Cztery dni w tygodniu albo tylko siedem godzin w ciągu dnia? Do takiej pracy by się szło

2024-09-01 12:00:00(ost. akt: 2024-08-30 13:07:51)

Autor zdjęcia: mondaynews.pl

Czy będziemy pracować cztery dni w tygodniu albo tylko siedem godzin w ciągu dnia? To nie jest żadna futurologia, to już się dzieje, bo na taki eksperyment zdecydowały się dwa magistraty w Polsce. Najpierw w Lesznie, a teraz we Włocławku.
Wraca temat krótszego tygodnia pracy, a to za sprawą Włocławka. To drugie miasto w Polsce, które wprowadza takie rozwiązanie. Od 1 września pracownicy włocławskiego ratusza będą pracować 7 godzin dziennie przez pięć dni w tygodniu. Pierwsze było Leszno, gdzie krótszy tydzień pracy dla urzędników magistratu obowiązuje od 1 lipca. Sprawdziliśmy, jak pracują teraz urzędnicy w Lesznie. Otóż w lipcu i sierpniu urząd jest czynny w poniedziałki od godz. 7 do 18, a od wtorku do piątku – od godz. 7 do 14. Natomiast we wrześniu w poniedziałki urząd będzie czynny od godz. 8 do 18, a od wtorku do piątku – od godz. 8 do 15.
Wprawdzie urzędnicy pracują krócej, ale – jak zapewnił w rozmowie z PortalSamorzadowy.pl prezydent Leszna Grzegorz Rusiecki – efektywniej.

— Natomiast nie pracujemy mniej, bo ta praca, która jest do zrobienia, musi być wykonana — podkreślił włodarz Leszna.

35 godzin w tygodniu

Teraz na podobne rozwiązanie zdecydował się Włocławek. Prezydent Włocławka Krzysztof Kukucki powiedział w Radiu Tok FM, że 35-godzinny tydzień pracy w urzędzie miasta traktuje jako rozwiązanie docelowe, a po wprowadzeniu zmian urzędnicy będą pracowali na zasadzie „suwaka”, tak żeby godziny obsługi mieszkańców były takie jak dotychczas. Zaznaczył, że chce też, żeby od października skrócony dzień pracy obowiązywał również w podległych jednostkach.

Zdaniem prezydenta Włocławka to nie jest żaden wymysł. Według niego jest to docelowe rozwiązanie, które za kilka lat będzie obowiązywało w naszym kraju.
Pracownicy włocławskiego ratusza mieli do wyboru dwa warianty — siedmiogodzinny dzień pracy oraz skrócony tydzień pracy z dłuższym weekendem.

Głosy rozłożyły się prawie pół na pół, a o przyjęciu pięciodniowego systemu zdecydowała przewaga kilkunastu głosów przy 400 pracownikach. Prezydent Włocławka powiedział też, że umówił się z pracownikami, że na początku przyszłego roku przez cztery miesiące zostanie przetestowany skrócony system pracy. W tym przypadku również urzędnicy mają pracować „na suwak” – część od poniedziałku do czwartku, a część od wtorku do piątku.

Lewica gratuluje

O krótszy tydzień pracy od lat zabiega Lewica, z której szeregów zresztą wywodzi się prezydent Włocławka. Nic dziwnego więc, że
o jego decyzji Lewica informowała w mediach społecznościowych.

„Da się? Da! 35-godzinny tydzień pracy we Włocławku już od 1 września! Prezydent Krzysztof Kukucki ponownie pokazał, że dla chcącego nic trudnego, skracając czas pracy włocławskich urzędników przy zachowaniu identycznego czasu otwarcia urzędu dla mieszkańców. Gratulujemy prezydentowi Kukuckiemu świetnej decyzji, czas na całą Polskę!” — napisali działacze Lewicy.

Ale czy na pewno? Bo jak się okazuje, nie wszystkim pomysł przypadł do gustu. Wystarczy poczytać komentarze pod postem Lewicy. Oto kilka z nich:

„Polski podatnik wytrzyma. I jeszcze weźmie urlop, żeby w urzędzie miasta we Włocławku coś załatwić. Tu naprawdę nie ma się czym chwalić. Wprowadzanie takich zmian nie powinno być inaugurowane w służbie cywilnej”.

„Dla urzędników to raj w ogrodzie. Czy się stoi, czy się leży, pensja mi się należy. Pomyśleć o osobach, które pracują na godziny… – Skrócony czas pracy to mierne wynagrodzenie, a emerytura żadna”.

„Czyli urząd będzie czynny od 8 do 15, tak aby statystyczny etatowiec nic nie załatwił”.

„Czyli 5 godzin mniej w tygodniu dla mieszkańców na załatwienie spraw! Brawo”.

„Dajcie mi tutaj matematyka…
Każdy pracownik będzie pracował mniej o 1/8!
Urząd będzie otwarty w tym samym wymiarze czasu.
Czyli:
A: pracownicy będę pracować o 1/8 szybciej niż wcześniej czy
B: 1/8 spraw mieszkańców nie zostanie załatwiona?”.

Ale są też takie:
„Jednym z głównych powodów tego, że ludzie się nie uśmiechają, jest praca na etacie. Niech ktoś zrobi 4-godzinny dzień pracy”.

„Brawo, i to jest prawdziwa Lewica”.

Lewica zabiega o krótszy tydzień pracy, bo – jak tłumaczą działacze Lewicy – ostatni raz ośmiogodzinny dzień pracy ustanowiliśmy sto lat temu, a od tego czasu sporo się zmieniło w technologii i gospodarce.

Dwie propozycje

Minister rodziny, pracy i polityki społecznej Agnieszka Dziemianowicz-Bąk, która jest z Lewicy, powiedziała, że jej marzeniem i planem jest, by tydzień pracy został skrócony.

— Jak? To jest tematem dyskusji — stwierdziła pani minister.

Na stole w przestrzeni debaty politycznej leżą dwie propozycje. Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej analizuje dwa modele na skrócenie czasu pracy. To 35-godzinny tydzień pracy lub czterodniowy tydzień pracy, czyli wprowadzenie wolnych piątków.

Zdaniem minister rodziny łatwiejszym organizacyjnie rozwiązaniem byłaby redukcja o jeden dzień tygodnia pracy. A być może najpierw wolne piątki mogłyby pojawić się, jak kiedyś wolne soboty? Najpierw dwie wolne soboty w miesiącu, potem wszystkie. W opinii pani minister taka zmiana byłaby korzystna zarówno dla pracownika, jak i pracodawcy, bo polskie społeczeństwo jest jednym z najbardziej przepracowanych w Europie.

Jesteśmy pracusiami

Krótszy tydzień pracy nie jest pomysłem z sufitu. Od dwóch dekad 35-godzinny tydzień pracy obowiązuje we Francji. Dwa lata temu Belgia jako pierwszy kraj na świecie wprowadziła czterodniowy tydzień pracy. Choć tu trzeba dodać, że Belgowie mają wybór, czy chcą pracować 5, czy 4 dni w tygodniu.

Pytanie, czy nas na to stać, żeby fundować sobie krótszy tydzień pracy. I tak, i nie. Tak, bo dziś rzeczywiście pracujemy zdecydowanie dłużej niż na Zachodzie, niż mieszkańcy krajów starej UE. I może czas nieco zwolnić, odpocząć.

Jak podaje Polski Instytut Ekonomiczny, Polacy pracują o ok. 3 godziny tygodniowo więcej niż średnio w UE i aż o 8 godzin dłużej niż w Holandii, gdzie pracuje się najkrócej w Europie.

Polacy pracują przeciętnie 40,4 godzin tygodniowo. Dłużej od nas w Europie pracują tylko Grecy, bo 41 godzin. Po drugiej stronie bieguna są Holendrzy (33,2 godzin), Niemcy (35,3) i Duńczycy (35,4).

W porównaniu do innych państw europejskich pracujemy więcej godzin, ale jednocześnie, na co zwracają uwagę ekonomiści, wydajność naszej pracy jest znacznie niższa niż w zachodniej Europie. I musimy sobie odpowiedzieć na pytanie, czy chcemy dalej zmniejszać dystans do bogatych krajów Europy, czy dajemy sobie spokój i zostajemy w miejscu, gdzie jesteśmy dzisiaj. To, że nadrabiamy dystans, że nasz PKB na mieszkańca rośnie, to wynik właśnie ciężkiej pracy Polaków. Dlatego jesteśmy coraz zamożniejsi i nie trzeba tu żadnych propagandowych porównań typu „Polska zamożniejsza od Portugalii”. To niczemu nie służy. Każdy z nas widzi, na co go dziś stać, a na co było jeszcze dwie dekady temu. Jednak to samo nie przychodzi, a dogonienie bogatych zajmie nam jeszcze wiele lat, tym bardziej że ci nie stoją w miejscu. Mają kapitał, środki dużo większe niż nasi przedsiębiorcy na nowe maszyny, nowe linie technologiczne, co zwiększa ich konkurencyjność na rynku.

Oczywiście dzięki technologii, cyfryzacji, robotyzacji i globalizacji dzisiejsze warunki pracy i wydajność pracy są zupełnie inne niż sto lat temu, kiedy był tworzony 8-godzinny dzień pracy. Oczywiście wypoczęty pracownik pracuje lepiej. Jednak, na co zwracają uwagę też eksperci, gdybyśmy zmniejszyli czas pracy o 20 proc., np. przeszli na czterodniowy tydzień pracy, to wydajność nie pójdzie o 20 proc. do góry, bo nasza produktywność rośnie w tempie 2-3 proc. rocznie. Gdybyśmy tak łatwo mogli zwiększyć wydajność, skracając czas pracy, to przecież przedsiębiorcy by dawno już to zrobili.

Jedno jest jednak pewne. Zmiany nastąpią, może nie teraz i nie we wszystkich branżach. Na razie zachodzą w urzędach, gdzie krótszy wymiar pracy może wkrótce stać się, jak trzynasta pensja, dodatkowym bonusem dla urzędników. Pod jednym tylko warunkiem, że podatnicy jeszcze z większą ochotą wezmą się do roboty!

Andrzej Mielnicki