Na Warmii i Mazurach wprowadzają ograniczenia w zużyciu wody

2024-06-02 15:00:00(ost. akt: 2024-05-31 14:46:51)

Autor zdjęcia: pixaby

Susza coraz bardziej daje się we znaki. Brak wody odczuwają już nie tylko rolnicy, ale mieszkańcy niektórych gmin, gdzie zostały już wprowadzone ograniczenia w zużyciu wody. Ale tak naprawdę sami sobie osuszamy studnie i krany, podgrzewając ziemię.
Jeśli dalej nie będzie padać, to trzeba liczyć się z ograniczeniami w zużyciu wody takimi, jak ostatnio, które wprowadziła gmina Barczewo. Chodzi o ograniczenie do niezbędnego minimum wykorzystywania wody do podlewania i zraszania trawników, klombów, ogrodów, podlewania upraw rolnych, sadowniczych i działkowych wodą z sieci gminnej.

— Obecna sytuacja powoduje ponadnormatywne zużycie wody związane z podlewaniem terenów zielonych i uprawnych w porach rannych i wieczornych, a to z kolei wpływa na spadki ciśnienia i ilości wody dla odbiorców położonych w najmniej korzystnych względem ujęć wody obszarach gminy Barczewo — czytamy w komunikacie Zakładu Wodociągów i Kanalizacji w Barczewie.

Zakaz podlewania ogródków i trawników wodą z gminnego wodociągu, jak też napełniania przydomowych basenów obowiązuje w gminie Stawiguda już od 2019 r. Zgodnie z nim mieszkańcy godzinach 6-9 oraz 15-23 zobowiązani są do ograniczania poboru wody z gminnego wodociągu.

— Istotą wprowadzania tego typu ograniczeń jest zabezpieczenie wody do celów socjalno-bytowych — mówi Michał Kontraktowicz, wójt gminy Stawiguda. — Woda stanowi niezwykle cenny zasób naturalny, który powinien być racjonalnie wykorzystywany. Polska jest jednym z krajów europejskich o najmniejszych zasobach wody pitnej w przeliczeniu na mieszkańca, co w połączeniu ze zmianami klimatu stanowi poważny problem.

Jak dodaje wójt, pozyskiwanie wód podziemnych oraz ich uzdatnianie do spożycia wiąże się z dużym nakładem finansowym, szkoda więc, aby woda zdatna do picia trafiała na trawniki.

W ogrodach działkowych nie ma jeszcze żadnych zakazów co do podlewania warzyw na działkach.

— Takie decyzje podejmują indywidualnie same ogrody — mówi Jan Miszkiel, prezes okręgu warmińsko-mazurski Polskiego Związku Działkowców w Olsztynie. — Ale gros z nich ma własne studnie głębinowe i tam działkowcy nie używają do podlewania warzyw wody z sieci gminnych. Ale oczywiście, gdyby był bezwzględny zakaz podlewania ogródków niezależnie od ujęcia wody, to muszą się temu podporządkować.

Problemów z wodą nie mają olsztynianie. Obecnie zużycie na dobę to ok. 30 tys. metrów sześciennych, podczas gdy moce produkcyjne olsztyńskich wodociągów są rzędu 40 tys. metrów sześciennych.

— Podajemy tyle wody, ile miasto potrzebuje — mówi Anita Chudzińska z PWiK w Olsztynie.

Jednak od kilku tygodni nie pada, albo tyle co na lekarstwo, do tego mamy temperatury, jak w lipcu, co zwiększa parowanie i wody w glebie jest mniej. To prowadzi do suszy, z którą Polska, rolnicy, a już na pewno w niektórych regionach borykają się od wielu lat, choć susza suszy nierówna, bo — jak tłumaczy Dariusz Witkowski, synoptyk z IMiGW — jest kilka rodzajów suszy.

Jest susza meteorologiczna, gdy nie pada około miesiąca, a jak nie pada, to gleba traci wilgotność, wysusza się, co prowadzi do suszy glebowej. Dalszy brak opadów prowadzi do spadku poziomu wód gruntowych, bo nie ma zasilania. Obniża się poziom wody w rzekach i wtedy mówimy o suszy hydrologicznej. Kolejny etap jest, kiedy poziom wód gruntowych opada bardzo nisko i obniża się poziom wód głębinowych – wówczas mamy suszę hydrogeologiczną.

— Obecnie w kraju, w zależności od regionu, mamy do czynienia z suszą opadową, lokalnie mówimy o suszy glebowej, a nawet hydrologicznej, bo mamy wydane już dwa ostrzeżenia o takiej suszy w dwóch zlewniach w województwach mazowieckim oraz kujawsko-pomorskim — mówi Dariusz Witkowski. — Niestety w związku z brakiem opadów sytuacja się pogarsza.

Jak dodaje synoptyk, są regiony, np. północna część Mazowsza, zachodnia część województwa podlaskiego i część województwa warmińsko-mazurskiego (okolice Wielkich Jezior, Ostródy, Olsztyna), gdzie lokalnie nie było większych opadów od miesiąca. Spadło tam 5 mm, maksymalnie może 15 mm deszczu na metr kwadratowy, a powinno być przynajmniej 50-60 mm.

Dlatego wilgotność gleby miejscami spadła poniżej 30 proc. — to bardzo dużo. To powoduje konieczność nawadniania upraw na polach. A deficyt opadów na południu naszego województwa sięga 60-70 mm, by bilans (różnica między ilością wyparowanej wilgoci z gleby a ilością opadów) był wyrównany. W północnej części regionu sytuacja jest trochę lepsza, bo deficyt sięga 40-50 mm.

— Obserwujemy też obniżający się poziom wód gruntowych pomimo tego, że zima dostarczyła nam trochę wilgoci, ale wysokie temperatury przyczyniają się do większego parowania, co pogłębia deficyt wody — zauważa prof. dr hab. Katarzyna Glińska-Lewczuk, kierownik Katedry Gospodarki Wodnej i Klimatologii UWM. — Woda nam ucieka, nie możemy jej zgromadzić. Tu jedynym obecnie rozwiązaniem jest gromadzenie wody, kiedy mamy jej nadmiar, a więc w okresie jesienno-zimowym lub okresie wczesnowiosennym. Chodzi o budowanie zbiorników retencyjnych, a nawet gromadzenie wody opadowej z dachów. Tu trzeba pamiętać, że woda opadowa, tzw. pierwszy zmyw — czyli woda, która zmywa z dachu wszelkie zanieczyszczenia — nie nadaje się do nawadniania roślin, które są spożywane. Tę wodę możemy wykorzystać do nawadniania trawników, roślin ozdobnych.

Wprawdzie, jak mówi prof. Glińska- Lewczuk powoli wchodzimy w suszę hydrologiczną i zaczynają nam się obniżać poziomy wody w rzekach i jeziorach, to jednak Warmia i Mazury są w dużo lepszej sytuacji, gdy chodzi o zasoby wody, niż inne regiony. Tu najgorsza sytuacja jest na Kujawach i we wschodniej Wielkopolsce, gdzie poza niskimi opadami są kopalnie węgla brunatnego, a odkrywki wysysają wodę z okolicy nawet z ok. stu kilometrów.

Dlaczego borykamy się z suszą? Jak tłumaczy prof. Glińska-Lewczuk, wszyscy przyczyniamy się do zmian klimatycznych, podwyższając temperaturę na naszej planecie poprzez emisję gazów cieplarnianych do atmosfery, głównie dwutlenku węgla i metanu. W ciągu ostatnich trzydziestu lat temperatura na Warmii i Mazurach podniosła się o ok. 2 stopnie Celsjusza. Jeśli rośnie temperatura, to wzrasta parowanie, woda nam ucieka. Nie możemy jej zgromadzić, nie mogą jej wykorzystać rośliny. Obniża się poziom wód powierzchniowych. Wyższa temperatura to też krótsze okresy zalegania śniegu, a pokrywa śnieżna jest cieńsza.

— A dla nas bardzo ważne jest, aby był śnieg — podkreśla prof. Glińska-Lewczuk.
Bo im więcej go spadnie, tym więcej wody będzie mogło zasilić nasze wody podziemne, które zasilają z kolei nasze jeziora, rzeki i gleby. Jeśli nie ma śniegu zimą, to wiosną i latem są problemy z wodą.

Co zatem nas czeka w pogodzie w najbliższych dniach? — W środę, czwartek trzeba się spodziewać lokalnych burz na Warmii i Mazurach z opadami sięgającymi do 30 mm opadów — mówi Dariusz Witkowski. — W niedzielę i poniedziałek powinny pojawić się już bardziej długotrwałe opady, co powinno nieco poprawić sytuację, gdy chodzi o suszę, choć dalej temperatury będą powyżej 20 stopni. Niestety prognozy wskazują, że kolejne tygodnie dalej będą ciepłe i trzeba się spodziewać większego parowania.

Jak dodaje synoptyk, według poglądowych prognoz czekają nas wakacje z temperaturami powyżej normy i opadami w normie, czyli średniej liczonej z ostatnich 30 lat.

Andrzej Mielnicki