Kościół dla niewierzących

2024-11-19 12:25:00(ost. akt: 2024-11-19 13:00:00)

Autor zdjęcia: Zbigniew Woźniak

Mieszkańcy Olsztyna, o turystach już nawet nie wspominając, mogą mieć spory problem ze znalezieniem tej świątyni. A przecież wielu z nich nie raz obok niej przechodziło. Ale mało kto wie, jak wygląda w środku. Teraz możecie to zobaczyć u nas.
W XVI wieku obszar dzisiejszego warmińsko-mazurskiego za sprawą ostatniego wielkiego krzyżackiego mistrza możni podzielili na część katolicką i protestancką. Tą pierwszą rządzili z Lidzbarka Warmińskiego katoliccy biskupi, drugą z Królewca protestanccy książęta. Trzymając się współczesnej nomenklatury Warmia pozostała katolicka, Mazury stały się protestanckie. Choć dzisiaj nie tylko one składają się na współczesne warmińsko-mazurskie. Bo przecież historycznie Iława czy Bartoszyce to żadne Mazury.

W każdy razie przez najbliższe 250 lat niekatolikom nie wolno było na stałe osiedlać się na Warmii, a więc i w Olsztynie. Dlatego innowiercy, którzy chcieli tutaj pomieszkać raz w roku na kilka dni opuszczali biskupie księstwo.

Zmieniło się to po pierwszym rozbiorze. W 1773 roku na olsztyńskim zamku odprawiono pierwsze ewangelickie nabożeństwo, w którym wzięło udział 200 wiernych. To całkiem sporo, bo miasto liczyło wtedy 1700 mieszkańców, jednak część z nich mieszkała w podolsztyńskich wsiach i miasteczkach. I od tego czasu na ponad 100 lat jedno z zamkowych skrzydeł stało się domem dla ewangelików.


Protestanci na swoje poszli dopiero 100 lat później. W 1876 roku tuż koło olsztyńskiego zamku położono kamień węgielny pod budowę świątyni. Określenie "położono" może się jednak okazać mylące. — W piątek, 9 czerwca 1876 roku świętowano położenie kamienia węgielnego pod przyszły kościół. Olbrzymi głaz narzutowy przeciągnięto na plac i umieszczono na uprzednio umocnionym przez kamieniarzy i murarzy miejscu. Z tej okazji wmurowano akt erekcyjny — tak o tym wydarzeniu czytamy na olsztyn.luteranie.pl.

A dalej mamy dwie drogi. Jednak prowadzi do pobliskiej Łyny, druga do majatku Gerga Beliana, ojca przyszłego burmistrza Olsztyna.

Nie brakuje też zwolenników tezy, że ów kamień był tam "od zawsze" i jako Święty kamień służył Prusom do składania ofiar ich bogom.

— Pod ołtarzem umieszczono wielki głaz narzutowy przyciągnięty tu przez wiernych z Kurkenfeld nad j. Fajferek (wedle legendy kamień ofiarny d. Prusów — pisze Rafał Bętkowski w swojej znakomite książce "Olsztyn jakiego nie znacie", którą warto by wznowić. Jezioro znajdowało się przy

Jeżeli przychylimy się jednak do tego, że ten kamień tkwi w tym miejscu wcześniej niż postawiono na nim ołtarz, to możemy też uwierzyć, że to od niego pochodzi nazwa stolicy warmińsko-mazurskiego. Bo Alle to niemiecka nazwa Łyny (staropruska Alna) a Stein to kamień/skała. Olsztyn to spolszczenie tej nazwy. Polskie brzmienie nazwy Holsten (Olszten) pojawia się po raz pierwszy u Jana Długosza (Banderia Prutenorum, 1448)


Wracajmy jednak do kościoła. Budowa świątyni trwała 1,5 roku. Wysoki na 40 metrów kościół zbudowano w stylu neogotyckim. — Otworzyłem kościół słowami: Klucze do kościoła są w moich i zboru rękach.Weselę się z tego, że mi powiedziano: Do domu Pańskiego pójdziemy (Ps. 122,1). Otwórzcie mi bramy sprawiedliwości, a wszedłszy w nie będę wysławiał Pana” (Ps. 118,19) — zanotował w kronice parafialnej ks. Albert Zapatka (Sapatka), ówczesny ewangelicki proboszcz.

Po drugiej wojnie kościół przez czas jakiś stał pusty. Wszystkich pozostałych w mieście ewangelików uznano bowiem za Niemców i zgrupowano w kilku miejscach, miedzy innymi a Koloii Mazurskiej, gdzie przebywał także pastor Fryderyk Rzadtki.

— Na Kolonii Mazurskiej, przemienionej w obóz ludności cywilnej, jako pomieszczenie do odprawiania nabożeństwa i udzielania komunii świętej przysposobiono zagnojoną stajnię. W niej też, każdej niedzieli po południu, przez długie miesiące odbywały się nabożeństwa — pisał Erwin Kruk w pracy poświęconej dziejom olsztyńskich ewangelików.

Mniej i bardziej prawdziwych Niemców zgrupowano też w domach na jednej z ulic. Pewnego jesiennego dnia 1945 roku poszedł tam dziennikarz Feliks Murawa. Jego znajomy zaproponował mu "pójście do dzielnicy niemieckiej" po meble.


— Poszedłem po te meble nie tyle by je znaleźć, ile po prostu z ludzkiej ciekawości. Byłem ciekaw jak reagują ludzie w takich wypadkach. Jak ci ludzie żyją, jak żyją ci wczorajsi "panowie świata". Wielkim rozczarowaniem był dla mnie moment, kiedy zamiast surowej niemieckiej mowy usłyszałem "Panie, ja Mazurek, ja gromadkarz" — wspominał swoją wyprawę Feliks Murawa.

W kolejnych mieszkaniach też rozmawiano z nimi po polsku. Gromadkarze zaś to grupa religijna wywodząca się z protestantyzmu, którą tworzyli Mazurzy podkreślający znaczenie indywidualnej, oddolnej religijności. Byli w opozycji do oficjalnego nurtu Kościoła ewangelicko-augsburskiego. Sprzeciwiali się między innymi siłowemu wprowadzaniu do liturgii języka niemieckiego.

Obóz na Kolonii Mazurskiej już wtedy nie istniał. Zgromadzonych tam Niemców w październiku 1945 roku wysiedlono z terytorium RP. 19 października z Olsztyna wyjechał też pastor Fryderyk Rzadtki.

Z czasem odnowiono działalność parafii. Jednym jej wiernych po latach został wspomniany już Erwin Kruk (1941- 2017), najwybitniejszy mazurski pisarz. Autor między innymi wydanej w 1989 roku „Kroniki z Mazur”. Znajduje się w niej taki oto fragment, pokazujący jak fałszywy obraz miała większość wobec mniejszości:

„Szli wąską, wybrukowaną ulicą od strony fosy zamkowej, posuwając się w górę i mając przed sobą, tuż za drogą prowadzącą do zamku, ewangelicki kościół. Przed nimi zaś, zajmując całą szerokość chodnika, kroczyły trzy dziewczynki…
— O, kościół! — zawołała na głos któraś z nich.
Druga jej wyjaśniła:
— Kościół, ale nieprawdziwy.
— Jak to — spytała pierwsza, przystając.
— A, tak to! — usłyszała w odpowiedzi. — To jest kościół dla niewierzących.”.

Zatem kiedy któregoś dnia będziecie iść w stronę olsztyńskiego zamku warto na chwilę przystanąć przy tej świątyni. Choćby po to, aby zadumać się nad słowami Erwina Kruka.

Igor Hrywna