Po śmierci żony samotnie wychowywał dzieci. Dla nich zerwał z nałogiem
2024-05-10 20:00:00(ost. akt: 2024-05-10 14:23:38)
Życie nie rozpieszczało nigdy pana Krzysztofa. Uciekł z domu, w którym od dziecka widział tylko alkohol i biedę. Kiedy się ożenił i został ojcem, był szczęśliwy. Kiedy choroba zabrała mu żonę, załamał się. Z nałogiem postanowił walczyć dla swoich dzieci. — Teraz wiem, że nie można się nigdy poddawać a alkohol nie rozwiązuje problemów, tylko je potęguje — mówi pan Krzysztof.
Pan Krzysztof urodził się w Olsztynie. Po ukończeniu szkoły zawodowej podjął pracę w zawodzie mechanika samochodowego. To było to, co lubił robić i co pozwalało mu się usamodzielnić.
Nie chciał iść w ślady rodziców
Pochodzi z rodziny, w której królował alkohol. 19-letni Krzysztof nie chciał iść w ślady rodziców i zawsze marzył tym, żeby jego dzieci będą miały oparcie w swoim ojcu. W wieku 21 lat poznał swoją przyszłą żonę Anetę i postanowił się ożenić.
Pochodzi z rodziny, w której królował alkohol. 19-letni Krzysztof nie chciał iść w ślady rodziców i zawsze marzył tym, żeby jego dzieci będą miały oparcie w swoim ojcu. W wieku 21 lat poznał swoją przyszłą żonę Anetę i postanowił się ożenić.
— Pragnąłem zawsze stworzyć ciepłą i kochającą się rodzinę — opowiada. — Nie chciałem iść w ślady rodziców. W rodzinnym domu brakowało miłości i ciepła... Nie powiem, jedzenia mieliśmy pod dostatkiem, ale co z tego, skoro rodzice wciąż byli pijani. W domu była nas czwórka: ja, dwóch młodszych braci i siostra. Nie było komu odrabiać z nami lekcji, pobawić się czy po prostu przytulić. Nie było rodzinnych spacerów czy wspólnych wyjść do kościoła w niedzielę. Na pierwszym miejscu był alkohol. Widziałem, że w innych domach jest całkiem inaczej i marzyłem, że jak dorosnę, to będę miał wspaniałą żonę i dzieci, które będę kochał ponad swoje życie.
Szczęśliwa rodzina
Ślub był skromny, bo młodzi nie mieli pieniędzy na wyprawienie wesela, wynajęli skromną kawalerkę i zaczęli wspólne życie. Dwa lata po ślubie na świecie pojawiła się ukochana córka — Ania. Krzysztof był bardzo szczęśliwy, bo powoli spełniało się jego marzenie o szczęśliwej rodzinie. Przez kilka lat małżonkowie pracowali i wychowywali dziecko. Kiedy dziewczynka poszła do szkoły podstawowej, okazało się, że pani Aneta spodziewa się drugiego dziecka
Ślub był skromny, bo młodzi nie mieli pieniędzy na wyprawienie wesela, wynajęli skromną kawalerkę i zaczęli wspólne życie. Dwa lata po ślubie na świecie pojawiła się ukochana córka — Ania. Krzysztof był bardzo szczęśliwy, bo powoli spełniało się jego marzenie o szczęśliwej rodzinie. Przez kilka lat małżonkowie pracowali i wychowywali dziecko. Kiedy dziewczynka poszła do szkoły podstawowej, okazało się, że pani Aneta spodziewa się drugiego dziecka
— Druga ciąża była dla nas zaskoczeniem, ale cieszyliśmy się, że Ania będzie miała rodzeństwo — zapewnia pan Krzysztof. — Ciąża rozwijała się prawidłowo, maluszek miał się urodzić w grudniu, więc powoli zaczęliśmy kompletować wyprawkę dla dziecka. Pod koniec ciąży Aneta miała jednak bóle głowy, źle się czuła. Oczywiście lekarze i ona sama mówiła, że to pewnie minie po rozwiązaniu.
I tak w grudniu 2011 roku na świecie pojawił się Artur. Maluszek szybko zawojował serca całej rodziny. Jednak idylla rodzinna nie trwała długo...
I tak w grudniu 2011 roku na świecie pojawił się Artur. Maluszek szybko zawojował serca całej rodziny. Jednak idylla rodzinna nie trwała długo...
Choroba brutalnie wkroczyła w ich życie
Niestety pani Aneta wciąż źle się czuła. Rozpoczęły się wędrówki po lekarzach, badania, pobyty w szpitalach. W końcu w jednym ze szpitali trafili na lekarkę neurologa, która zajęła się panią Anetą.
Niestety pani Aneta wciąż źle się czuła. Rozpoczęły się wędrówki po lekarzach, badania, pobyty w szpitalach. W końcu w jednym ze szpitali trafili na lekarkę neurologa, która zajęła się panią Anetą.
— Nie pozostawiła jej samej sobie, a jej los nie był jej obojętny. To wspaniały lekarz z powołania, a niestety takich w obecnych czasach jest coraz mniej — uważa pan Krzysztof. — Okazało się, że w głowie mojej żony umiejscowił się złośliwy guz mózgu. Kiedy Aneta dowiedziała się, że go nosi, jej świat legł w gruzach. To był typowy scenariusz jak z kiepskiego filmu. Załamanie, depresja, niedowierzanie i brak motywacji. Zajęło nam sporo czasu, aby się pozbierać i zacząć działać. W momencie kiedy dowiedzieliśmy się, że już jest nieoperacyjny i nie ma dla niej ratunku, coś we mnie wstąpiło. Rozpoczęły się poszukiwania i konsultacje w całej Polsce, Europie i na świecie. Choroba postępowała, ale ja wciąż nie traciłem nadziei.
W kwietniu 2012 roku nowotwór powiększył się tak, że spowodował dramatycznie pogorszenie się stanu zdrowia pani Anety i wywołał wodogłowie. Konieczna była operacja ratująca życie polegająca na wstawieniu zastawki komorowo-otrzewnowej do mózgu. Po tym zabiegu kobieta miała być leczona z użyciem nowego leku w Polsce. Niestety szybko okazało się, że przy tak umiejscowionym glejaku nie ma szans, aby ktokolwiek podjął się jego operacji. Nadzieją dla niej okazała się kosztowna terapia genowa w Stanach Zjednoczonych.
— Rodzice Anety zajmowali się dziećmi, a ja szukałem dla niej ratunku — opowiada pan Krzysztof. — Nikt, kto tego nie przeżył, nie jest w stanie wyobrazić sobie, co czuje człowiek w takiej chwili. Wiele razy miewałem załamania, ale gdy patrzyłem w oczy swoich dzieci, to wiedziałem, że muszę walczyć i być silnym właśnie dla nich. Wszystko inne nie miało znaczenia... Kiedy po pracy i pobycie w szpitalu wracałem skonany do domu, to siadałem przy łóżkach dzieci i bezgłośnie płakałem. Pytałem Boga, dlaczego to właśnie nas wystawia na taką ciężką próbę. Rano budziłem się jednak z nową siłą i wiarą przytulany przez córkę.
Załamał się po śmierci żony
Arturek miał pół roku, a Ania 8, kiedy pani Aneta odeszła we śnie. Dzień wcześniej trochę lepiej się czuła, w szpitalu odwiedziły ją dzieci. Kobieta długo je tuliła i całowała, choć był to dla niej ogromny wysiłek. Mówiła, że jak bardzo je kocha... Odeszła we śnie.
Arturek miał pół roku, a Ania 8, kiedy pani Aneta odeszła we śnie. Dzień wcześniej trochę lepiej się czuła, w szpitalu odwiedziły ją dzieci. Kobieta długo je tuliła i całowała, choć był to dla niej ogromny wysiłek. Mówiła, że jak bardzo je kocha... Odeszła we śnie.
— Kiedy zobaczyłem na wyświetlaczu numer telefonu ze szpitala, wiedziałem, że stało się coś złego. Oszalałem z rozpaczy — wspomina mężczyzna.
Żona pana Krzysztofa miała zaledwie 31 lat. Mężczyzna długo po jej śmierci nie mógł się odnaleźć w sytuacji, w jakiej nagle się znalazł. Rodzina pani Anety wspierała go i opiekowała się dziećmi. Jednak ból po stracie żony był ogromny.
— I wtedy zacząłem kupować alkohol. Był ukojeniem, pozwalał zasnąć i nie zabijał wspomnienia — opowiada pan Krzysztof. — Chciałem o wszystkim zapomnieć, więc upijałem się. Gdzieś w podświadomości miałem, że nie powinienem tego robić, że przecież moi rodzice też pili i dlatego uciekłem z domu... Nie mogłem jednak przestać. Taki stan trwał prawie rok.
Żona pana Krzysztofa miała zaledwie 31 lat. Mężczyzna długo po jej śmierci nie mógł się odnaleźć w sytuacji, w jakiej nagle się znalazł. Rodzina pani Anety wspierała go i opiekowała się dziećmi. Jednak ból po stracie żony był ogromny.
— I wtedy zacząłem kupować alkohol. Był ukojeniem, pozwalał zasnąć i nie zabijał wspomnienia — opowiada pan Krzysztof. — Chciałem o wszystkim zapomnieć, więc upijałem się. Gdzieś w podświadomości miałem, że nie powinienem tego robić, że przecież moi rodzice też pili i dlatego uciekłem z domu... Nie mogłem jednak przestać. Taki stan trwał prawie rok.
Zerwał z nałogiem dla dzieci
— Pewnego dnia zobaczyłem, że moje dzieci są bardzo smutne. Ania powiedziała wtedy, że chyba już ich nie kocham — opowiada pan Krzysztof. — Zawstydziłem się, położyłem dzieci spać a sam usiadłem z albumem w ręku i zacząłem myśleć o swoim życiu. Rano postanowiłem, że muszę skończyć z piciem. Poszedłem do lekarza, zapisałem się na terapię. Zawalczyłem kolejny raz o swoją rodzinę — podkreśla.
— Pewnego dnia zobaczyłem, że moje dzieci są bardzo smutne. Ania powiedziała wtedy, że chyba już ich nie kocham — opowiada pan Krzysztof. — Zawstydziłem się, położyłem dzieci spać a sam usiadłem z albumem w ręku i zacząłem myśleć o swoim życiu. Rano postanowiłem, że muszę skończyć z piciem. Poszedłem do lekarza, zapisałem się na terapię. Zawalczyłem kolejny raz o swoją rodzinę — podkreśla.
I dodaje: — Od ponad 9 lat nie tknąłem alkoholu. Staram się dawać dzieciom tyle radości i szczęścia ile tylko mogę. Wiem, że żona czuwa nad nami. Jestem dumny, że udało mi się wyjść z nałogu i że moje dzieci są takie mądre i wspaniałe. Dla dzieci zawalczyłem o siebie i naszą rodzinę.
Ułożyć sobie życie
Od roku pan Krzysztof spotyka się z panią Iwoną. Planują zamieszkać razem. Ona też jest wdową, wychowuje 11-letniego syna.
Od roku pan Krzysztof spotyka się z panią Iwoną. Planują zamieszkać razem. Ona też jest wdową, wychowuje 11-letniego syna.
— Jesteśmy oboje rozbitkami i może to zbliżyło nas do siebie — mówi. — Moje dzieci bardzo lubią Iwonę, a jej syn, mnie. Tworzymy fajną, zgraną i kochającą się ekipę. Cieszę się, że dzieci są szczęśliwe, a ja znalazłem kobietę, która jest moją największą przyjaciółką, ogromnym wsparciem. Teraz wiem, że nie można się nigdy poddawać a alkohol nie rozwiązuje problemów, tylko je potęguje.
Kiedy po pracy i pobycie w szpitalu wracałem skonany do domu, to siadałem przy łóżkach dzieci i bezgłośnie płakałem. Pytałem Boga, dlaczego to właśnie nas wystawia na taką ciężką próbę.
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez