Z drogi, bo elektryk jedzie

2024-10-13 11:00:00(ost. akt: 2024-10-11 14:24:20)
W  sierpniu przybyło 135 punktów ładowania, zaś od stycznia do sierpnia  tego roku 817 stacji ładowania z 1671 punktami ładowania.

W sierpniu przybyło 135 punktów ładowania, zaś od stycznia do sierpnia tego roku 817 stacji ładowania z 1671 punktami ładowania.

Autor zdjęcia: Zbigniew Woźniak

Już nie budzą takiej sensacji jak jeszcze kilka lat temu. Nikt już nie robi sobie przy nich pamiątkowych zdjęć. Spowszedniały, mają być przyszłością motoryzacji, ale dziś fanów samochodów elektrycznych jakby mniej. Polacy wybierają inne auta.
„Ludzie, zejdźcie z drogi, bo listonosz jedzie” — śpiewali kiedyś Skaldowie. To były czasy, kiedy doręczyciele jeździli na rowerach. Było ekologicznie, ale bardziej z biedy niż potrzeby ochrony środowiska. Dziś mamy być ekologiczni, bo jesteśmy bogaci. I mamy jeździć autami elektrycznymi, a przynajmniej w takim kierunku podąża Unia Europejska. Dlatego coraz więcej aut elektrycznych jeździ też po Polsce, a droga do ekologicznej motoryzacji wydaje się być zdecydowanie szersza i mniej wyboista niż jeszcze kilka lat temu. Ale ostatnie wieści z rynku pokazują, że to nie auta elektryczne cieszą się największą popularnością nad Wisłą.

Licznik rośnie

Według danych z licznika elektromobilności, prowadzonego przez Polskie Stowarzyszenie Nowej Mobilności i Polski Związek Przemysłu Motoryzacyjnego, na koniec lipca po polskich drogach jeździło 122 299 samochodów osobowych z napędem elektrycznym, w tym całkowicie elektrycznych aut (BEV) było 63 540, a hybryd typu plug-in, które można ładować z zewnętrznego źródła (PHEV) — 58 759. Czy to dużo? Niewiele, patrząc na miliony aut, które poruszają się codziennie po naszych drogach. Niestety, prognozy dla elektryków też nie są najlepsze. W sierpniu sprzedano zaledwie 979 samochodów osobowych elektrycznych, to niemal o 21 proc. mniej niż w sierpniu ubiegłego roku. Zdecydowanie jednak poprawia się infrastruktura do ładowania elektryków. Pod koniec lipca w kraju były 7563 ogólnodostępne punkty ładowania, ale w sierpniu przybyło 135 punktów ładowania, zaś od stycznia do sierpnia tego roku 817 stacji ładowania z 1671 punktami ładowania.

Elektryki na wstecznym

Jak wynika z analiz Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego, wyniki pierwszych ośmiu miesięcy tego roku wyraźnie pokazują, że mamy do czynienia ze spowolnieniem rejestracji samochodów elektrycznych. Co może też wynikać ze wstrzymania od września dopłat do samochodów elektrycznych w leasingu, a prawie 90 proc. rejestracji elektrycznych samochodów osobowych jest dokonywanych przez firmy. Nie należy się spodziewać, że w najbliższych miesiącach sytuacja się poprawi.

Jak podał PZPM, w pierwszych ośmiu miesiącach tego roku rynek samochodów w pełni elektrycznych zwiększył się o 10 991 aut, a hybryd plug-in sprzedano 9 194. To w porównaniu do tego samego okresu ubiegłego roku odpowiednio o 1 proc. i 5,7 proc. więcej. Jednak od początku bieżącego roku rodzimy rynek samochodów BEV trwa w stagnacji, przez co udział elektryków w sprzedaży spada. W sierpniu spadek się pogłębił. W 2022 roku elektryki stanowiły 2,4 proc. sprzedaży, w 2023 roku już 3,6 proc., a w tym roku zaledwie 3,1 proc.

Co kupują Polacy?

Otóż jak wynika ze statystyk, sympatią kupujących nad Wisłą cieszą się pojazdy hybrydowe (HEV + MHEV, czyli klasyczne hybrydy i tzw. miękkie), których udział w rynku systematycznie rośnie: z 33,1 proc. w 2022 roku do 39,4 proc. w 2023 roku oraz 46,1 proc. w ciągu ośmiu miesięcy 2024 roku. W ciągu ośmiu miesięcy tego roku w Polsce zarejestrowano 184 969 samochodów osobowych zasilanych paliwami alternatywnymi. Stanowiły one 51,8 proc. rynku. Wśród nich było 78 707 klasycznych hybryd i 86 008 tzw. miękkich hybryd.

Polacy szukają takich aut. Z badań przeprowadzonych przez PBS na zlecenie Automarket.pl wynika, że kierowcy coraz częściej szukają aut z silnikiem hybrydowym. Szczególnie wówczas, kiedy zakup planują za kilka lat. Aż 33 proc. pytanych, którzy o zmianie samochodu myślą w perspektywie pięciu lat, stawia właśnie na hybrydy. To zainteresowanie Polaków samochodami z napędem hybrydowym nie bierze się z próżni. Podobne trendy widać w całej Europie. W czerwcu tego roku samochody elektryczne stanowiły ponad 14 proc. rynku motoryzacyjnego w UE. Udział pojazdów hybrydowych wzrósł z kolei z 24 proc. do prawie 30 proc., co pokazują dane Europejskiego Stowarzyszenia Producentów Pojazdów.

Co jest takiego w hybrydach, że cieszą się takim wzięciem?

— Są one nie tylko oszczędne i trwałe, ale także pełne innowacyjnych rozwiązań technologicznych. Hybrydy łączą zalety silników spalinowych i elektrycznych, oferując niższe zużycie paliwa, mniejszą emisję dwutlenku węgla oraz cichszą i bardziej komfortową jazdę. Szczególnie w warunkach miejskich zalety takich silników są nie do przecenienia — podkreśla Tomasz Otto z Automarket.pl.

Będą wyższe dopłaty

Ale to nie znaczy, że Polacy nie myślą o elektrykach. Jak wynika z kolei z badania Rankomat.pl, już ponad połowa Polaków rozważa zakup auta z takim napędem. Jednak niewielu Polaków stać na taki samochód.

Ale można dostać rządowe dofinansowanie do jego kupna. Obecnie to 18 750 zł, a z kartą dużej rodziny 27 tys. zł. Jednak dopłaty mają być wyższe, co ma oczywiście zwiększyć zainteresowanie samochodami elektrycznymi. Według zapowiedzi rządzących w przypadku samochodu z salonu ma być to 30 tys. zł, a kwota będzie mogła być wyższa w przypadku zezłomowania auta spalinowego. Łączna kwota przeznaczona na system dopłat ma wynieść 1,5 mld zł. Co ważne, dofinansowanie będzie można otrzymać też na auto z drugiej ręki, ale nie starsze niż cztery lata.

— Rozszerzenie rządowego programu dopłat do samochodów elektrycznych o samochody z drugiej ręki to strzał w dziesiątkę. Wielu Polaków mimo dopłaty nie stać na nowy, niskoemisyjny samochód. Wprowadzenie nowych zasad otworzy możliwość dla przeciętnie zarabiających zakupu takiego auta i przyczyni się do rozwoju elektromobilności w Polsce — ocenia Stefania Stuglik, ekspertka ds. ubezpieczeń komunikacyjnych z Rankomat.pl.

Limit cenowy dla nowego elektryka ma wynosić 225 tys. zł, a używanego — 150 tys. zł.

Czy za takie pieniądze kupimy samochód elektryczny? Nawet dwa, ale najtańsze, bo na przykład dacia spring kosztuje od 76 900 zł. Wkrótce do sprzedaży ma trafić chiński leapmotor T03, który jest montowany w Tychach (Leapmotor w sporej części należy do francusko-włosko-amerykańskiego koncernu Stellantis z siedzibą w Amsterdamie). Chiński maluch ma być sprzedawany w europejskich salonach, ale na razie poza Polska. Jego cena np. we Włoszech to nieco ponad 80 tys. zł. To są jednak maluchy elektryczne. Auta większe są już znacznie droższe, ale trzeba pamiętać o dopłacie, którą możemy dostać na kupno elektryka.

Andrzej Mielnicki