Znicze dla psa, modlitwa za kota - świat oszalał?

2024-11-06 02:51:46(ost. akt: 2024-11-06 03:00:38)
Podczas Wszystkich Świętych sieć zalały zdjęcia zapalonych zniczy na grobach zwierząt – nowy trend czy znak naszych czasów?

Podczas Wszystkich Świętych sieć zalały zdjęcia zapalonych zniczy na grobach zwierząt – nowy trend czy znak naszych czasów?

Autor zdjęcia: PAP

Znicze na grobach zwierząt, zapomniane mogiły ludzi. Czy dzisiejszy świat nie pomylił drogi, stawiając czworonogi na równi z nami?
O ludziach, zwierzętach i granicach miłości...

W dzisiejszych czasach, kiedy otaczająca nas rzeczywistość coraz częściej przypomina scenariusz surrealistycznego filmu, można odnieść wrażenie, że niektórzy zatracili zdolność rozróżniania między przywiązaniem do zwierząt a przywiązaniem do człowieka. Trudno nie docenić roli, jaką nasi czworonożni towarzysze odgrywają w naszym życiu – i to od wieków. Zwierzęta, od początków ludzkości, były naszymi przyjaciółmi, współpracownikami, pomocnikami. Psy chroniły domostwa, koty walczyły z gryzoniami, konie pracowały na polach, a krowy dawały mleko. To były autentyczne relacje, budowane przez setki lat na współpracy, na naturalnym miejscu zwierząt w naszej codzienności.

Wielu ludzi, szczególnie tych samotnych lub zmagających się z trudnościami życia, traktuje zwierzęta jako najwierniejszych towarzyszy. Pies czy kot mogą być prawdziwym wsparciem emocjonalnym, nierzadko dającym ukojenie lepsze niż to, co oferuje dzisiejszy, często bezduszny świat. Wiele osób mówi, że w ich życiu to właśnie pies czy kot stanowi przykład czystego, lojalnego przyjaciela. I to jest piękne, naturalne, wzruszające. Jednak czy czasem nie idziemy o krok za daleko? Czy nasza miłość do zwierząt nie zaczyna przyćmiewać czegoś znacznie głębszego?

Jeszcze kilkanaście lat temu coś takiego, jak groby dla zwierząt, z wiązankami kwiatów i palącymi się zniczami, mogłoby wydawać się groteską. Kargul i Pawlak, bohaterowie kultowego filmu Kochaj albo rzuć, przeżyli komiczny szok, kiedy zachwycając się amerykańskim cmentarzem, odkryli, że spoczywają tam… zwierzęta. Ten żart, wyolbrzymiony, ale pełen ciepła, ukazywał różnicę między tradycjami. Dziś jednak ta sytuacja przestaje być fikcją. Na cmentarzach dla zwierząt widzimy wiązanki, znicze, pełne powagi ceremonie. Tymczasem groby ludzi, którzy oddali swoje życie za ojczyznę, często pozostają bez śladu pamięci.

Nie chodzi o brak szacunku wobec miłośników zwierząt. Niech każdy kocha swojego psa, kota, świnkę morską – w końcu to są wspaniałe stworzenia, które oddają nam serce. Ale czy wynoszenie zwierzęcia na poziom człowieka nie jest jednak czymś niepokojącym? Czy fakt, że poświęcamy czas na tworzenie cmentarzy dla zwierząt, a tak często zapominamy o pamięci przodków, nie mówi czegoś o stanie naszego społeczeństwa? Wydaje się, że w tej nowoczesnej miłości do zwierząt zatracamy coś ważnego, odrzucamy zasady, które przez lata pomagały nam kształtować więzi i wartości.

Profesor Jerzy Bralczyk, wybitny językoznawca, niedawno przypomniał, że zwierzęta nie „umierają”, a „zdychają”. To stwierdzenie wywołało burzę, ale nie o brutalność tutaj chodziło, a o odróżnienie. Bo w naszej kulturze, szczególnie katolickiej, zwierzęta nie są traktowane jako równi ludziom. One nie posiadają duszy. Każdy, kto wyrósł w wierze, wie, że to człowiek jest uważany za stworzenie wyjątkowe. Oczywiście, warto, aby każdy miał prawo do miłości i przywiązania, również do zwierząt, ale granice między miłością do zwierzęcia a człowieka wydają się dziś zacierać.

Pamięć o zwierzętach może być ważna dla ich opiekunów, ale czym innym jest wspomnienie, a czym innym – próba nadania zwierzętom tej samej wartości duchowej, którą ma człowiek. Warto zadać sobie pytanie, czy stawiając ich na piedestale, nie zatracamy czegoś o wiele cenniejszego – własnego człowieczeństwa.


Rol.