Alfabet agresji: zabić tych, co myślą inaczej

2024-09-11 07:40:00(ost. akt: 2024-09-11 09:07:41)
Wieści z frontu nie są złe, ale niestety polska ofensywa utknęła pod Ostródą i Nowym Miastem Lubawskim. Olsztyn i Elbląg są nadal okupowane przez Rosjan. Nasi już kilka razy z sukcesem ostrzelali rosyjskie bazy w Królewecu i Bałtijsku.
— Ukraińcy walczą o siebie i dla siebie, ale krwawią też i dla nas. To moja wojna — pisze Marcin Ogdowski w kapitalnej książce „Zabić Ukrainę. Alfabet rosyjskiej agresji”.

Polecam ją także dlatego, że autor w przejmujący sposób opisuje, jak ta wojna stała się jego. Jego dziadkowie mieszkali bowiem na Wołyniu, skąd wyjechali w 1939 roku.

— Babcia nie pielęgnowała nienawiści. Nie chciała jej przekazywać – przynajmniej intencjonalnie. Lecz dzieląc się swoim strachem, sprawiła, że wyszedłem z domu rodzinnego wyposażony w pewien myślowy schemat. Odkąd pamiętam, słowo „Ukrainiec” przywodziło skojarzenie z siekierą. Wracały babcine opowieści, do których z czasem dołączały historie wyczytane z książek i wysłuchane od innych świadków tamtych wydarzeń — pisze autor „Alfabetu rosyjskiej agresji”.

Ukraińska siekiera

Nic więc dziwnego, że reporter, gdy po raz pierwszy pojechał do Ukrainy, był „rusofilem” i więźniem narracji „sezonowego państwa”, „które w jakiejś mierze, zasłużyło na los, jaki je spotkał w 2014 roku”. — Pamiętam, jak zdrętwiałem, gdy jeden z nich [ukraiński żołnierz w Donbasie w 2015 roku], ze słowem brat na ustach, objął mnie gdzieś na linii frontu pod Dobalcewem. Ukraina toczyła wojnę z rosyjskim najeźdźcą; wtedy nie miałem już złudzeń, że wrogim także nam Polakom. I mimo tej świadomości wciąż ciążyłem ku siekierom — pisze.

I dodaje: — Więc kiedy wiosną 2016 roku pod Mariupolem zobaczyłem Ukraińców w pobliżu prawdziwych siekier – wbitych w pieńki, na których rąbano drzewo – nie mogłem się powstrzymać. Zwolniłem migawkę, rejestrując przyfrontowe obozowisko ukraińskiego oddziału i własne uprzedzenia.

To uznanie wojny „za swoją” nie znosi jednak pamięci o Rzezi Wołyńskiej. — Że choć sytuacja na Wołyniu nie była czarno-biała nie była (bo Polacy swoje za uszami też mieli), nie może być jednak mowy o „symetrycznym dzieleniu winny”. Kat był jeden i ofiara jedna. To kwestia dla mnie niedyskutowalna – ani wtedy, ani dziś — podkreśla. I przypomina różne ukraińskie próby pomniejszenia swojej winy, a że wiele było tam rosyjskich prowokacji, że Polacy na Wołyniu współpracowali z Sowietami, a UPA z nimi walczyła itd.

— Znamy te schematy znoszenia odpowiedzialności, prawda? Dość przypomnieć sprawę Jedwabnego i pełne histerii reakcje rodzimych „patriotów” pragnących wymazania pamięci o zbrodni — podkreśla. I dodaje: — Nigdy po 1945 roku nie byliśmy tak blisko, stąd moja wiara, że gdy minie rosyjskie zagrożenie, porozmawiamy jak przyjaciele nie tylko o wspólnej przyszłości, ale i o tragicznej przyszłości. I trudno się pod tym nie podpisać.

Polscy żołnierze utknęli pod Nidzicą

A o co chodzi z tym Nowym Miastem i Ostródą z początku tekstu? Książka składa się z 21 alfabetycznie ułożonych rozdziałów poświęconych różnym wojennym wyrazom. Pierwszy z nich to „Analogia”. Polska nie jest w nim w NATO, a od 2014 roku Olsztyn i Białystok okupują Rosjanie, którzy w lutym 2022 roku zaatakowali na całego. W Modlinie wylądował rosyjski desant. Ostrzeżeni przez Amerykanów Polacy rozbili Rosjan i po 5 tygodniach walk odrzucili ich od Warszawy. W wyzwolonym Legionowie, Wołominie i Radzyminie na światło dzienne wyszły bestialskie mordy, których na mieszkańcach dopuścili się rosyjscy żołnierze. Potem Polacy przeszli do kontruderzenia, którego celem było wyrąbanie korytarza do Zatoki Gdańskiej i Zalewu Wiślanego przez odbicie Ostródy. Niestety polskie oddziały utknęły, nie doszły do Ostródy, bo uwikłały się w ciężki boje koło Nowego Miasta Lubawskiego i Nidzicy.

Polacy mimo tego prawie w 100 proc. byli za kontynuacja walki. Inaczej było z Zachodem, gdzie coraz głośniej mówiono, że Polska powinna podpisać pokój i rzec się ziem zajętych przez Rosjan, a więc także Olsztyna i Elbląga.

W tym czasie z Polski wyjechało około 6 mln uchodźców, było też kilka milionów uchodźców wewnętrznych. Zginęło ok. 70 tys. polskich żołnierzy. To chyba najlepsza rzecz, jaką czytałem, która w tak prosty, a jednocześnie bardzo wyrazisty sposób przybliża Polakom wojnę w Ukrainie.

Na co komu świat bez Rosji?

— Rosyjskie bestialstwo nie jest sumą ekscesów zdeprawowanych przez wojnę żołdaków. To działanie systemowe mające sterroryzować przeciwnika, jedna z technik prowadzenia wojny. Rosji, wedle której – jak niegdyś III Rzesza – Federacja ma nadzwyczajne prawa i zobowiązania. Do zdobywania przestrzeni, do kolonizowania, do zabijania. „Jeśli Niemcy nie mogą być wielkie, nie ma powodu, by istniały”, twierdził Adolf Hitler. „Na co komu świat bez Rosji”, pytał retorycznie Putin — podkreśla Marcin Ogdowski.

I dodaje: — Lebensraum, niemiecka „przestrzeń życiowa” oraz „ruski mir” to jedno i to samo – koncepty, zgodnie z którymi ludzie odbiegający od „pożądanego wzorca” padają ofiarą zbrodni. Morderstwa, wynaradawiania, ekonomicznej degradacji…
Co ciekawe, po stronie rosyjskiej w tej wojnie giną „mniej wartościowi Rosjanie”, bo za takich Kreml uważa mieszkańców rosyjskiej prowincji.

Do stycznia 2024 roku wśród zidentyfikowanych rosyjskich żołnierzy poległy w Ukrainie (42 tys.) z Moskwy pochodził 1 proc., choć mieszka tam 9 proc. ludności Rosji. — Z perspektywy Kremla utrata „mniej wartościowego” materiału ludzkiego – tradycyjnie pozbawionego posłuchu u władzy i społecznego szacunku – obniża koszty wojny. Czyni je akceptowalnymi dla wielkomiejskiej „białej” i prawosławnej większości, dławiąc potencjał bunt — wyjaśnia autor „Zabić Ukrainę”.

— Raz jest to intymna relacja reportera. Innym razem twarda analiza, za którą stoją solidny warsztat i wiedza z zakresu historii, wojskowości i socjologii. W jeszcze innych fragmentach mamy do czynienia z publicystyką – opiniami autora cechującymi się nie tylko dobrym piórem, ale i racjonalną argumentacją. Przede wszystkim jednak „Alfabet…” to solidne kompendium wiedzy na temat rosyjsko-ukraińskiej wojny — pisze wydawca książki. I ja się pod tym po prostu podpisuję.


Kończąc za Marcinem Ogdowskim, chcę przypomnieć postać Ołeny Kusznir – lekarki, która zginęła 16 kwietnia 2022 roku podczas bombardowania w Mariupolu. Wcześniej odmówiła ewakuacji helikopterem i została przy rannych. Wcześniej zginął jej mąż. Ocalał tylko ich kilkuletni synek, którego udało się wcześniej ewakuować.

— Miasto nie potrzebuje, aby w przyszłości pisać książki i kręcić filmy o jego heroicznej walce. Świecie, pomóż cywilom przetrwać. Dzisiaj — prosiła tuż przed śmiercią…
I ten apel niestety nic nie stracił na aktualności...

Igor Hrywna

Marcin Ogdowski, „Zabić Ukrainę. Alfabet rosyjskiej agresji”, Wydawnictwo: Warbook 2024


— Jestem pisarzem i dziennikarzem, byłym korespondentem wojennym. Nazywa się mnie również „pierwszym polskim blogerem wojennym”. W mediach pracuję od 2000 roku, obecnie jako niezależny publicysta (choć współpracuję też z portalami Interia.pl i Polska Zbrojna) — pisze o sobie na stronie swojego bloga https://bezkamuflazu.pl/.
Ogdowski wydał kilka książek poświęconych wojnie w Afganistanie. Jest też autorem między innymi powieść „Międzyrzecze. Cena przetrwania”, której osią akcji jest hipotetyczna wojna polsko-rosyjską.
W tym roku otrzymał „Diament Publicystyki” – nagrodę serwisu Patronite (2024 rok). Został uhonorowany mnie Brązowym i Srebrnym Medalem za Zasługi dla Obronności Kraju. — Od 2013 roku jestem dumnym posiadaczem Odznaki Honorowej 6 Brygady Powietrznodesantowej — pisze Ogdowski na wspomnianym blogu.


fot. FB Ołeny Kusznir
Ołena Kusznir z synkiem, który w chwili jej śmierci miał 9 lat
Ołena Kusznir była wojskowym lekarzem. Zginęła w wieku 30 lat