Profesor Zbigniew Chojnowski: Interpretacjom poezji nie ma końca
2024-11-02 20:00:00(ost. akt: 2024-10-31 13:56:54)
Prof. Zbigniew Chojnowski, literaturoznawca z Wydziału Humanistycznego UWM opublikował niedawno zbiór esejów pt. „Prowincjusze, tubylcy i bywalcy”. Oddają one to, co – jak sam pisze – zaszło w jego świadomości w związku z umysłową wędrówką po wątkach związanych z twórczością polskich poetów. Warto też dodać, że prof. Chojnowski jest nie tylko znawcą poezji, ale i jej twórcą – kilka dni temu został jednym z laureatów Nagrody Literackiej im. ks. Jana Twardowskiego przyznawanej najciekawszym książkom poetyckim. Jury wyróżniło profesora za tomik „Co to to”.
W swoich esejach upomina się pan – tak to odczytuję – o to, byśmy byli gotowi do ponownego odczytywania poezji, nie godzili się na raz poczynione – może zbyt szybko lub powierzchownie? – rozpoznania. Nieprzypadkowo chyba zaczyna pan od tekstu o Gałczyńskim, artyście sprzeczności i paradoksów, kochanym i pogardzanym. Takich nieoczywistych i nieodkrytych poetów jest w pańskiej książce zresztą więcej. Czym się pan kierował, wybierając bohaterów swoich tekstów?
Bohaterami mojej książki są poeci, których twórczość, legenda, poruszana przez nich problematyka w zauważalny sposób towarzyszyły mi w różnych okresach życia i badań. Każdy był na swój sposób prowincjuszem, tubylcem czy bywalcem. Niektórych poznałem osobiście. Chodziłem ich śladami. Zresztą nie spieram się o miejsce twórców w rankingu wszech czasów. Postępują zgodnie z myślą Zbigniewa Herberta: „Nie ma wielkich poetów, są tylko dobre wiersze”. Na krytyczną fascynację Gałczyńskim wpłynął fakt, że jego obecność odcisnęła się w moim rodzinnym powiecie (piskim). Urodziłem się w epoce, kiedy autor „Kroniki olsztyńskiej” był powszechnie uwielbiany. Ceniła go Anna Kamieńska, która pozostawiła ślady pobytu w naszym regionie i tuż po wojnie utrzymywała bliskie związki z Henrykiem Syską (Kurpiem z Warmii i Mazur). Nie będę opowiadał o powodach wyboru kolejnych poetów, bo musiałbym napisać drugą książkę. Powiem więc tylko, że do zajęcia się nimi skłoniło mnie także to, że wątki regionalne łączą się w ich utworach z powojenną historią Polski i zagadnieniami uniwersalnymi, takimi jak religia, emigracja, etyka. Nieprzypadkowo autorzy omawianych światów wywodzą się zazwyczaj z północno-wschodnich i wschodnich obszarów Rzeczpospolitej. A poza wszystkim interpretacjom poezji nie ma końca. Każdy dobry wiersz to ląd do wielokrotnego odkrywania. Od literaturoznawców domaga się przeżycia, rozumienia i opisywania, co czynię w miarę skromnych możliwości.
Bohaterami mojej książki są poeci, których twórczość, legenda, poruszana przez nich problematyka w zauważalny sposób towarzyszyły mi w różnych okresach życia i badań. Każdy był na swój sposób prowincjuszem, tubylcem czy bywalcem. Niektórych poznałem osobiście. Chodziłem ich śladami. Zresztą nie spieram się o miejsce twórców w rankingu wszech czasów. Postępują zgodnie z myślą Zbigniewa Herberta: „Nie ma wielkich poetów, są tylko dobre wiersze”. Na krytyczną fascynację Gałczyńskim wpłynął fakt, że jego obecność odcisnęła się w moim rodzinnym powiecie (piskim). Urodziłem się w epoce, kiedy autor „Kroniki olsztyńskiej” był powszechnie uwielbiany. Ceniła go Anna Kamieńska, która pozostawiła ślady pobytu w naszym regionie i tuż po wojnie utrzymywała bliskie związki z Henrykiem Syską (Kurpiem z Warmii i Mazur). Nie będę opowiadał o powodach wyboru kolejnych poetów, bo musiałbym napisać drugą książkę. Powiem więc tylko, że do zajęcia się nimi skłoniło mnie także to, że wątki regionalne łączą się w ich utworach z powojenną historią Polski i zagadnieniami uniwersalnymi, takimi jak religia, emigracja, etyka. Nieprzypadkowo autorzy omawianych światów wywodzą się zazwyczaj z północno-wschodnich i wschodnich obszarów Rzeczpospolitej. A poza wszystkim interpretacjom poezji nie ma końca. Każdy dobry wiersz to ląd do wielokrotnego odkrywania. Od literaturoznawców domaga się przeżycia, rozumienia i opisywania, co czynię w miarę skromnych możliwości.
Pytając o twórców nieodkrytych, miałam na myśli choćby Marię Kurecką, którą łatwiej byłoby mi przywołać jako tłumaczkę niż poetkę. Kilka lat temu przyglądał się pan twórczości Kazimiery Iłłakowiczówny. Czy skromny dorobek Kureckiej mógłby rzucić jakieś nowe światło na poetyckie przedstawienia doświadczeń (postaci?) kobiecości?
Poznawanie kobiecości w poezji i poprzez poezję stało się moją specjalnością. Czyż nie jest to powinność mężczyzny? Życie Marii Kureckiej przeszło w cieniu wybitnego poety, czyli Witolda Wirpszy, z którym zresztą korespondowałem. Małżeństwo bardzo mocno się wspierało. Doświadczali okrutnego losu. Po wojnie razem tłumaczyli literaturę niemiecką. Nie wiemy, co by było, gdyby Kurecka oddała się bez reszty poezji. Może po prostu uznała, że spełni się w roli tłumaczki. Należała do tysięcy utalentowanych i mądrych osób, które sprzyjały twórczości innych – przyjaźniła się z Wisławą Szymborską. Podobne usposobienie miał syn Wirpszów Leszek Szaruga, który niedawno zmarł. Kobiecość reprezentowaną w wierszach Kureckiej cechuje intelektualizm, dzielność wobec trudów życia i troska wybiegająca daleko poza interesy własnego ja.
Poznawanie kobiecości w poezji i poprzez poezję stało się moją specjalnością. Czyż nie jest to powinność mężczyzny? Życie Marii Kureckiej przeszło w cieniu wybitnego poety, czyli Witolda Wirpszy, z którym zresztą korespondowałem. Małżeństwo bardzo mocno się wspierało. Doświadczali okrutnego losu. Po wojnie razem tłumaczyli literaturę niemiecką. Nie wiemy, co by było, gdyby Kurecka oddała się bez reszty poezji. Może po prostu uznała, że spełni się w roli tłumaczki. Należała do tysięcy utalentowanych i mądrych osób, które sprzyjały twórczości innych – przyjaźniła się z Wisławą Szymborską. Podobne usposobienie miał syn Wirpszów Leszek Szaruga, który niedawno zmarł. Kobiecość reprezentowaną w wierszach Kureckiej cechuje intelektualizm, dzielność wobec trudów życia i troska wybiegająca daleko poza interesy własnego ja.
Jeden z rozdziałów poświęca pan twórczości prof. Krzysztofa Szatrawskiego z UWM, którego charakteryzuje pan m.in. jako „krytycznego obserwatora otoczenia” i „poszukiwacza nowych środków wyrazu”. Kiedy czytałam te fragmenty, zastanawiałam się, jak wpływa na pana jako badacza, fakt, że zna pan twórców interpretowanych przez siebie tekstów? Czy to ułatwia, czy utrudnia naukową refleksję?
Twórczość zarówno Krzysztofa D. Szatrawskiego, jak i wielu innych literatów olsztyńskich czy warmińsko-mazurskich, śledzę od ponad czterdziestu lat. W „Prowincjuszach, tubylcach i bywalcach” piszę też o innych twórcach związanych z Warmią, na przykład o Ludwice Amber i Andrzeju Surynie. Wypowiadanie się o utworach autorów znanych osobiście nazywane jest „krytyką towarzyszącą” czy też „środowiskową”. Zajmowanie się twórczością rodzimego otoczenia nie uważam za krytykę towarzyską. Żeby napisać o książce czy większej liczbie utworów danego twórcy, trzeba o nim dużo wiedzieć. Znajomość z nim wyposaża w wiedzę, która daje szansę konfrontowania „słowa” z „czynem”. Oczywiście, kiedy się zna autora osobiście, można też ulec pokusie wazeliniarstwa lub krytykanctwa.
Twórczość zarówno Krzysztofa D. Szatrawskiego, jak i wielu innych literatów olsztyńskich czy warmińsko-mazurskich, śledzę od ponad czterdziestu lat. W „Prowincjuszach, tubylcach i bywalcach” piszę też o innych twórcach związanych z Warmią, na przykład o Ludwice Amber i Andrzeju Surynie. Wypowiadanie się o utworach autorów znanych osobiście nazywane jest „krytyką towarzyszącą” czy też „środowiskową”. Zajmowanie się twórczością rodzimego otoczenia nie uważam za krytykę towarzyską. Żeby napisać o książce czy większej liczbie utworów danego twórcy, trzeba o nim dużo wiedzieć. Znajomość z nim wyposaża w wiedzę, która daje szansę konfrontowania „słowa” z „czynem”. Oczywiście, kiedy się zna autora osobiście, można też ulec pokusie wazeliniarstwa lub krytykanctwa.
Są i inne zagrożenia. „Ograniczeniem poezjoznawcy jest on sam – jego wrażliwość i wyobraźnia językowa, etyczna, zmysłowa, historyczna, pokoleniowa, a także predyspozycje, w które wyposażyła go przynależność generacyjna, geograficzna, środowiskowa, czy nawet administracyjna” – pisze pan we wstępie. Domyślam się, że nad niektórymi z tych „ograniczeń” i predyspozycji można pracować?
Literaturoznawcę „obciąża” lub uskrzydla czas, w którym się ukształtował, a także własna osobowość, fobie i fascynacje, uzdolnienia i predyspozycje. Podobne „obciążenia” ma ten, kto pisze opowiadania czy liryki. Nie od razu w pełni zdawałem sobie z sprawę z tego, że człowiek, choć dysponuje wolną wolą, ma na sobie i w sobie sieć uwarunkowań niezależnie od tego, co robi. Próby wyplątania się z niej są chyba niemożliwe. W którymś momencie życia trzeba siebie zaakceptować. Wyznam, że literaturoznawcze artykuły i monografie kwalifikuję jako pewnego rodzaju pisarstwo: to twórczość intelektualna granicząca z uprawianiem literatury, by użyć tu rolniczego skojarzenia. Najwybitniejsi historycy literatury czy krytycy literaccy mieli dar stylu i eseistycznej narracji. Moimi mistrzami są: Stanisław Brzozowski, Karol Irzykowski, Kazimierz Wyka, Jerzy Kwiatkowski, Stanisław Burkot, Jacek Łukasiewicz. Im i im podobnym zawdzięczam pasję i aspiracje. Znawca literatury, żeby skupić się nad tekstami, musi wniknąć w siebie, w swoją wrażliwość, przekonania, emocje, erudycję, odpowiedzialność. Jeśli tego nie zrobi, wypowiadając się o literaturze, będzie mówił na wiatr. Niestety, na półkach z książkami o literaturze zalega wiele makulatury.
Literaturoznawcę „obciąża” lub uskrzydla czas, w którym się ukształtował, a także własna osobowość, fobie i fascynacje, uzdolnienia i predyspozycje. Podobne „obciążenia” ma ten, kto pisze opowiadania czy liryki. Nie od razu w pełni zdawałem sobie z sprawę z tego, że człowiek, choć dysponuje wolną wolą, ma na sobie i w sobie sieć uwarunkowań niezależnie od tego, co robi. Próby wyplątania się z niej są chyba niemożliwe. W którymś momencie życia trzeba siebie zaakceptować. Wyznam, że literaturoznawcze artykuły i monografie kwalifikuję jako pewnego rodzaju pisarstwo: to twórczość intelektualna granicząca z uprawianiem literatury, by użyć tu rolniczego skojarzenia. Najwybitniejsi historycy literatury czy krytycy literaccy mieli dar stylu i eseistycznej narracji. Moimi mistrzami są: Stanisław Brzozowski, Karol Irzykowski, Kazimierz Wyka, Jerzy Kwiatkowski, Stanisław Burkot, Jacek Łukasiewicz. Im i im podobnym zawdzięczam pasję i aspiracje. Znawca literatury, żeby skupić się nad tekstami, musi wniknąć w siebie, w swoją wrażliwość, przekonania, emocje, erudycję, odpowiedzialność. Jeśli tego nie zrobi, wypowiadając się o literaturze, będzie mówił na wiatr. Niestety, na półkach z książkami o literaturze zalega wiele makulatury.
Skoro o półkach mowa, to zajrzyjmy na tę z najnowszą poezją. Pyta pan retorycznie: „Czym byłaby [poezja], gdyby nie oferowała wierszy ze szczelinami lub prześwitami, przez które sączą się prawdy”. Czy wśród twórców najmłodszego pokolenia znajduje pan takich, którzy takie szczeliny wyjątkowo ciekawie konstruują?
Wiersze młodszego pokolenia zniechęcają mnie do lektury. W ostatnim okresie zajmuję się poezją, o której zapomina współczesny świat. Czytajmy wiersze umarłych i marginalizowanych poetów, one tak szybko odchodzą.
Wiersze młodszego pokolenia zniechęcają mnie do lektury. W ostatnim okresie zajmuję się poezją, o której zapomina współczesny świat. Czytajmy wiersze umarłych i marginalizowanych poetów, one tak szybko odchodzą.
Wkrótce w Wydawnictwie Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie ukaże się kolejna pańska książka: „Ziemie słów. Szkice o poezji wspólnotowej”. Czym jest poezja wspólnotowa i kogo pan zalicza do jej reprezentantów?
Źródłem poezji jest ludzka wspólnota pokoleń minionych, żyjących i przyszłych. Narcystyczna koncentracja poety wyłącznie na sobie przeczy naturze poetyckiego powołania. W XX wieku i współcześnie reprezentantami poezji wspólnotowej są zarówno utrwalająca topos Wileńszczyzny Kazimiera Iłłakowiczówna, czerpiący z chrześcijaństwa Jarosław Iwaszkiewicz, medytujący nad wspólnotą etyczną Tadeusz Nowak, jak i Eugeniusz Tkaczysz-Dycki, mówiący o ukraińsko-polskim splątaniu, czy Piotr Szewc penetrujący „sekretne przejścia” Zamojszczyzny. Polską poezję cechuje wieloimienna wspólnotowość, która jest podstawą kultury.
Źródłem poezji jest ludzka wspólnota pokoleń minionych, żyjących i przyszłych. Narcystyczna koncentracja poety wyłącznie na sobie przeczy naturze poetyckiego powołania. W XX wieku i współcześnie reprezentantami poezji wspólnotowej są zarówno utrwalająca topos Wileńszczyzny Kazimiera Iłłakowiczówna, czerpiący z chrześcijaństwa Jarosław Iwaszkiewicz, medytujący nad wspólnotą etyczną Tadeusz Nowak, jak i Eugeniusz Tkaczysz-Dycki, mówiący o ukraińsko-polskim splątaniu, czy Piotr Szewc penetrujący „sekretne przejścia” Zamojszczyzny. Polską poezję cechuje wieloimienna wspólnotowość, która jest podstawą kultury.
Źródło: UWM
Rozmawiała Daria Bruszewska-Przytuła
Rozmawiała Daria Bruszewska-Przytuła
Prof. dr hab. Zbigniew Chojnowski pracuje w Katedrze Literatury Polskiej na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie. W swojej pracy naukowej zajmuje się przede wszystkim poezją XX i XXI wieku oraz literaturą Warmii i Mazur. Jest autorem licznych publikacji, w tym m.in. monografii poświęconych Michałowi Kajce, Jarosławowi Iwaszkiewiczowi czy Annie Kamieńskiej. Regularnie wydaje także tomiki poetyckie. Ostatni, „Co to to” (2023), zdobył wyróżnienie w konkursie im. ks. Jana Twardowskiego i był nominowany do Literackiej Nagrody Warmii i Mazur „Wawrzyn”. Poezja prof. Chojnowska osadzona jest w krajobrazie przyrodniczym, społecznym i kulturowym Warmii i Mazur.
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez