Tragedia na mazurskich jeziorach. Żeglarze nie poradzili sobie z silnym wiatrem

2024-05-31 08:08:22(ost. akt: 2024-05-31 08:28:07)
Zdjęcie jest tylko ilustracją do artykułu

Zdjęcie jest tylko ilustracją do artykułu

Autor zdjęcia: PAP

Przez półtorej godziny nad mazurskimi jeziorami wiał wiatr o sile 7 stopni w skali Beauforta, z którym cześć żeglarzy sobie nie poradziła. Doszło też do tragicznego wypadku - mężczyzna wskoczył do wody, by wyjąć czapkę i doznał zatrzymania krążenia - poinformował MOPR.
Dyżurny Mazurskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego (MOPR) Karol Dylewski powiedział, że w czwartek (30 maja) po południu na mazurskich jeziorach, zwłaszcza w okolicach Sztynortu, doszło do kilku niebezpiecznych sytuacji i jednej tragicznej.

Związane to było z silnym wiatrem, którego siła dochodziła do 7 stopni w skali Beauforta. Mimo że na godzinę przed załamaniem pogody migały maszty ostrzegania pogodowego i wydano ostrzeżenie meteorologiczne, nie wszyscy żeglarze schronili się w portach.

— Jednemu z żeglarzy pod mostem sztynorckim silny podmuch wiatru zwiał czapkę do wody, a on za nią wskoczył. Nie miał siły, by dopłynąć do jachtu, załoga podjęła go z wody bez oznak życia i rozpoczęła masaż serca. Wezwano nas na pomoc, nasi ratownicy rozpoczęli masaż z użyciem defibrylatora, potem dowieźliśmy do tej łodzi ratowników z karetki kołowej. Udało się przywrócić panu akcję serca — powiedział Dylewski.

Mężczyznę przewieziono do szpitala w Giżycku. Według nieoficjalnych informacji tam zmarł.

Inny załogant tego jachtu, prawdopodobnie na skutek stresu, źle się poczuł i zasłabł. Inna karetka także i jego odwiozła do szpitala.

— Silny podmuch wiatru uderzył bomem w głowę kobietę na łodzi, przez co na chwilę straciła przytomność. Upadając uderzyła głową o burtę. Została ona zaopatrzona, jej życiu nie zagraża już niebezpieczeństwo — powiedział Dylewski.

Na Śniardwach z warunkami pogodowymi nie radziła sobie załoga łodzi, której fala zalała silnik i przez to stracili sterowność. Kuter MOPR holował ją do brzegu. W trakcie holowania zerwała się jednak lina i łódź zaczęła dryfować.

— Na szczęście dryfowali w stronę portu, gdy nasza załoga była już blisko pomógł im inny jacht, bezpiecznie dotarli do portu — podał Dylewski.

Inna załoga zaplątała się w boję kardynalną - ratownik MOPR przez telefon instruował załogantów, co mają robić i udało im się uwolnić. Kolejni niedoświadczeni żeglarze na jeziorze Mamry nie umieli poradzić sobie z trudnymi warunkami.

— Nie mieli pojęcia co robić, jak zrzucić żagiel, nie wiedzieli nawet, na jakiej łodzi pływają. Ponieważ nasza załoga w tej okolicy prowadziła akcję reanimacyjną przez telefon udzielaliśmy im instrukcji, co mają robić. Na szczęście wykonywali polecenia i udało im się schronić. Na tej łodzi było siedem osób — dodał Dylewski.

Ratownicy MOPR apelują do żeglarzy, by kategorycznie stosowali się do ostrzeżeń pogodowych, obserwowali warunki atmosferyczne i krytycznie oceniali swoje umiejętności żeglowania.

— Wszyscy dziś mieli czas, by się schronić, a nie wszyscy to zrobili — podkreślił Dylewski.

(PAP)