nie nadążam z pracą, bo rękodzieło to nie coś, co można zrobić w pięć minut. Zdarza się, że ktoś przychodzi i chce gotowy obrazek w dwa dni, co jest trudne, ale staram się nie odmawiać. Chcę utrzymać się z tego, co robię, pokazać się z jak najlepszej strony, więc przyjmuję każde zlecenie. Czasami pracuję do godz. 20, ale myślę że trzeba mieć odwagę, wykorzystać możliwości, takie jak dotacje, ciężko pracować i optymistycznie patrzeć w przyszłość. Zawsze byłam energiczna, nie lubię narzekać, tylko działać. Mam dobrze zorganizowane, odpowiedzialne dzieci, pomaga mi mąż. Lubię mieć wszystko zrobione dokładnie, na czas, ale nauczyłam się też, że czasami trzeba odpuścić.

— Pamięta pani swoje pierwsze zlecenie i emocje, które towarzyszyły temu wyzwaniu?
— Pierwsze zlecenie, które dostałam był to obrazek na urodziny. Drugie zlecenie przyszło od pani Marioli Podolskiej-Maculewicz w ramach projektu Erasmus – przygotowałam obrazki z kamieni dla przedstawicieli krajów, które gościliśmy. Kiedy dostałam to zadanie, nie miałam wątpliwości, że sobie poradzę, ale w trakcie pracy wiele rzeczy nie wychodziło, bo za bardzo starałam się, żeby wszystko było perfekcyjne. Kilka razy zmieniałam kartki i zaczynałam od nowa. W pewnym momencie usiadłam i pomyślałam: "Justyna, daj spokój, rób tak, jak zawsze robisz". I wtedy wszystko poszło gładko – dałam radę. Kiedyś brakowało mi wiary w siebie. Potrzebowałam ciągłego potwierdzenia, że to, co robię, jest dobre. Ciągle pytałam dzieci i męża, czy coś jest ładne, czy dobrze wyszło, i wciąż coś poprawiałam. Dopiero gdy otworzyłam stacjonarne studio, całkowicie wyleczyłam się z tej niepewności. Kiedy zaczęli przychodzić ludzie, których nie znałam, i od progu mówili, że obserwują mnie na Facebooku i że mam wielki dar i talent, uśmiech nie schodził mi z twarzy. Obiecałam sobie wtedy, że już nigdy nie zwątpię w to, że robię to dobrze.

— Jakie prace cieszą się obecnie największą popularnością?
— Obrazki 3D, laleczki z makramy, wianki, haft maszynowy, bukiety tematyczne i świece. Ostatnio podpisałam umowę ze szpitalem i będę wytwarzała aniołki dla nowo narodzonych dzieci. Zachęcam teraz kobiety do rodzenia i odbierania aniołków (śmiech). Dostałam też zlecenie udekorowania sali na bal. To też dla mnie ciekawe wyzwanie. Mam dużo pomysłów, aż mnie czasami nosi. Chciałabym robić dużo rzeczy. Mam też pomysł prowadzenia warsztatów artystycznych dla dzieci. Prowadziłam już kilka takich warsztatów i dzieci są wymagającymi współpracownikami - ale chętnymi do działania.

— Co doradziłaby pani innym rękodzielnikom?
— Większość rękodzielników, którzy tworzą w domu, myśli, że nie mogą sprzedawać swoich prac. A przecież mogą, wystarczy zgłębić wiedzę na temat tego, jakiej kwoty nie można przekroczyć i można normalnie wystawiać fakturę, nawet bez NIP-u. Często przychodzą do mnie panie emerytki, które tworzą piękne wyroby w domach. Niejednokrotnie chciałam coś od nich kupić i sprzedawać u siebie, ale ich obawa przed prowadzeniem działalności jest ogromna. Można to jednak robić legalnie, wystarczy się zorientować, jak to działa. Dzięki rozmowom z nimi dowiedziałam się też wielu ciekawych rzeczy o miejscu, w którym znajduje się Kwiatkowo Mi – kiedyś był tu fryzjer, a nawet kawiarenka. Po otwarciu studia jedna pani podarowała mi w prezencie stojak na kwiaty, który przez 20 lat stał w jej garażu. Powiedziała, że tak bardzo spodobało jej się to miejsce, a ja zrobiłam na niej tak ciepłe wrażenie, że postanowiła mi go ofiarować. To było naprawdę wspaniałe. Jestem pozytywnie zaskoczona, ile jest tu osób, które mają niezwykły talent. Wyszywają, haftują, dziergają na drutach, tworzą przepiękne rzeczy – na przykład jedna pani robi cudowne ozdoby bożonarodzeniowe. Chciałabym stworzyć miejsce, gdzie lokalni rękodzielnicy mogliby pokazywać swoje prace. Byłoby cudownie, gdyby odważyli się pokazać światu swoje talenty.

Zuzanna Leszczyńska