Niesamowita rolniczka ze Szkotowa
2024-09-07 10:00:45(ost. akt: 2024-09-06 14:25:07)
Agnieszka Tołłoczko-Wróbel Gospodarstwo rolne w Szkotowie odziedziczyła po ojcu. Opowiedziała nam, jak odnalazła się w typowo męskim świecie jako szefowa firmy. Udowadnia, że z powodzeniem można łączyć role managerki, rolniczki i matki. Pokazuje piękną stronę rolnictwa, tworząc nowe życie na szkotowskich polach.
— Agnieszko, prowadzisz Gospodarstwo Rolne w Szkotowie, które odziedziczyłaś po ojcu. Mam wrażenie, że rolnictwo jest kojarzone z męskim światem. Jak w tym świecie została przyjęta kobieta jako szefowa, gospodyni, prezeska?
— Mój tata zawsze chciał syna, który mógłby prowadzić gospodarstwo. Myślę, że do ostatniej chwili nie wyobrażał sobie, że może to zrobić jego córka, jednak udowodniłam, że kobieta również może sobie świetnie poradzić w świecie rolnictwa. Dla wielu rodzin jestem przykładem, że tam, gdzie nie ma męskiego potomka, kobiety mogą z powodzeniem prowadzić gospodarstwo. To wyzwanie, ale kobiety są elastyczne i potrafią rozwiązywać złożone problemy problemy. Jeśli nie wiem czegoś, pytam i współpracuję z mężczyznami, którzy wykonują cięższe prace. W gospodarstwie pełnię rolę managera, podejmuję decyzje i planuję przyszłość.
— Mój tata zawsze chciał syna, który mógłby prowadzić gospodarstwo. Myślę, że do ostatniej chwili nie wyobrażał sobie, że może to zrobić jego córka, jednak udowodniłam, że kobieta również może sobie świetnie poradzić w świecie rolnictwa. Dla wielu rodzin jestem przykładem, że tam, gdzie nie ma męskiego potomka, kobiety mogą z powodzeniem prowadzić gospodarstwo. To wyzwanie, ale kobiety są elastyczne i potrafią rozwiązywać złożone problemy problemy. Jeśli nie wiem czegoś, pytam i współpracuję z mężczyznami, którzy wykonują cięższe prace. W gospodarstwie pełnię rolę managera, podejmuję decyzje i planuję przyszłość.
— Twoje pola liczą prawie 900 ha. Gospodarstwo Rolne w Szkotowie specjalizuje się w produkcji zboża, rzepaku i buraków. Ale słyniesz głównie z uprawy ziemniaka. Dlaczego właśnie ten ziemniak, który wrócił na szkotowskie pola po około 30 latach?
— Tak, ponad 30 lat w gospodarstwie był uprawiany ziemniak, ale był to ziemniak przemysłowy. Była też gorzelnia, było ich zresztą sporo w naszym województwie, teraz zostało zaledwie kilka. Mamy słabe gleby, a jedyne czego ten ziemniak potrzebował to woda i zwyczajowy pokarm, żeby mógł wzrastać. Decyzja o powrocie do uprawy ziemniaka na polach w Szkotowie po prawie 30 latach była podyktowana kilkoma czynnikami. Jestem osobą wierzącą, pewnego dnia kiedy uczestniczyłam w spotkaniu mojej wspólnoty, podeszła do mnie koleżanka i powiedziała: ,,Agnieszka, mam taki obraz, może on jest głupi, ale ci powiem. Widzę cię pośrodku pola, siedzisz sobie na fotelu, masz przed sobą Pismo Święte a wokół ciebie rosną ziemniaki". Naprawdę, to było 7 lat temu. Następnie kolega pomógł mi w dostosowaniu pól i uprawie ziemniaka.
Ziemniak, choć wymagający odpowiednich warunków wodnych, okazał się bardziej odporny na zmieniające się warunki pogodowe w porównaniu do innych upraw, takich jak zboże i rzepak. Obecnie, z uwagi na wyzwania klimatyczne, jak susza, ziemniak stał się lepszą alternatywą. Wymaga on wody w kluczowych momentach wzrostu, ale kiedy te potrzeby są zaspokajane, może dać wysokie plony. Dodatkowo, zmiany w rynku i spadające ceny zbóż skłoniły mnie do poszukiwania bardziej dochodowych upraw. Po analizie zdecydowałam, że ziemniaki mają potencjał przynieść większy zysk, zwłaszcza że popyt na nie wzrasta, a ich uprawa jest mniej ryzykowna w kontekście zmiennych warunków pogodowych. Obecnie mamy 220 ha ziemniaka, z czego większość stanowi ziemniak sadzeniak, czyli materiał nasienny, który trafia do innych gospodarstw w Polsce, ale również za granicę, więc musi być idealny. Dzielimy się praktyką i wiedzą z innymi, tworzymy nowe życie na szkotowskich polach. To właśnie ziemniak sadzeniak, który idzie dalej, tworząc kolejne życie w innych gospodarstwach. Ziemniak daje mi stabilność ekonomiczną.
Ziemniak, choć wymagający odpowiednich warunków wodnych, okazał się bardziej odporny na zmieniające się warunki pogodowe w porównaniu do innych upraw, takich jak zboże i rzepak. Obecnie, z uwagi na wyzwania klimatyczne, jak susza, ziemniak stał się lepszą alternatywą. Wymaga on wody w kluczowych momentach wzrostu, ale kiedy te potrzeby są zaspokajane, może dać wysokie plony. Dodatkowo, zmiany w rynku i spadające ceny zbóż skłoniły mnie do poszukiwania bardziej dochodowych upraw. Po analizie zdecydowałam, że ziemniaki mają potencjał przynieść większy zysk, zwłaszcza że popyt na nie wzrasta, a ich uprawa jest mniej ryzykowna w kontekście zmiennych warunków pogodowych. Obecnie mamy 220 ha ziemniaka, z czego większość stanowi ziemniak sadzeniak, czyli materiał nasienny, który trafia do innych gospodarstw w Polsce, ale również za granicę, więc musi być idealny. Dzielimy się praktyką i wiedzą z innymi, tworzymy nowe życie na szkotowskich polach. To właśnie ziemniak sadzeniak, który idzie dalej, tworząc kolejne życie w innych gospodarstwach. Ziemniak daje mi stabilność ekonomiczną.
— Urodziłaś się w mieście, w Olsztynie, i patrząc na wykształcenie, które zdobywałaś, czyli m.in. zawód informatyka, wydawać by się mogło, że jest ci pisane miejskie życie. Ale to właśnie na wsi odnalazłaś swoją pasję do ziemi.
— Kiedy miałam 19 lat, mój tata, który był już jednym z najlepszych rolników w Polsce, zadzwonił do mnie z propozycją: chciał, abym wzięła kredyt na młodego rolnika, co pozwoliłoby na zakup nowego kombajnu. Zaangażował mnie w pracę na gospodarstwie, ale początkowo motywacją był właśnie ten kredyt (śmiech).
Zaczęłam pracę jako uczennica zootechnika w gospodarstwie, zajmując się fermą trzody chlewnej. Mieliśmy tam 6 000 świń. Początkowo bałam się tej pełnoetatowej roli, szczególnie z małymi dziećmi w domu, ale szybko się wdrożyłam i polubiłam tę pracę. Była to praca wymagająca, od poniedziałku do niedzieli, nawet w święta. Po kilku latach tata zdecydował, że przeniosę się do prac biurowych. Rozpoczęłam pracę jako zaopatrzeniowiec, co pozwoliło mi lepiej pogodzić obowiązki zawodowe z życiem rodzinnym. Pracowałam jako prawa ręka mojego ojca, ucząc się przy nim wszystkiego, co związane z prowadzeniem gospodarstwa. Często towarzyszyłam mu w spotkaniach z przedstawicielami i naukowcami, którzy odwiedzali nasze pola. Ojciec był dla mnie prawdziwym mentorem i guru, ale współpraca z nim nie była łatwa, ponieważ był bardzo wymagający. Często podnosił poprzeczkę i miał wątpliwości, czy poradzę sobie samodzielnie. Przekazanie mi gospodarstwa było dla niego trudne, ale naprawdę nie miał już sił, by dalej prowadzić gospodarstwo, szczególnie po tym, jak zachorował i złamał nogę w dwóch miejscach. Początkowo chciał ze mnie zrobić takiego swojego brygadzistę (śmiech), ale postawiłam sprawę jasno: nie chcę być brygadzistą, jak mam zarządzać gospodarstwem chcę być pełnoprawną właścicielką: podejmować wszystkie decyzje i kierować nim samodzielnie.
Początkowo ojciec nie był zadowolony, ale ostatecznie zgodził się i obserwował moje działania z boku. Kiedy zaczęłam samodzielnie podejmować decyzje dotyczące gospodarstwa, mówił mi, że sobie nie poradzę. Jednak z czasem, gdy wprowadziłam uprawę ziemniaków, kupiłam nowe maszyny i zainstalowałam system nawadniający, zaczął zauważać moje osiągnięcia. Mówił: ,,albo będzie bardzo dobrze albo bardzo źle".
— Kiedy miałam 19 lat, mój tata, który był już jednym z najlepszych rolników w Polsce, zadzwonił do mnie z propozycją: chciał, abym wzięła kredyt na młodego rolnika, co pozwoliłoby na zakup nowego kombajnu. Zaangażował mnie w pracę na gospodarstwie, ale początkowo motywacją był właśnie ten kredyt (śmiech).
Zaczęłam pracę jako uczennica zootechnika w gospodarstwie, zajmując się fermą trzody chlewnej. Mieliśmy tam 6 000 świń. Początkowo bałam się tej pełnoetatowej roli, szczególnie z małymi dziećmi w domu, ale szybko się wdrożyłam i polubiłam tę pracę. Była to praca wymagająca, od poniedziałku do niedzieli, nawet w święta. Po kilku latach tata zdecydował, że przeniosę się do prac biurowych. Rozpoczęłam pracę jako zaopatrzeniowiec, co pozwoliło mi lepiej pogodzić obowiązki zawodowe z życiem rodzinnym. Pracowałam jako prawa ręka mojego ojca, ucząc się przy nim wszystkiego, co związane z prowadzeniem gospodarstwa. Często towarzyszyłam mu w spotkaniach z przedstawicielami i naukowcami, którzy odwiedzali nasze pola. Ojciec był dla mnie prawdziwym mentorem i guru, ale współpraca z nim nie była łatwa, ponieważ był bardzo wymagający. Często podnosił poprzeczkę i miał wątpliwości, czy poradzę sobie samodzielnie. Przekazanie mi gospodarstwa było dla niego trudne, ale naprawdę nie miał już sił, by dalej prowadzić gospodarstwo, szczególnie po tym, jak zachorował i złamał nogę w dwóch miejscach. Początkowo chciał ze mnie zrobić takiego swojego brygadzistę (śmiech), ale postawiłam sprawę jasno: nie chcę być brygadzistą, jak mam zarządzać gospodarstwem chcę być pełnoprawną właścicielką: podejmować wszystkie decyzje i kierować nim samodzielnie.
Początkowo ojciec nie był zadowolony, ale ostatecznie zgodził się i obserwował moje działania z boku. Kiedy zaczęłam samodzielnie podejmować decyzje dotyczące gospodarstwa, mówił mi, że sobie nie poradzę. Jednak z czasem, gdy wprowadziłam uprawę ziemniaków, kupiłam nowe maszyny i zainstalowałam system nawadniający, zaczął zauważać moje osiągnięcia. Mówił: ,,albo będzie bardzo dobrze albo bardzo źle".
— Jestem ciekawa, co cię napędzało, bo z jednej strony tata, który z takim ograniczonym zaufaniem patrzył na twoje poczynania z drugiej strony ty jesteś mamą 4 dzieci...
— Dzieci były już w takim wieku, że nie musiałam przy nich ciągle być, więc mogłam zająć się gospodarstwem. Mogłam — i chciałam — bo nie wyobrażałam sobie, że coś innego mogłoby z tym gospodarstwem się stać. Wiedziałam, że chcę je prowadzić i zrobię wszystko, żeby sobie poradzić. Gdybym nie zajmowała się rolnictwem, prawdopodobnie skupiłabym się na fotografii lub sztuce, może nawet pracowała w sektorze rolniczym jako przedstawiciel handlowy lub dokumentując pracę innych rolników. Wieś jest ciekawa, tu się odnalazłam.
— Dzieci były już w takim wieku, że nie musiałam przy nich ciągle być, więc mogłam zająć się gospodarstwem. Mogłam — i chciałam — bo nie wyobrażałam sobie, że coś innego mogłoby z tym gospodarstwem się stać. Wiedziałam, że chcę je prowadzić i zrobię wszystko, żeby sobie poradzić. Gdybym nie zajmowała się rolnictwem, prawdopodobnie skupiłabym się na fotografii lub sztuce, może nawet pracowała w sektorze rolniczym jako przedstawiciel handlowy lub dokumentując pracę innych rolników. Wieś jest ciekawa, tu się odnalazłam.
— Mam wrażenie, że zawód rolniczki to bardzo stresujące zajęcie, bo powodzenie w dużej mierze zależy od czynników zewnętrznych, jak chociażby pogoda czy rynek zbytu. Rolnik w niewielkim stopniu ma wpływ na sytuację biznesu rolniczego.
— Rolnictwo ma swoje trudne strony, ponieważ nawet przy pełnym zaangażowaniu i wiedzy o sukcesie często decyduje pogoda. Możesz robić wszystko, co w twojej mocy, ale to ona stanowi decydujący czynnik. W tym roku pogoda była szczególnie wymagająca. Na początku sezonu przyszły mrozy, które w maju dotknęły rzepak podczas kwitnienia, co było niebezpieczne zarówno dla rolników, jak i sadowników. Przymrozki wyrządziły spore szkody. Do tego susza. Wiosna była jedną z najgorętszych w stuleciu, co spowodowało, że rośliny były wypalane przez słońce. Tak jak słońce wypala trawę na trawniku, tak samo działo się na naszych polach. Niektórzy próbowali ratować rośliny, stosując na przykład wodę na ziemniaki jako ochronę przed mrozem. Pomimo trudnych warunków pogodowych, rolnictwo uczy elastyczności. Straty w uprawach rzepaku i żyta można częściowo zrekompensować dzięki dobrej cenie ziemniaków i dużemu zapotrzebowaniu na nie. Nasza dywersyfikacja upraw, w tym produkcja zdrowych sadzeniaków, pozwala nam zniwelować straty i zrównoważyć przychody. Dlatego tak ważne jest, aby nie koncentrować się tylko na jednej uprawie, co daje większą stabilność w obliczu zmieniających się warunków. Gdybym miała tylko jedną uprawę to już by mnie nie było. Wierzę, że ziemniaki pokryją w tym roku straty, które spowodowała susza.
— Rolnictwo ma swoje trudne strony, ponieważ nawet przy pełnym zaangażowaniu i wiedzy o sukcesie często decyduje pogoda. Możesz robić wszystko, co w twojej mocy, ale to ona stanowi decydujący czynnik. W tym roku pogoda była szczególnie wymagająca. Na początku sezonu przyszły mrozy, które w maju dotknęły rzepak podczas kwitnienia, co było niebezpieczne zarówno dla rolników, jak i sadowników. Przymrozki wyrządziły spore szkody. Do tego susza. Wiosna była jedną z najgorętszych w stuleciu, co spowodowało, że rośliny były wypalane przez słońce. Tak jak słońce wypala trawę na trawniku, tak samo działo się na naszych polach. Niektórzy próbowali ratować rośliny, stosując na przykład wodę na ziemniaki jako ochronę przed mrozem. Pomimo trudnych warunków pogodowych, rolnictwo uczy elastyczności. Straty w uprawach rzepaku i żyta można częściowo zrekompensować dzięki dobrej cenie ziemniaków i dużemu zapotrzebowaniu na nie. Nasza dywersyfikacja upraw, w tym produkcja zdrowych sadzeniaków, pozwala nam zniwelować straty i zrównoważyć przychody. Dlatego tak ważne jest, aby nie koncentrować się tylko na jednej uprawie, co daje większą stabilność w obliczu zmieniających się warunków. Gdybym miała tylko jedną uprawę to już by mnie nie było. Wierzę, że ziemniaki pokryją w tym roku straty, które spowodowała susza.
— Lato to czas dobry dla turystów a niekoniecznie dla rolników. Wspomniałaś o problemach, takich jak susza, zmiany klimatyczne, ceny utrzymujące się na poziomie sprzed lat. Jakie widzisz możliwe rozwiązania?
— Aby poradzić sobie z trudnościami, staram się zdobywać wiedzę i doświadczenie od innych rolników na świecie. Często podróżuję, odwiedzając duże i uznane gospodarstwa, aby zobaczyć, jak radzą sobie z podobnymi problemami, szczególnie z brakiem wody, który jest globalnym wyzwaniem. W krajach takich jak Egipt i Jordania, rolnicy kopią bardzo głębokie studnie, nawet do kilometra, by zdobyć wodę. Dzięki temu mogą nawadniać swoje uprawy i osiągać wysokie plony, nawet na pustynnych terenach. Przemierzając pustynię, gdzie nie rośnie nic, widziałam, jak tamtejsi rolnicy radzą sobie z uprawami dzięki zaawansowanym systemom nawadniania. Zainspirowana tymi rozwiązaniami, zaczęłam wprowadzać podobne technologie w moim gospodarstwie. Obecnie pracuję nad uzyskaniem pozwoleń wodnoprawnych na instalację systemów nawadniających. Choć jest to kosztowne przedsięwzięcie, takie zabezpieczenie jest kluczowe w obliczu zmian klimatycznych i niepewnych warunków pogodowych. Niedawno odwiedziłam Australię, gdzie rolnicy również stosują różne metody nawadniania, od zraszaczy po systemy szpulowe, aby zapewnić wodę dla swoich upraw. Podobnie jak oni, chcę zainwestować w niezawodne źródła wody, takie jak chociażby głębinowe studnie, aby móc kontynuować produkcję żywności w obliczu suszy.
— Ciekawe jest też to, że podróżujesz, cały czas się rozwijasz, ale też swoim życiem dzielisz się w mediach, zarówno w mediach społecznościowych, jak i serialach i programach telewizyjnych. Dlaczego to robisz?
— Dzielenie się tym, co robimy, jest dla mnie naturalne. Czerpię radość z dzielenia się wiedzą i doświadczeniami, ponieważ wierzę, że może to inspirować i pomagać innym. Często otrzymuję wiadomości od kobiet, które mówią, że moja historia zainspirowała je do przejęcia gospodarstwa po rodzicach albo od osób, które dzięki mnie weszły w uprawę ziemniaka. Kilka rodzin nawet mnie odwiedziło, co też bardzo mnie cieszy, że ludzie nie tylko oglądają, ale też przyjeżdżają do mnie na gospodarstwo sprawdzić czy rzeczywiście tak jest. Jedziemy wtedy na pola, pokazuje ziemniaki, maszyny i tak dzielę się z ludźmi tym, co robię.
Początkowo moją pasją była fotografia. Zawsze podróżowałam z aparatem, uwieczniając chwile z życia na wsi. To zajęcie stało się sposobem na dzielenie się pięknem przyrody i pracą rolnika poprzez zdjęcia publikowane na stronie gospodarstwa.
Z czasem, ze względu na zaangażowanie w prowadzenie gospodarstwa, przesiadłam się z profesjonalnego aparatu na telefon komórkowy. Dzięki temu mogę szybko uwieczniać codzienne wydarzenia i dzielić się nimi w mediach społecznościowych. Filmy i zdjęcia publikowane na YouTube przyciągnęły tysiące subskrybentów, zarówno rolników, jak i mieszkańców miast ciekawych życia na wsi.
Inspirując innych, pokazuję, jak wygląda życie na farmie i jakie wyzwania oraz piękno wiążą się z pracą rolnika. Moje doświadczenia i dzielenie się nimi pomagają nie tylko mnie, ale także tym, którzy podążają podobną drogą.
— Dzielenie się tym, co robimy, jest dla mnie naturalne. Czerpię radość z dzielenia się wiedzą i doświadczeniami, ponieważ wierzę, że może to inspirować i pomagać innym. Często otrzymuję wiadomości od kobiet, które mówią, że moja historia zainspirowała je do przejęcia gospodarstwa po rodzicach albo od osób, które dzięki mnie weszły w uprawę ziemniaka. Kilka rodzin nawet mnie odwiedziło, co też bardzo mnie cieszy, że ludzie nie tylko oglądają, ale też przyjeżdżają do mnie na gospodarstwo sprawdzić czy rzeczywiście tak jest. Jedziemy wtedy na pola, pokazuje ziemniaki, maszyny i tak dzielę się z ludźmi tym, co robię.
Początkowo moją pasją była fotografia. Zawsze podróżowałam z aparatem, uwieczniając chwile z życia na wsi. To zajęcie stało się sposobem na dzielenie się pięknem przyrody i pracą rolnika poprzez zdjęcia publikowane na stronie gospodarstwa.
Z czasem, ze względu na zaangażowanie w prowadzenie gospodarstwa, przesiadłam się z profesjonalnego aparatu na telefon komórkowy. Dzięki temu mogę szybko uwieczniać codzienne wydarzenia i dzielić się nimi w mediach społecznościowych. Filmy i zdjęcia publikowane na YouTube przyciągnęły tysiące subskrybentów, zarówno rolników, jak i mieszkańców miast ciekawych życia na wsi.
Inspirując innych, pokazuję, jak wygląda życie na farmie i jakie wyzwania oraz piękno wiążą się z pracą rolnika. Moje doświadczenia i dzielenie się nimi pomagają nie tylko mnie, ale także tym, którzy podążają podobną drogą.
— A jak wygląda taki dzień z życia na polu, dzień z życia rolniczki?
— Rolnictwo, podobnie inne zawody, wymaga wczesnego wstawania i organizacji dnia. Moje poranki zaczynają się od kawy i szklanki wody, po czym następują rozmowy z pracownikami oraz planowanie dnia. Spotkania z kontrahentami i przedstawicielami są codziennością, podobnie jak rozwiązywanie problemów technicznych i logistycznych. Rolnik musi być wszechstronny, łącząc pracę w polu z obowiązkami biurowymi. Jako rolniczka, menagerka i matka, współpracuję z moimi dziećmi, które pomagają mi w gospodarstwie. To praca wymagająca zarówno umiejętności, jak i serca.
— Rolnictwo, podobnie inne zawody, wymaga wczesnego wstawania i organizacji dnia. Moje poranki zaczynają się od kawy i szklanki wody, po czym następują rozmowy z pracownikami oraz planowanie dnia. Spotkania z kontrahentami i przedstawicielami są codziennością, podobnie jak rozwiązywanie problemów technicznych i logistycznych. Rolnik musi być wszechstronny, łącząc pracę w polu z obowiązkami biurowymi. Jako rolniczka, menagerka i matka, współpracuję z moimi dziećmi, które pomagają mi w gospodarstwie. To praca wymagająca zarówno umiejętności, jak i serca.
Zuzanna Leszczyńska
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez