Na Teneryfie taniej niż na Warmii i Mazurach?

2024-07-13 19:00:00(ost. akt: 2024-07-17 08:15:03)

Autor zdjęcia: Zbigniew Woźniak

Wakacje w pełni, a na Warmii i Mazurach turystów mało. Czy jest czym się martwić? Na razie nie, bo taka jest specyfika sezonu nad wielkimi jeziorami. Ten rusza leniwie i tradycyjnie rozpędza się dopiero w drugi weekend lipca.
Z turystami na Warmii i Mazurach jak z pogodą – na dwoje wróżyli. Jak jest słonecznie, niekoniecznie nawet upalnie, to są goście. I na odwrót. Po w miarę dobrym ubiegłorocznym sezonie są apetyty, że tegoroczny będzie również udany, a może nawet lepszy. Ale ten rozkręca się jakby leniwie. Owszem, są turyści, ale nie ma tłumów. Niektórzy już wieszczą, że będzie klapa, ale chyba niepotrzebnie biją w dzwony.

— Nie widać żadnego dramatu — uspokaja dr Robert Kempa, dyrektor Centrum Promocji i Informacji Turystycznej w Giżycku. — Tradycyjnie już na początku lipca nie ma wielkich tłumów. Tak naprawdę intensywny ruch turystyczny zaczyna się od drugiego weekendu lipca. Zawsze w Giżycku mówiło się, że sezon u nas zaczyna się wraz z szantami, a festiwal szantowy, którego już nie ma, startował w drugi weekend lipca. To był naturalny start sezonu i tu nic się nie zmieniło.

Giżyckie Centrum analizuje obłożenia w hotelach i pensjonatach, gościńcach w powiecie od początku wakacji. To są statystyki, które dużo mówią o bieżącym ruchu turystycznym na Mazurach. Choć w tym roku za sprawą rozgrywanego u nas Rajdu Polski te mocno wystrzeliły w górę. Bo w dniach, kiedy ścigali się kierowcy, czyli od 27 do 30 czerwca, były gminy, np. Ryn, Wydminy, gdzie praktycznie nie było wolnego miejsca na nocleg, a średnie obłożenie obiektów w całym powiecie giżyckim wyniosło 87 proc. To tylko pokazuje, jak wielkim magnesem jest wielka impreza rangi międzynarodowej, jak przyciąga fanów i gości.

Nie ma co narzekać
Ale rajd się skończył, a statystyki są wciąż wysokie. W miniony weekend średnie obłożenie we wszystkich obiektach w powiecie wyniosło 79 proc., wahając się od 40 proc. do nawet 100 proc. w czterech hotelach. Wczoraj według popularnego serwisu rezerwacyjnego 91 proc. adresów w powiecie giżyckim było zajętych, a w samym Giżycku – aż 93 proc. Wolne miejsca były tylko w dużych obiektach.

— Jak na ten okres sezonu to naprawdę nie widzę powodów do narzekań — podkreśla dyrektor Kempa, dodając, że oczywiście zawsze mogłoby być lepiej.

Ale raz, że Mazury nie są turystyczną wyspą na świecie, mamy dużą konkurencję: morze, góry czy ciepłe kraje, a dwa – jak mało który region jesteśmy uzależnieni od pogody. Co ma też odbicie w zmianach, które zachodzą w krajowej turystyce. Bo ta od czasów covidu mocno się zmieniła. Dziś preferowane są krótkie wypady nad jeziora, na weekend albo przedłużony o dzień czy dwa wypoczynek sobotnio-niedzielny. Dziś też nikt już nie rezerwuje na pół roku z góry pobytu, co kiedyś było normą. Rezerwacje dokonywane są na tzw. ostatnią chwilę. Ma to też związek z prognozami pogody, która w ogromnym stopniu rzutuje na to, jaki będzie sezon nad jeziorami. Bo zawsze tak było, jest i będzie, że jak jest pogoda, jest sezon, a jak nie ma pogody, to nie ma dobrego sezonu. I od tego nie uciekniemy.

— Bo Mazury mocne są ofertą natury. Tu przyjeżdża się dla przyrody, dla jezior, dla lasów, dla aktywnego wypoczynku i do tego wszystkiego potrzebujemy dobrej pogody — zauważa dyrektor Robert Kempa.

Taniej jest na Teneryfie
Ale chyba największy wpływ na nasze wakacyjne plany mają ceny. A te na Warmii i Mazurach może nie są tak wygórowane jak nad Bałtykiem, lecz jednak tanio nie jest. Można się oczywiście spierać, czy tak rzeczywiście jest, ale koń, jaki jest, każdy widzi.

Według analizy cen z czerwca przeprowadzonej przez ekspertów Rankomat.pl w lipcu za tydzień w hotelu na Teneryfie czteroosobowa rodzina zapłaci 2860 zł, a para – 1415 zł. W bułgarskim Słonecznym Brzegu jest to odpowiednio 2286 zł i 1312 zł. W Polsce zapłacimy więcej, bo np. w Mikołajkach 4-osobowa rodzina za tydzień w hotelu zapłaci 5142 zł, a para – 3618 zł. W Mrągowie jest jeszcze drożej, bo odpowiednio 7260 zł i 3060 zł. A to są tylko koszty noclegu ze śniadaniem. Na pewno taniej będzie na kwaterach prywatnych, bo np. wczoraj w Giżycku najtańsza kwatera dla całej rodziny kosztowała 250 zł za dobę, a najdroższy pokój dwuosobowy w hotelu 4-gwiazdkowym – 700 zł za dobę. W porównaniu do ubiegłego roku ceny wzrosły, przynajmniej o poziom inflacji.

Do tego oczywiście trzeba doliczyć też koszty dojazdu, wyżywienia, napojów. Nie mówiąc już o biletach wstępu do różnych obiektów. Dlatego ciężko będzie zmieścić się w tych ok. 5 tys. zł, które według badań średnio Polacy zamierzają przeznaczyć na tegoroczne wakacje. Tym bardziej że z badania BIG InfoMonitor „Wydatki i plany wakacyjne Polaków 2024” wynika, że najwięcej ankietowanych, bo 17 proc. chce przeznaczyć na wakacyjny wyjazd od 3 do 4 tys. zł. Przy takim założeniu to będą naprawdę krótkie wakacje.

Nic dziwnego też, że w tym roku pojawił się nowy trend. Otóż wiele osób nie czekało nawet do zakończenia roku szkolnego, na odebranie świadectw przez dzieci, tylko od razu ruszyli na rodzinne wakacje, głównie do ciepłych krajów. Chodziło o to, by skorzystać jeszcze z czerwcowych cen, które są niższe niż w tradycyjne miesiące letnie, czyli lipiec i sierpień.

Andrzej Mielnicki

Komentarze (1) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. und #3115219 13 lip 2024 19:20

    Nawet w Japonii taniej. I to nie bajka. Chcemy dobrze rzyć a mało pracować. A to niemożliwe.

    odpowiedz na ten komentarz