"Polityczna ślepota", czyli najnowsza Gawęda Wodza

2024-10-16 08:44:00(ost. akt: 2024-10-16 09:03:21)

Autor zdjęcia: wm.pl

Powodziowy kataklizm jaki nawiedził Dolny Śląsk przyniósł ogrom zniszczeń. Potrzebne będą miliardy złotych i tytaniczny wysiłek ludzi, aby przywrócić rejon do normalnego funkcjonowania. Rzecz cała ma dokonać się dzięki wsparciu 100 czy 120 żołnierzy niemieckich. Jestem ciekaw, jak owe szumne zapowiedzi, szczególnie strony berlińskiej, przełożą się na prawdziwe działanie? - pisze w najnowszej Gawędzie Wodza Tȟašúŋke Witkó.
23 września 2014 roku trzy samoloty C-130 Hercules zrzuciły spadochroniarzy z 82. Dywizji Powietrznodesantowej armii Stanów Zjednoczonych nad lotniskiem Rena, położonym w norweskiej miejscowości Landsørkje. Skoczkowie – po przyziemieniu i udanym szturmie – opanowali cały obiekt, obsadzili jego kluczowe pozycje, po czym zajęli dogodne stanowiska obronne w oczekiwaniu na podejście sił głównych wojsk własnych. Dodać należy, że Amerykanów wspierali żołnierze z 11. Brygady Aeromobilnej Królewskiej Armii Holenderskiej. Tak rozpoczął się najbardziej widowiskowy i, jednocześnie, najtrudniejszy etap ćwiczeń „Noble Ledger 2014”. Tym moim Wspaniałym Czytelnikom, którzy nie mają większej styczności z działaniami wojennymi, winien jestem wyjaśnienie, że sami spadochroniarze dysponują jedynie bardzo lekkim uzbrojeniem i, działając najczęściej w głębi ugrupowania przeciwnika, są niezwykle narażeni na jego ogień prowadzony przez artylerię, czołgi czy bojowe wozy piechoty. Dlatego też rzut powietrzny – dostarczany na miejsce operacji sposobem spadochronowym, śmigłowcowym, szybowcowym lub mieszanym – po wykonaniu swojego zadania, musi być jak najszybciej wspomożony potęgą wojsk zmechanizowanych i pancernych, dysponujących ciężkim sprzętem i logistyką realizowaną przez rozbudowane pododdziały transportowe, zaopatrzenia, remontowe czy medyczne. Co czeka desantowców, którym nie udzielono właściwego wsparcia w określonym czasie można dowiedzieć się studiując przypadek walk o ukraiński Hostomel, z zimy i wczesnej wiosny 2022 roku, zakończony, delikatnie mówiąc, niepowodzeniem rosyjskich wojsk powietrznodesantowych. Dzielni spadochroniarze z USA i Holandii nie ponieśli żadnego większego uszczerbku na zdrowiu, szczególnie tym psychicznym, albowiem – na szczęście dla nich – nie musieli liczyć na pomoc chorego członka NATO, Niemiec.

Niemcy wysłały na międzynawowe ćwiczenia „Noble Ledger 2014” najlepsze co posiadały, czyli część 371. Batalionu Grenadierów Pancernych z Marienberga. Znów – aby wspomóc Państwa niezainteresowanych wojną – dodam, że w Sojuszu Północnoatlantyckim batalion posiada najczęściej około 60 wozów bojowych i, mniej więcej, 550 żołnierzy. Podane wartości są mocno poglądowe, ale w niniejszym felietonie nie analizuję przecież szczegółowo jakiegoś boju spotkaniowego, a próbuję przybliżyć rzecz całą, do tego w sposób publicystyczny, szerokiemu kręgowi odbiorców. Owi grenadierzy, elita wchodząca w skład sił szybkiego reagowania NATO, przybyła do Norwegii wraz z bojowymi wozami piechoty „Marder 1”. Problem w tym, że teutoński sprzęt nie posiadał nawet karabinów maszynowych, a na ich miejsca zamontowano w jarzmach, imitujące lufy, pomalowane na czarno… kije od mioteł. Aby nikomu nie umknęło, jeszcze raz powtórzę, że działo się to na ćwiczeniach międzynarodowych, zaplanowanych z kilkuletnim wyprzedzeniem, z udziałem wojsk tworzących elitę każdej armii, a operujące pododdziały miały stanowić siły szybkiego reagowania, teoretycznie będące w stanie nawiązać walkę natychmiast, czyli bez żadnych dodatkowych przygotowań. O podobnym skandalu nikt wcześniej nawet nie śnił, ale też nikt chyba nie zdawał sobie sprawy ze stopnia upadku Bundeswehry.

Upadek Bundeswehry został obnażony przed międzynarodowym gremium raptem kilka tygodni po napaści Rosji na Ukrainę. Do dziś zastanawiam się, jakie miny mieli najwyżsi planiści NATO, gdy zrozumieli, że najludniejszy i najbogatszy kraj Europy Zachodniej, pretendujący do roli jednego z kluczowych graczy na arenie światowej, jest całkowicie zdewastowany pod względem militarnym? Skandal w Norwegii był przełomem, albowiem po jego ujawnieniu, przez zaodrzańską prasę przetoczyła się nieskończona fala utyskiwań na wieloletnie zaniedbania w dziedzinie zbrojeń, jakich dopuściły się kolejne rządy Angeli Merkel. Do opinii publicznej przedarły się niesłychane opowieści o niemieckich pilotach śmigłowców trenujących na maszynach lotniczego pogotowia ratunkowego. Okazało się, że statki powietrzne Luftwaffe są uziemione z powodu awarii i braku części zamiennych do nich, dlatego też lotnicy – aby podtrzymać niezbędne w powietrzu nawyki – korzystali z maszyn cywilnych. W roku 2015 pojawiły się pierwsze pogłoski o skandalach, jakie miały miejsce w elitarny ośrodku w Pfullendorf, położonym w Badenii-Wirtembergii, gdzie szkolono sanitariuszy wojsk specjalnych, których zadaniem było, między innymi, operowanie za liniami przeciwnika. Przełożeni nakazywali żołnierzom tam przebywającym rozbieranie się do naga, po czym ich filmowano. Na krótko sprawę udało się jakoś zatuszować, ale powróciła ona jesienią 2016 roku i wówczas, dzierżąca tekę ministra obrony narodowej, Ursula von der Leyen zawiesiła w obowiązkach siedmiu oficerów i podoficerów, a dowódcę ośrodka przeniesiono na inne stanowisko służbowe. Wzmożenie w sprawie wdrożenia planu naprawczego sił zbrojnych dalej trwało, nie wychodząc jednak poza zakres debaty publicznej.

Debata publiczna o wojsku trwała nad Sprewą w najlepsze, nie wnosząc niczego namacalnego, ale za to przerażając bezmiarem degrengolady panującej w szeregach teutońskiej armii. Tytuły prasowe przytaczały wciąż nowe skandale, politycy obiecywali skończyć z tym stanem rzeczy i w ten sposób wszyscy dotrwali do 24 lutego 2022 roku, kiedy to Moskwa ponownie najechała Kijów. Kanclerz Olaf Scholz, tuż po owym międzynarodowym akcie bezprawia, ogłosił zwrot Berlina w polityce bezpieczeństwa. Przełom miał nastąpić dzięki przekazaniu aż 100 mld euro na modernizację techniczno-materiałową Bundeswehry. Do stycznia 2024 roku złożono zamówienia na kwotę 60 mld euro i, aktualnie, wszyscy czekają na dostawy nowych samolotów, bojowych wozów piechoty oraz amunicji. Czyli, obecna sytuacja jest gorsza niż jesienią 2014 roku, bowiem używany wówczas sprzęt znacznie posunął się w latach i został maksymalnie wyeksploatowany, a dostawy nowego przyjdą pewnie za kilka lat, bo przecież nikt nie trzyma myśliwców na sklepowych półkach. I tak wyekwipowana armia – przynajmniej według zamysłów oficjeli – skutecznie usunie skutki powodziowego kataklizmu.

Powodziowy kataklizm jaki nawiedził Dolny Śląsk przyniósł ogrom zniszczeń. Potrzebne będą miliardy złotych i tytaniczny wysiłek ludzi, aby przywrócić rejon do normalnego funkcjonowania. Rzecz cała ma dokonać się dzięki wsparciu 100 czy 120 żołnierzy niemieckich. Jestem ciekaw, jak owe szumne zapowiedzi, szczególnie strony berlińskiej, przełożą się na prawdziwe działanie? Mamy dziesiątki tysięcy własnych strażaków i żołnierzy Wojsk Obrony Terytorialnej, wszystkich znakomicie wyszkolonych i wyekwipowanych, a dobieramy – jeden Bóg raczy wiedzieć po co – kompanię zza Odry. Już dziś wiem, że Niemcy znakomicie wykorzystają medialnie ów fakt i zrobią z siebie bohaterskich ratowników, a my staniemy się nieudacznymi petentami, uczepionymi pańskiej klamki. Pomysł słaby, który przyniesie więcej szkód, niż pożytku, ale naszych decydentów od dekad toczy polityczna ślepota.

Howgh!
Tȟašúŋke Witkó, 16 października 2024 r.


Autor jest emerytowanym oficerem wojsk powietrznodesantowych. Miłośnik kawy w dużym kubku ceramicznym – takiej czarnej, parzonej, słodzonej i ze śmietanką. Samotnik, cynik, szyderca i czytacz politycznych informacji. Dawniej nerwus, a obecnie już nie nerwus.