Celestyna znaczy niebiańska

2024-08-08 16:06:23(ost. akt: 2024-08-12 14:23:36)

Autor zdjęcia: Zdzisława Kobylińska

Na trasie moich tegorocznych wakacyjnych peregrynacji znalazła się Kamienica. Skromna wioska położona w dorzeczu Kamienicy Gorczańskiej między pasmem Gorców a Beskidu Wyspowego zamieszkała przez górali łącko-kamienieckich. Wioska znana mi od czasów mojej młodości, z której pochodziła bliska mi osoba o fascynującej biografii s. Celestyna Faron. Polska błogosławiona, której siła charakteru, dobroć, odwaga oraz wierność swojemu powołaniu wyniosły ją na ołtarze.
Katarzyna Stanisława, bo takie imiona chrzcielne nadali jej rodzice, urodziła się 24 kwietnia 1913 roku w Zabrzeży, należącej wówczas do zaboru austriackiego, w diecezji tarnowskiej. Rodzice Józef Faron i Maria z domu Madoń, prości ludzie prowadzący skromne gospodarstwo, mieli jeszcze trzech synów. Niestety, rodzina dość szybko straciła matkę. Katarzyna miała zaledwie 5 lat. Samotny ojciec dziewczynki postanowił oddać ją na wychowanie bezdzietnemu wujostwu z pobliskiej Kamienicy, którzy traktowali Katarzynę jak córkę, wprowadzając ją w świat wartości religijnych i patriotycznych. W Kamienicy zatem Katarzyna przeżyła swoje dzieciństwo i młodość i tam też doświadczała odradzania się Rzeczpospolitej. W 1920 roku rozpoczęła naukę w lokalnej szkole, gdzie wyróżniała się inteligencją, roztropnością, sumiennością w nauce. Jako jedyna spośród uczniów pierwszej klasy została dopuszczona do I Komunii Świętej.

Od najmłodszych jednak lat Katarzyna czuła, że Bóg powołuje ją do szczególnej służby Sobie i ludziom. Będąc jeszcze w młodzieńczym wieku, prosi ojca i opiekunów o zgodę na wstąpienie do zakonu i z ich błogosławieństwem wstępuje do Zgromadzenia Sióstr Służebniczek Najświętszej Maryi Panny Niepokalanie Poczętej, czyli do tzw. służebniczek starowiejskich – zgromadzenia założonego w 1850 roku przez bł. Edmunda Bojanowskiego. Progi klasztoru w Starej Wsi k. Brzozowa na Podkarpaciu przekracza w 1930 roku, przyjmując imię zakonne Celestyna.

Prośbę o dopuszczenie do ślubów motywowała tak: „pragnę stać się ofiarą całopalną Jezusa Chrystusa przez złożenie ślubów, gdyż pragnę iść drogą miłości i poświęcenia, aby dojść do Baranka Niepokalanego”, a także: „życie swoje chcę poświęcić Matce Najświętszej i tak żyć w cnotach, zwłaszcza w cnocie czystości aż do śmierci”.

Zgodnie z charyzmatem przekazanym Zgromadzeniu Służebniczek przez założyciela bł. Edmunda Bojanowskiego jednym z głównych zadań apostolskich sióstr jest praca wychowawcza wśród dzieci w wieku przedszkolnym.
A zatem w zgromadzeniu dalej się kształciła, zdobywając kwalifikacje zawodowe do pracy wychowawczej i katechetycznej, aby pracować z małymi dziećmi. Po uzupełnieniu wykształcenia ogólnego odbyła w latach 1933-1934 praktykę w ochronce pań św. Wincentego, a Paulo we Lwowie. Tam też ukończyła kursy z zakresu psychologii i prac ręcznych. A następnie w 1934 roku rozpoczęła naukę w czterosemestralnym Państwowym Seminarium Ochroniarskim w Poznaniu, którego celem było kształcenie zawodowe kierowniczek dla ochronek, szkółek dziecięcych oraz innych wychowawczych zakładów dla dzieci w wieku przedszkolnym. Seminarium ukończyła w 1936 roku, uzyskując dyplom wychowawczyni przedszkola. W przerwach między zajęciami po kilka miesięcy pracowała w przedszkolach: w Janowie, Trębowli (dziś na Ukrainie), Stawiszynie w Wielkopolsce i Tuligłowach na Lubelszczyźnie. Celestyna odbyła też w latach 1936-1937 kursy katechetyczne w Przemyślu. Tak przygotowana do pracy w 1938 roku została skierowana na placówkę do Brzozowa, gdzie powierzono jej zorganizowanie i prowadzenie ochronki i przedszkola. W tym samym roku 15 września złożyła śluby wieczyste: czystości, ubóstwa i posłuszeństwa.

Wybuch wojny zastał ją w Brzozowie, gdzie Celestyna nadal kierowała domem zakonnym, który mieścił się w willi Waniców, gdzie po wybuchu wojny prowadziła ochronkę i punkt pomocy potrzebującym oraz dożywianie dzieci. W lutym 1942 roku otrzymała nakaz zgłoszenia się na komendę niemieckiej żandarmerii w Brzozowie. Celestyna wiedziała, że wezwanie jest poważne, ponieważ w miejscu, gdzie mieszkała, Armia Krajowa działająca od 1940 roku w Brzozowie miała swój punkt kontaktowy. Działalność konspiracyjną prowadzili krewni właściciela budynku, o czym Niemcy dowiedzieli się przez konfidentów. Zresztą sama Celestyna rozprowadzała prasę polskich organizacji niepodległościowych i była w kontakcie z partyzantami. Jedna z sióstr doradzała jej w tej trudnej sytuacji ucieczkę lub ukrycie się, ale usłyszała, że „tak zrobić nie może, ponieważ przez to mogłaby narazić zgromadzenie na przykre następstwa”. Celestyna zdawała sobie sprawę, na jakie konsekwencje mogłaby narazić inne siostry, „znikając”. Na ostrzeżenia odpowiedziała krótko: „ma kto cierpieć, to wolę ja”.

19 lutego 1942 roku udała się więc na posterunek, skąd już nie wróciła. Aresztowana przez gestapo po przesłuchaniach została wywieziona i osadzona w więzieniu w Jaśle, w którym więźniowie byli bestialsko maltretowani i bici. Stamtąd przetransportowano ją do więzienia w Tarnowie, a następnie w 1943 roku została przewieziona do niemieckiego obozu Auschwitz, gdzie została numerem 27989, który wytatuowano jej na przedramieniu. Niemcy zapędzili ją natychmiast do pracy: harowała przy kopaniu rowów, stojąc prawie zawsze o głodzie, zmarznięta po kostki w lodowatej wodzie. W obozie zachorowała na tyfus plamisty, którego epidemia trwała nieprzerwanie. Potem dostała świerzbu z cieknącymi guzami. Wreszcie choroba przeszła w gruźlicę płuc z powtarzającymi się krwotokami. Już w kwietniu 1943 roku z zamroczeniem tyfusowym, przytępionym słuchem i odleżynami, otwierającą się raną po przebytej dawniej operacji wyrostka, została skierowana na rewir w bloku nr 24 – w tzw. szpitalu obozowym, odrębnym baraku, gdzie przetrzymywano chorych, nie udzielając im w zasadzie pomocy medycznej (choć lekarze – więźniowie robili, co mogli). Do śmierci już go nie opuściła.

Przerażające warunki higieniczne (pchły, pluskwy, plaga szczurów), głód, gorączka, brak wody sprawiały dodatkową mękę. Mimo tego skromną zawartością paczek otrzymywanych od przełożonych zgromadzenia Celestyna dzieliła się z towarzyszami niedoli. Dużo modliła się na nieodłącznym różańcu zrobionym z chleba. Mimo cierpienia i bólu nie skarżyła się na swój los. Współsiostra i współwięźniarka, s. Cypriana Michalina Babiak (nr obozowy: 50184), wspominała, że Celestyna podkreślała, że „Pan Jezus posłał je tutaj, aby wynagradzać za grzechy całego świata”. Siostry modliły się za Ojczyznę, za swój klasztor, za kapłanów, o nawrócenie grzeszników, za prześladowców – także za Hitlera – o jego opamiętanie. S. Celestyna jednak miała jeszcze jedną szczególną intencję.
Swoje życie zakonne i cierpienia obozowe postanowiła oddać za nawrócenie i powrót do Kościoła rzymskokatolickiego kapłana, o tym samym co ona nazwisku: Władysława Marcina Farona (1891-1965), który w 1923 roku za nieposłuszeństwo został ekskomunikowany, a następnie został duchownym Polskiego Narodowego Kościoła Katolickiego, a potem – po kolejnym rozłamie – założył Polski Kościół Starokatolicki i został jego „biskupem”. Jego historię, choć go nie znała, usłyszała już w 1933 roku i od tego czasu nieprzerwanie poświęcała swe myśli i modlitwy jego nawróceniu. Przed świętami Bożego Narodzenia, 8 grudnia 1943 roku, w patronalne święto zgromadzenia, w Uroczystość Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny, przyjęła po raz ostatni Komunię św. przemyconą przez jednego z kapłanów, który przybył z transportem więźniów do Auschwitz. W ostatnim liście zaznaczała, że „zawsze jednak należy błogosławić Boga”.

Siostra Celestyna zmarła z wycieńczenia 9 kwietnia w 1944 roku w noc Zmartwychwstania Pańskiego. Po śmierci współwięźniarki ubrały s. Celestynę w białą, jedwabną koszulę, którą z racji przypadających w Wielki Czwartek jej imienin ofiarowała jej więźniarka Janina Komenda, i nakryły prześcieradłem. Położono obok niej różaniec, krzyżyk, zapalono też zdobyte skądś dwie świeczki. Ponieważ Niemcy urządzili sobie – w związku z Wielkanocą – przerwę, ciało s. Celestyny udało się ukryć w baraku. Więźniarki przez cały dzień wspólnie modliły się przy jej zwłokach. Gromadziły się przy niej także więźniarki z innych bloków, korzystając z nieobecności Niemców. Już wtedy mówiono o niej „Święta Siostra”.

Następnego dnia współwięźniarki wyniosły ją owiniętą w prześcieradło na noszach na zewnątrz przy śpiewie „Wieczne odpoczywanie racz jej po mękach obozowych dać, Panie” i powiadomiły strażników o jej śmierci. Niemcy w obozowych kartotekach zapisali zatem jako dzień jej śmierci 10 kwietnia 1944 roku. Ciało Celestyny zostało spalone w obozowym krematorium. Wiele lat po jej śmierci nauczycielka z Kielc Janina Komenda, która ofiarowała jej koszulę, zaświadczyła: „Siostra Celestyna była uosobieniem łagodności, cierpliwości i dobroci, niesłychanie zgodna i zadowolona ze wszystkiego, co ją spotykało. Mimo wielkich cierpień zdobywała się nawet na humor i wesołość. Początkowo nikomu nieznana, wkrótce stała się powszechnie lubianą. (…) Mimo tego (złego – przyp. red.) stanu zdrowia stale interesowała się swoim otoczeniem, przychodząc z pomocą potrzebującym datkiem żywności lub słowami otuchy”. Warto dodać, że w 1948 roku Władysław Marcin Faron wraz z dwoma innym księżmi Polskiego Kościoła Starokatolickiego powrócił do Kościoła Rzymskiego i został ponownie przyjęty do stanu duchownego. Od 1948 roku był duszpasterzem w Łobzie, gdzie odbudował kościół i gorliwą pracą duszpasterską pragnął wynagrodzić za popełnione winy. Zmarł w 1965 roku.

Celestyna Faron została beatyfikowana przez Jana Pawła II w Warszawie 13 czerwca 1999 roku w gronie 108 polskich męczenników II wojny światowej.

Zdzisława Kobylińska

Korzystałam ze źródeł sluzebniczki.pl oraz ze stron internetowych diecezji tarnowskiej.


Komentarze (1) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. takamarysia #3115497 14 sie 2024 07:53

    Zmiencie moze nazwe gazety na chocby "Malenki brat ryceza Niepokolanej"

    odpowiedz na ten komentarz