To była radość: jadę na igrzyska!

2024-08-11 18:00:00(ost. akt: 2024-08-09 14:49:05)

Autor zdjęcia: archiwum prywatne

Tuż po zakończeniu Igrzysk Olimpijskich w Paryżu tradycyjnie odbędzie się Paraolimpiada. Nie zabraknie tam przedstawicieli naszego regionu. Jednym z nich będzie sędzia taekwondo Katarzyna Aleszczyk z Kętrzyna. To będą już jej drugie Igrzyska Paraolimpijskie.
— Po raz drugi jedziesz już niedługo na paraolimpiadę. Jakie uczucia towarzyszą Ci przed wyjazdem?
— Niedowierzanie, radość i oczekiwania na coś nowego, na coś wyjątkowego i pięknego. Byłam już w Tokio, w trakcie zaostrzeń covidowych, ale tamta paraolimpiada wyglądała całkiem inaczej niż ta, która będzie teraz w Paryżu. Pokazuje to telewizja - jej przygotowania, organizację, obiekty sportowe. Myślę, że dla każdego będzie to niesamowita chwila - po prostu przygoda życia.

— Za tobą igrzyska paraolimpijskie w Tokio. Jakie z kolei doświadczenie po tamtych igrzyskach zostało Ci w pamięci? Doświadczenie, przeżycie, sytuacja?
— Igrzyska w Tokio zostaną bardzo długo w mojej pamięci. Przede wszystkim dlatego, że było to, jak wcześniej wspomniałam, w trakcie obostrzeń covidowych, więc musieliśmy być bardzo ostrożni, przestrzegać wszystkich regulaminów, robić codziennie testy covidowe. Rano, jak się obudziliśmy, musieliśmy od razu ze śliny robić testy, chować je do pudełeczka, potem w drodze na salę oddawaliśmy je służbom medycznym. Kontrolowano nas na każdym kroku, ponieważ było zagrożenie epidemiologiczne. Natomiast jeżeli chodzi o same zawody, to było to coś niesamowitego. Przed nami jedna mata, na którą się wychodzi. Jesteśmy w centrum i musimy poprowadzić walkę. Podejrzewam, że zarówno zawodnicy, jak i sędziowie też to bardzo przeżywali. Było to stresujące do momentu, kiedy się właśnie nie wyszło, po rozpoczęciu walki nic innego już się nie liczyło. To jak z jazdą na rowerze. Tego się nie zapomina, nie ma się co stresować, po prostu trzeba robić swoją robotę.

— A pamiętasz ten moment kiedy po raz pierwszy się dowiedziałeś o tym, że jedziesz do Tokio?
— Tak, tak, na wyniki czekaliśmy troszeczkę dłużej niż tym razem. Przygotowania i kwalifikacje sędziów wyglądały tak samo, natomiast ogłoszenie wyników było dopiero w lipcu, miesiąc przed wyjazdem. Czekaliśmy z niecierpliwością. Wszyscy w jednym terminie otrzymaliśmy odpowiedź. No i to było coś niesamowitego. To była ogromna radość! Kurczę, jadę! Jadę do Tokio! No ale do momentu, kiedy się nie dostało biletu i akredytacji, to człowiek i tak jeszcze nie dowierzał. Ale jak już to wszystko przyszło z Komitetu Organizacyjnego, to już wiedziałam, że tak, że na pewno tam lecę. To po prostu była radość.

— Czekasz na ten moment, kiedy dostaniesz potwierdzenie, że weźmiesz udział w głównych Igrzyskach Olimpijskich? Na przykład za cztery lata?
— W Los Angeles? To jest pewien etap. Na to się pracuje ciężko. Tu trzeba dużo sędziować. I tak naprawdę przez te cztery lata trzeba się pokazywać na arenie światowej. Trzeba zdobywać doświadczenie, podnosić kwalifikacje. No i w momencie, kiedy już jest ten etap przygotowań do Igrzysk, to są wysyłane zaproszenia ze Światowej Federacji na kamp przygotowujący i selekcjonujący sędziów. Jeżeli dostanę takie zaproszenie, myślę, że będę próbować.

— Jak wygląda taka procedura kwalifikacyjna? Bo to nie jest tak, że ktoś siedzi sobie tam w związku i stwierdza, "o, na te zawody pojedzie Katarzyna Aleszczyk".
— Nie, nie. Dokładnie półtora roku przed główną imprezą, przed igrzyskami olimpijskimi, paraolimpijskimi, przychodzi informacja do związku, żeby zarekomendować sędziów międzynarodowych do wzięcia udziału w obozie szkoleniowo-selekcyjnym na Igrzyska. Odpowiednia Komisja w Światowej Federacji Taekwondo selekcjonuje sędziów spośród nadesłanych zgłoszeń. Patrzy na wszystko: jaką masz klasę sędziowską, doświadczenie w prowadzeniu walk, komunikację w zespole. Na podstawie tego zapraszają sędziów. Kamp przed tegorocznymi igrzyskami paraolimpijskimi odbył się w Meksyku i trwał 4 dni. Mieliśmy tam dużo teorii, na koniec były egzaminy m.in. sprawnościowe, badania medyczne, test wiedzy z przepisów rozgrywania zawodów w parataekwondo. Wyselekcjonowano 45 sędziów ze stu powołanych na ten kamp. Potem te top 45 przechodzi kolejne etapy selekcji. Musieliśmy wziąć udział w Mistrzostwach Świata w Parataekwondo, w turniejach kwalifikacyjnych do paraolimpiady. To trwało rok. Ostatecznie wytypowano w kwietniu top 30, czyli 30 sędziów, którzy pojadą na Igrzyska Paraolimpijskie.

— W tym gronie nie znalazło się przypadkiem. Bo jednak lata pracy jako i zawodniczka, ale też jako sędzia chyba zrobiły swoje?
— Tak, swoją taką, można powiedzieć, karierę międzynarodową rozpoczęłam w 2009 roku. Polski Związek Taekwondo Olimpijskiego wysłał mnie na kurs sędziowski do Indii. Tam zdobyłam swoje kwalifikacje. Wtedy byłam sędzią klasy P. Żeby móc podnieść klasę sędziowską musiałam uzyskać stopień 4 dan. Przygotowałam się do tego egzaminu pod okiem trenera Tadeusza Snopka. Po jego zdaniu automatycznie mogłam zdobywać kolejne stopnie awansu jako sędzia międzynarodowy. I tak od 2009 roku jestem zapraszana na imprezy mistrzowskie. Najpierw były Mistrzostwa Europy, a od 2017 roku już Mistrzostwa Świata, seniorów, kadetów, Grand Prix. I tak to toczy się cały czas. Zawodnicy, żeby osiągnąć wysoki wynik, to muszą dużo trenować i nabywać doświadczenia podczas walk. Tak samo sędziowie. Im więcej bierzemy udział w różnego rodzaju turniejach, tym więcej mamy pewności siebie i doświadczenia.

— Zakładam, że jest pewna różnica też w sędziowaniu parazawodów w porównaniu z "normalnymi" zawodami.
— Tak, tak. Różnica jest taka, że w parataekwondo zawodnicy nie mogą uderzać na głowę. To jest kolosalna różnica. Mają ograniczenia w wykonywaniu bloków, bo to są zawodnicy, którzy mają amputację bądź jakąś słabą mobilność w kończynach górnych, dlatego też uderzenia na głowę są niedozwolone. Musimy jako sędziowie być bardzo skoncentrowani. Czasami się zdarza, że ktoś kopnie kogoś i musimy wtedy to bardzo szybko wychwycić i dać karę za takie przewinienie. Jest różnica też w punktach, ponieważ w związku z tym, że nie uderzają w głowę, to mają dwa punkty za uderzenie w tułów, trzy punkty za technikę obrotową i cztery punkty mają za technikę obrotową z powietrza. To się nazywa spinning kick. Czas trwania walki jest też inny. W parataekwondo jest jedna runda, która trwa 5’. Jeżeli mamy remis jest dodatkowa jedno minutowa runda, tzw. Golden Round.

— Praktycznie chyba w każdej dziedzinie sportu jest tak, że sędziowie wzbudzają bardzo skrajne emocje. Jest jakaś taekwondowa wersja okrzyku typu "sędzia kalosz"?
— Różne są okrzyki. Ja się na tym nie skupiam. Staram się być w walce, a nie gdzieś obok niej. Trzeba byłoby się zapytać zawodników. Ja się nie spotkałam z takim powiedzeniem "sędzia kalosz". To nie, raczej nie. Bardziej może jakieś buczenie niezadowolonych kibiców podczas przyznawania kary.

— Ale ty z kolei też musisz mieć tę umiejętność trzymania nerwów na wodzy.
— Tak, tak, to jest taka gra kibiców i trenerów czasami, żeby wywrzeć presję na sędzi. My musimy być po prostu gdzieś z dala od tego. Musimy być po prostu w walce, a nie, tak jak mówiłam wcześniej, gdzieś tam obok walki. Nie dać się sprowokować. Przy prowadzeniu walki podejmujemy decyzje, które mają wpływ na jej przebieg. Pomaga nam koncentracja, opanowanie, pewność siebie, szybkość reakcji, uczciwość.

— Ten sport nauczył Cię pokory?
— Tak, jak najbardziej. Często się nad tym zastanawiam. Niestety, czasami trzeba gdzieś powiedzieć "przepraszam" lub zrobić ewaluację swojej pracy.

— Jeszcze do niedawna sporty walki utożsamiano głównie mężczyznami. Ty chyba jesteś pierwszą kętrzynianką, która w taki sposób dosyć szeroki i wręcz popularyzujący tę dziedzinę sportu zajęłaś się właśnie taekwondo. Jak się z tym czułaś stawiając pierwsze kroki tutaj w Kętrzynie i odnosząc pierwsze sukcesy ogólnopolskie?
— Chyba się nie spodziewałam, że zajdę aż tak wysoko i to w sędziowaniu. W 1992 roku zaczęłam trenować w miejscowym klubie taekwondo Tygrys. I tu bardziej się skupiłam na zawodniczej karierze. Następnie trener wysłał grupę zawodników na kurs sędziowski do Śremu. Pamiętam, chyba nas wtedy pojechało około siedmiu osób. No i tak jakoś powolutku się to gdzieś rozkręcało. Na studiach dużo trenowałam, mało sędziowałam, byłam skupiona na osiągnięciach sportowych. Jednak kontuzja w 2005 roku wyeliminowała mnie z dalszej rywalizacji. Jeszcze przez jakiś czas pomagałam trenerowi, prowadziłam zajęcia z młodzieżą. Trener Tadeusz Snopek też był sędzią. Trochę trenował, trochę sędziował. Więc tak się wymienialiśmy. W pewnym momencie zdecydowaliśmy, że on jednak zostanie przy pracy trenera, a ja będę jeździła jako sędzia. Praca sędziego spodobała mi się. To jest naprawdę fajne. Jak wychodzę do walki, na matę, to zdaję sobie sprawę z tego, że to jest to, co zwyczajnie lubię robić.

— Ale mimo wszystko nie jesteś takim etatowym taekwondowcem?
— Nie, absolutnie nie. To jest pasja do tego sportu. Dużo trzeba włożyć w to czasu, energii, środków finansowych. Jestem nauczycielem wychowania fizycznego w ZSCKR w Karolewie i w głównej mierze jestem skoncentrowana na mojej pracy zawodowej.

— Wartością dodaną są podróże i poznawanie ludzi.
— Tak, tak. To też, bo to też kształtuje w nas umiejętność komunikowania się, poznawania różnych krańców świata, tradycji, historii danego kraju. Zawsze jesteśmy wspaniale goszczeni przez organizatorów, mamy możliwość poznania ich tradycyjnych dań, języka, tańców. To jest naprawdę fajne, rozwijające.

— Czy oprócz taekwondo interesujesz się jakimiś innymi dziedzinami, jako kibic?
— No tak, oczywiście piłką siatkową. Również piłką nożną. Były Mistrzostwa Europy, więc każdy mecz oglądałam. Tylko na takie mistrzowskie imprezy znajduję czas. Żeby śledzić wszystko ligowo - nie mam na to czasu, bo tego jest dużo. Jak już są takie finałowe turnieje, to staram się oglądać. Piłka siatkowa, piłka nożna są fajne, chyba wiodące. Bardzo lubię też lekkoatletykę oglądać. To jest królowa sportu.

— Trwają Igrzyska Olimpijskie w Paryżu a przed nami również paraigrzyska. Będziesz kibicować taekwondzistom? Jak oceniasz szansę?
— Właśnie nie będę kibicować, ponieważ w tym roku na Igrzyskach Olimpijskich nie mamy żadnego zawodnika. Jest sędzina ze Swarzędza, Agnieszka Scheffler, natomiast zawodnika w tym roku w Paryżu nie ma. Mamy za to na Igrzyskach Paraolimpijskich zawodniczkę Patrycję Zewar z Kościana. Zakwalifikowała się podczas turnieju kwalifikacyjnego w Bułgarii w Sofii i „jedzie” w kategorii do 65 kilogramów, więc jej będę kibicowała.

— To za kogo najbardziej będziesz trzymać kciuki z pozostałych dyscyplin? I dlaczego będą to siatkarze?
— No bo oni są fantastyczni, fenomenalni, po prostu uwielbiam ich oglądać. Na pewno będę też trzymać kciuki za lekkoatletów, bo też uważam, że mamy bardzo silną reprezentację Polski w tej dziedzinie. Będę na pewno też kibicować zawodnikom ze sztuk walki, no i oczywiście kajakarzom i kajakarkom, są w świetnej dyspozycji. Tak naprawdę - wszystkim Polakom. Chciałabym, żeby odnosili jak największe sukcesy.

— Taekwondo jest dosyć młodą dyscypliną, jeżeli chodzi o całą historię Igrzysk Olimpijskich. Jak w tej chwili wygląda rozwój tego sportu w Polsce? Wzrasta zainteresowanie czy wręcz odwrotnie?
— Myślę, że wzrasta szczególnie w dużych ośrodkach szkoleniowych takich, jak Poznań, Warszawa, Olsztyn. To szkoły mistrzostwa sportowego, w których mają odpowiednie klasy. Bardzo fajnie prowadzą zajęcia, promują, motywują młodzież. Bardzo dużo mają też wyjazdów szkoleniowych i na zawody. I tak to się kręci. Pojawia się marketing szeptany i dzieciaki przychodzą, żeby trenować, żeby spróbować swoich sił. Zawodników też mamy bardzo mocnych, fajnych. W tym roku nie udało się zakwalifikować na Igrzyska w Paryżu, ale myślę, że jest młody narybek, który może pojechać do Los Angeles. Wierzę w to, że oni będą już przygotowani na to, żeby tam powalczyć.

— Wiem też, że przynajmniej jeszcze niedawno bardzo dużo właśnie fajnych, utalentowanych dziewczyn trenowało taekwondo z sukcesami międzynarodowymi. A jak jest teraz?
—- Mamy dwie fajne, bardzo dobre zawodniczki. Patrycja Adamkiewicz z Warszawy, Ola Kowalczuk z Poznania. To są takie nasze dwie utytułowane zawodniczki w taekwondo. Co raz częściej słychać o zawodniczce z Wrześni, Dagmarze Haremza, która również odnosi duże sukcesy na arenie międzynarodowej. Są juniorki bardzo dobrze rokujące Julia Nowak z Szakala Jeżyce, Michalina Nowaczyk Wróbel z Jarocina. Nie wszystkie nazwiska pamiętam, ale jest sporo zawodniczek odnoszących sukcesy w turniejach międzynarodowych. I myślę, że one będą walczyć o to, żeby pojechać na kolejne Igrzyska Olimpijskie, jak nie do Los Angeles, to za kolejne cztery lata. Obserwuję, że coraz więcej dziewcząt zaczyna trenować taekwondo. Sukcesy sportowe zawodników w danej dyscyplinie mają ogromny wpływ na jej rozwój, popularność.

— Rozumiem, że generalnie na macie sportowej nie dochodzi do dyskryminacji itp.?
— Nie, absolutnie.

— Często sędziujesz pojedynki mężczyzn?
— Tak. Sędziujemy zarówno mężczyzn jak i kobiety. Sędzia główny zawodów, również na igrzyskach paraolimpijskich, typuje sędziów do poszczególnych walk. Jedyne co jest, to nie możemy sędziować Europejczykom. Tak samo było przy kwalifikacjach. Jako sędziowie europejscy nie mogliśmy wybrać Europejskich Kwalifikacji do Igrzysk Paraolimpijskich, tylko musieliśmy wybrać inne kontynenty. Czasami się zdarza, jeżeli walczy na przykład dwóch Europejczyków, to w tym momencie arbiter główny może dać sędziego europejskiego, ale jak już walczy Europa i na przykład Azja, no nie może walki prowadzić sędzia z Azji ani z Europy. Wtedy typowany jest na przykład sędzia z Afryki.

— To teraz pytanie z gatunku bardziej intymnych. Generalnie hasło "kobieca torebka" jest otoczone masą legend. A jak wygląda damska walizka kobiety jadącej na zawody sportowe?
— Walizka jest do 10 kilogramów. Skromna. Znajduje się w niej: strój sędziowski, buty do sędziowania, kosmetyki. Najważniejsze rzeczy. Tylko to, co potrzebne do sprawowania funkcji sędziego. Resztę można zawsze dokupić na miejscu.

— Ale jakieś szpilki, suknia wieczorowa?
— Tak, to już na takich większych imprezach. Wymagany jest wtedy od nas strój galowy.

— Czy jest twoja walizka na Paryż już spakowana?
— Jeszcze nie, bo jeszcze przede mną są zawody w Barcelonie. Wyjeżdżam posędziować na turnieju międzynarodowym - Puchar Daedo Open. A potem… kierunek Paryż.

Wojciech Caruk