Zdarzyła nam się miłość po sześćdziesiątce. Pani Jadwiga i pan Krzysztof o swojej historii

2024-08-04 20:00:00(ost. akt: 2024-08-05 07:49:35)

Autor zdjęcia: Arch. prywatne

Miłość nie zawsze przychodzi w młodym wieku. Panią Jadwigę i pana Krzysztofa spotkała w momencie, kiedy byli już na emeryturze, odchowali już dzieci, a wolny czas spędzali z wnukami. Jako młodzi ludzie byli parą, jednak los sprawił, że się rozstali. Po 40 latach znów się spotkali i pobrali. Pasują do siebie jak dwie połówki jabłka i są ciągle zakochani w sobie.
Pani Jadwiga i pan Krzysztof dorastali w jednej miejscowości, chodzili nawet do tej samej klasy w szkole podstawowej. Bardzo się lubili. Wybrali inne szkoły zawodowe, ale spotykali się na zabawach i domówkach. Mieli po 17 lat, kiedy zaczęli „chodzić” ze sobą. Trwało to ponad dwa lata. Byli wówczas zakochani po uszy, ale ich drogi się rozeszły.

— Marzyłam, że po szkole średniej pójdę na studia i wyjadę do Warszawy. Krzysiek chciał zostać w naszej wsi — wspomina pani Jadwiga. — I tak nasze drogi się rozeszły. Na studiach poznałam Sławka i się zakochałam. Zaszłam w ciążę i wyszłam za mąż. Zrezygnowałam ze studiów, mąż dalej się uczył. Bardzo pomagała nam jego rodzina. Zamiast Warszawy zamieszkaliśmy w popegeerowskiej wsi. Żyło nam się dobrze. Po skończeniu studiów mąż poszedł do pracy jako kierownik budowy. Ja nie pracowałam, wychowywałam trójkę naszych dzieci. Pobudowaliśmy piękny dom i przez ponad 30 lat szczęśliwie żyliśmy. Niestety mąż zachorował na nowotwór i w wieku 59 lat zmarł. Bardzo ta jego śmierć nas załamała, bo to był bardzo dobry i rodzinny człowiek.
Pani Jadwiga po śmierci męża nie została sama. Rodzina i dzieci były przy niej. Jedna z córek wraz z rodziną mieszkała w ich domu. Dzięki temu kobieta nie czuła się samotna i opuszczona. W domu wciąż było gwarnie i radośnie, choć bardzo brakowało jej męża.

— Coraz częściej odwiedzałam swoich rodziców, którzy podupadli na zdrowiu, a mieszkali sami w dużym domu — opowiada. — Spędzałam z nimi dużo czasu, czasem zostawałam na kilka dni. W rodzinnej wsi odnowiłam swoje stare przyjaźnie i czułam się tu coraz lepiej. Miałam już emeryturę, nie pracowałam, więc z czasem postanowiłam zamieszkać znów z rodzicami.

Spotkanie po latach
Pani Jadwiga w rodzinnej miejscowości opiekowała się nie tylko rodzicami i domem, ale też zapisała się do miejscowego Klubu Seniora.

— Spotykaliśmy się tam dwa razy w tygodniu; jeździliśmy na wycieczki, chodziliśmy na spacery oraz organizowaliśmy wieczorki taneczne — mówi. — Do klubu przychodzili znajomi z młodzieńczych lat, kilka osób ze szkoły. Miło spędzaliśmy czas na rękodziele oraz na wspomnieniach. Czasem przynosiliśmy stare zdjęcia i opowiadaliśmy, co u kogo słychać. Na kilku zdjęciach był „mój Krzysiek”. Od wspólnych znajomych się dowiedziałam, że wyjechał do pracy do Niemiec i się ożenił. Do rodzinnego domu przyjeżdżał rzadko. Kilka razy pomyślałam, że miło byłoby go spotkać po tylu latach…

Do ponownego spotkania doszło dopiero trzy lata temu i chociaż para zmieniła się wizualnie, to uczucie pozostało takie samo jak kiedyś. Okazało się, że pan Krzysztof również owdowiał i postanowił wrócić „na stare śmieci”.

— Kiedy żona zmarła, postanowiłem wrócić do Polski. W Niemczech mam dwóch synów, ale oni mają swoje rodziny. Odwiedzali mnie wraz z wnukami, ale ja czułem ogromną tęsknotę za krajem — tłumaczy. — W Niemczech siedziałem sam w domu i patrzyłem najczęściej przez okno. Nie chciałem tak żyć. Wróciłem do rodzinnej wsi, kupiłem mały domek i zacząłem się w nim urządzać. W małych miejscowościach wszyscy wszystko o sobie wiedzą i zazwyczaj spotykają się w jedynym sklepie i w kościele. Ja też już po kilku tygodniach spotkałem kilkoro znajomych. Z jednym z kolegów zaczęliśmy się spotykać, żeby pograć w szachy. Raz namówił mnie, żebym poszedł na wieczorek taneczny do Klubu Seniora. Kiedy tylko przekroczyłem próg świetlicy, od razu zobaczyłem moją Jagódkę. Wszystkie uczucia wróciły ze zdwojoną siłą.

Miłość rozkwitła na nowo
Od pierwszego spotkania i tańca pani Jadwiga i pan Krzysztof wiedzieli, że to przeznaczenie. Po kilku spotkaniach wyznali sobie miłość i stwierdzili, że chcą ze sobą spędzić resztę życia. Para najbardziej obawiała się reakcji swoich rodzin i otoczenia. Myśleli, że ludzie „wezmą ich na języki”, będą się śmiać, że w takim wieku na miłość ich zebrało.

— Miałam wiele obaw, ale po spotkaniu z dziećmi moimi i Krzysztofa wszystko się rozwiało. Dzieci zareagowały cudownie, były szczęśliwe i życzyły nam szczęścia — opowiadają. — Szybko zaczęły też planować nasz ślub i podróż poślubną!
Seniorzy wzięli ślub i, jak twierdzą, znów czują się młodo. Ze łzami w oczach mówią, że mają wielkie szczęście, że się spotkali i dali sobie szansę na wspólne życie. Mają wiele energii i planów na przyszłość.

— Szczęście w miłości jest możliwe. Kluczem do satysfakcjonującej miłości jest bezpieczna więź, która łączy partnerów. Jest ona jak roślina, którą trzeba stale i starannie pielęgnować — mówią zgodnie małżonkowie. — Czasami o miłości mówimy tak często, że słowo to traci swoje wyjątkowe znaczenie i magię. Nie możemy też dać się zwieść i uznać, że raz wyznana miłość zostaje z nami raz na zawsze. Jej także nie należy zaniedbywać i trzeba troszczyć się o nią na co dzień, a nie tylko od święta. My celebrujemy naszą miłość każdego dnia… Budzę moją Jagódkę pocałunkiem, a ona zawsze mówi: „Dzień dobry, kochany”. Lubimy siedzieć na tarasie przytuleni i patrzeć w gwiazdy, w niedzielę jeździmy na wycieczki rowerowe, bierzemy koc, kosz piknikowy i spędzamy czas na łonie przyrody. Uwielbiamy tańczyć, więc nie omijamy żadnej zabawy w klubie seniora. Kiedy przyjeżdżają do nas dzieci i wnuki, organizujemy pieczenie kiełbasek i wspólne biesiadowanie. Jesteśmy dumni, że udało nam się stworzyć taką piękną rodzinę! Mamy 5 dzieci i 7 wnuków. Kochamy się i dziękujemy Bogu, że dał nam szansę się znów spotkać. Obyśmy razem żyli jak najdłużej!