Rosja nie jest „kolosem na glinianych nogach” i może podwoić swój potencjał jądrowy

2024-03-22 11:59:26(ost. akt: 2024-03-22 12:12:50)

Autor zdjęcia: PAP

Analityk i doradca byłych premierów Marek Budzisz na łamach portalu wPolityce wyraził opinię, że Europa potrzebuje poważnej debaty na temat odstraszania nuklearnego
W trakcie niedawnego wywiadu udzielonego kanałom telewizyjnym Rossija-1 i RIA Novosti, Władimir Putin wyraził gotowość Rosji do wykorzystania swojego arsenału jądrowego z technicznego punktu widzenia, jednak zaznaczył, że dotychczas nie było takiej potrzeby. Podkreślił, że użycie broni nuklearnej może nastąpić w przypadku zagrożenia "istnienia, suwerenności lub niepodległości" Federacji, dodając, że Joe Biden jest wystarczająco doświadczonym politykiem, by zrozumieć kontekst i uniknąć niebezpiecznej eskalacji sytuacji.

Przytaczamy opinię Marka Budzisza (analityk, przedsiębiorca, przez lata dziennikarz, doradca dwóch ministrów w rządzie Jerzego Buzka) przedstawioną na łamach portalu wPolityce.pl:

Słowa Putina, który dodał, że przywódcy krajów wzywających, aby Zachód nie miał „czerwonych linii” wobec Rosji muszą mieć świadomość, że Moskwa stosować będzie w odniesieniu do nich taką samą zasadę, miały, moim zdaniem wyraźnie deeskalacyjny charakter. Przede wszystkim dlatego, że rosyjski prezydent nie powtórzył wcześniej formułowanych pogróżek w świetle których wysłanie przez państwa NATO sił zbrojnych na Ukrainę oznaczało będzie automatyczny wybuch wojny z Rosją i perspektywę eskalacji do poziomu nuklearnego. Teraz Putin mówiąc o technicznej gotowości do użycia broni jądrowej jednocześnie zawęził katalog wydarzeń uzasadniających posłużenie się nią, a kwestię wprowadzenia wojsk Zachodu na Ukrainę „zdegradował” do problemu istnienia bądź braku „czerwonych linii”. Ta część jego wystąpienia jest zresztą czytelną aluzją do stanowiska Emmanuela Macrona i mówienie o doświadczeniu Bidena trzeba odczytać w kategoriach próby przeciwstawienia rozwagi amerykańskiego przywódcy „gorącej głowie” francuskiego prezydenta. Wypowiedź jest też celowo ambiwalentna, dwuznaczna, bo jednocześnie Putin deklaruje gotowość, w sensie technicznym, do użycia broni jądrowej jeśli opcja mniej akceptowalna dla Rosji zyskiwałaby na Zachodzie większe znaczenie. Upraszczając nieco, rosyjski prezydent, który po właśnie kończących się wyborach będzie miał mocniejszy mandat, przeciwstawia „rozsądnego” Bidena, „porywczemu” Macronowi próbując w ten sposób wpłynąć na trwającą wśród zachodnich sojuszników debatę strategiczną. To zresztą nie jedyny sposób wywarcia presji. Zachodni analitycy poinformowali właśnie, że Rosjanie rozlokowali taktyczną broń jądrową na Białorusi. Wcześniej była mowa o zamiarach a teraz mamy potwierdzenie, że tego rodzaju krok został wykonany. W grę wchodzą dwie lokalizacje, miejscowość Prudok w północno – zachodniej części kraju i druga, nieopodal bazy lotniczej w Osipowiczach. Znaczenie wojskowe tego posunięcia nie jest jednak tak istotne jak polityczne.

"Rosjanie mogą zaatakować dowolne miejsce w NATO za pomocą rakiet nuklearnych, korzystając z tego, co mają na swoim terytorium"

— powiedziała Rose Gottemoeller, była amerykańska negocjator rozbrojeniowa i z-ca Sekretarza Generalnego NATO i z tym poglądem trzeba się zgodzić. Należy zatem zapytać dlaczego Rosjanie zdecydowali się na ruch tego rodzaju? Teorii na ten temat jest co najmniej kilka. Arvydas Anusauskas, litewski minister obrony powiedział, że Rosjanie mogą w ten sposób testować reakcję państw NATO i jeśli okaże się ona ich zdaniem słaba lub świadcząca o braku zdecydowania to wówczas następnym krokiem może być dyslokowanie większego potencjału nuklearnego do Obwodu Królewieckiego. W opinii Gottemoeller Kreml jest zainteresowany utrzymywaniem napięcia (co zresztą nie wyklucza interpretacji litewskiego polityka) i stałym wywieraniem presji na państwa Zachodu, tak aby decyzje w sprawie zwiększenie konwencjonalnego potencjału europejskich państw NATO zapadały z trudem i zmiany następowały wolno na każdym etapie natykając się na opór umownej „partii pokoju”. Może mieć to związek z ocenami zarówno służb wywiadu Stanów Zjednoczonych jak i Estonii. Obydwie są, paradoksalnie, w swych konkluzjach zgodne. Otóż Amerykanie są przekonani, że Federacja Rosyjska mając świadomość zarówno własnych strat jak i przewagi konwencjonalnej Sojuszu Północnoatlantyckiego nie chce w najbliższej przyszłości angażować się w otwartą wojnę kinetyczną z NATO, co wzmacnia znaczenie jej potencjału jądrowego, jako narzędzia odstraszania. Z kolei przedstawiciele wywiadu Estonii, którzy w minionym tygodniu byli w Stanach Zjednoczonych sformułowali publicznie ocenę w świetle której „Rosja już przygotowuje się do następnej wojny”, ale będzie na sfinalizowanie rozpoczętych już działań potrzebowała kilku lat, co również wzmacnia obecnie znaczenie jej potencjału odstraszania Zachodu. W tym wypadku będzie on używany zarówno po to aby zapobiec jakimś bardziej ofensywnym akcjom ze strony państw NATO, ale także kontrola łańcucha eskalacji jest użytecznym narzędziem jeśli chce się opóźniać przygotowania wojskowe przeciwnika. Oceny ostatnich wypowiedzi i podejmowanych przez Federację Rosyjską kroków w jednym są zbieżne – kwestie nuklearne będą w najbliższych latach odgrywać w polityce Moskwy coraz większą rolę. Nie chodzi wyłącznie o wzrastające natężenie agresywnej retoryki i prowokacyjne posunięcia, ale musimy się również liczyć ze wznowieniem przez Rosję prób nuklearnych, nawet rozpoczęciem wyścigu ilościowego. Państwa wschodniej flanki, podobnie jak pozbawione potencjału jądrowego stolice europejskie, będą w takiej sytuacji musiały przemyśleć kilka kwestii, w tym siłę amerykańskiego parasola nuklearnego i wiarygodność deklaracji Waszyngtonu w sprawie rozszerzonego odstraszania (extended deterrence). W Berlinie już trwa ożywiona dyskusja poświęcona temu zagadnieniu, która jak zauważył Ulrich Kühn na łamach „Bulletin of the Atomic Scientists” ma obecnie zupełnie inny, poważniejszy, niż w przeszłości charakter, choćby z tego względu, że zagrożenie nieobliczalnymi posunięciami Rosji uznaje się za Odrą za poważne i narastające.

Potrzeba dyskusji

W Polsce przydałaby się podobna debata, którą warto byłoby zacząć od opisu rosyjskiego potencjału nuklearnego. W naszym kraju utrzymuje się niestety nieprawdziwy i bardzo groźny obraz Federacji Rosyjskiej, która jest postrzegana w kategoriach „kolosa na glinianych nogach”, państwa, które nie będąc w stanie pokonać Ukrainy przez 3 dni i utknęło w długiej wojnie nie ma szans w rywalizacji z NATO. Tego rodzaju myślenie podtrzymywane jest przez nieodpowiedzialnych polityków wykrzykujących na partyjnych wiecach, że „wbijemy Putina w ziemię”, nie mając chyba wiedzy na temat rosyjskiego potencjału i związanych z nim, zagrożeń.

Jeśli chodzi o zdolności jądrowe Moskali, to mamy najnowszy raport grupy badaczy (Kristensen, Korda, Johns, Knight) monitorujących rosyjskie zdolności. Jego lektura pozwoli nam ocenić nieco lepiej sytuację. Na wstępie trzeba zauważyć, że analizy i badania prowadzone w ramach programu Federation of American Scientists’ Nuclear Information Project, którego Kristiensen jest dyrektorem, opierają sią na otwartych, publicznych i jawnych, źródłach informacji, co oznacza, że mogą się różnić od danych jakimi dysponują wywiady (w niektórych kwestiach zespół nie podziela ocen np. amerykańskich służb o czym otwarcie informuje), ale nie ulega wątpliwości, że opracowania, które powstają w ramach tego projektu są jednymi z najlepszych, jeśli nie najlepszymi, na świecie. Przy czym trzeba pamiętać, że Federation of American Scientists to nie jest organizacją skupiająca zimnowojennych jastrzębi, wręcz przeciwnie, można w ich przypadku mówić wręcz o gołębim nastawieniu do kwestii rozbrojenia, co ma ten walor, iż oceny formułowane przez zespół Kristiensena, jeśli trzeba korygować, to raczej w górę. Co możemy zatem powiedzieć o rosyjskich zdolnościach nuklearnych w 2024 roku? Jak zauważają Autorzy opracowania „Rosja zbliża się do zakończenia trwających od kilku dekad wysiłków mających na celu wymianę wszystkich swoich strategicznych i niestrategicznych systemów nuklearnych i zastąpienia starych rozwiązań nowszymi wersjami.” Jeśli chodzi o potencjał ilościowy, to Moskale mają obecnie 4380 głowic jądrowych, zarówno strategicznych, czyli takich które mogą osiągnąć kontynent amerykański, jak i o taktycznym przeznaczeniu. Z tego 1710 głowic strategicznych zamontowanych jest na środkach przenoszenia – 870 rakietach bazowania lądowego (zarówno w silosach jak i mobilnych) , 640 w przypadku rakiet będących na wyposażeniu atomowych okrętów podwodnych i ok. 200 które może mieć na wyposażeniu lotnictwo strategiczne. Pozostałe 1112 głowic strategicznych i 1 558 taktycznych znajduje się w magazynach i jest dezaktywowana. Rosja ma dodatkowo ok. 1200 głowic, które zostały zdemontowane, ale „czekają” na dezaktywację, co oznacza, że jej łączny arsenał należałoby ocenić na 5 580 głowic jądrowych o różnej mocy. Czy tym danym można zaufać? Są co do tego wątpliwości, choć na podstawie otwartych źródeł informacji trudno przesądzić czy rację mają ci, którzy uważają, iż Moskale w rzeczywistości mają większy potencjał, czy ta liczba jest bliska prawdzie. Po pierwsze od kwietnia 2020 roku, najpierw w związku z pandemią Covid a potem w związku z zawieszeniem przez Moskwę uczestnictwa w traktacie New-START nie były prowadzone inspekcje rosyjskich instalacji jądrowych. Zawieszono też wymianę informacji i not, co przewidywały zapisy tego porozumienia. Co prawda Putin mówił, że Rosja nie zamierza rozpoczynać wyścigu ilościowego, ale wiara w słowa rosyjskiego prezydenta nie jest świadectwem roztropności, zwłaszcza po tym jak kilka dni przed napaścią na Ukrainę solennie zapewniał on, że Rosja nie ma agresywnych zamiarów wobec Kijowa. Jeszcze większy problem jest z rosyjskimi głowicami o przeznaczeniu taktycznym, czyli takimi które mogłyby razić cele w Europie, nawet na froncie, a decyzja o ich użyciu może być delegowana (pisał o tym ostatnio choćby dziennik The Financial Times) na poziom dowódców relatywnie niskiego szczebla. Te zdolności nie były nigdy objęte umowami rozbrojeniowymi, co oznacza, że przedstawiciele państw Zachodu nie mieli możliwości przeprowadzania inspekcji. Nawet gdyby zostali dopuszczeni do rosyjskich magazynów z taktyczną bronią jądrową to ocena tego czy wszystko zostało policzone przedstawia poważne trudności. Głowice taktyczne są bowiem mniejszej mocy, najczęściej znajdują się mobilnych systemach przenoszenie, co oznacza, że łatwo jest je ukryć i trudniej zidentyfikować miejsce przechowywania.

Badacze uczestniczący w projekcie zadali też sobie pytanie jakie możliwości mają Rosjanie, jeśliby zdecydowali się oficjalnie wystąpić z traktatu New-START? Tego rodzaju groźba jest narzędziem oddziaływania na Waszyngton, wcale nie pozbawionym znaczenia, bo trzeba pamiętać, że Biden w pierwszym dniu swego urzędowania podjął decyzję o zgodzie na wcześniejszą propozycję Putina w kwestii automatycznego przedłużenia o 5 lat obowiązywania umowy. Trump nie chciał tego zrobić, domagał się negocjacji w kwestiach rosyjskiego potencjału taktycznego, co nota bene leży w interesie zagrożonej nim Europy a decyzja Bidena ujawniła, moim zdaniem, podatność Amerykanów na rosyjski szantaż. Z tego punktu widzenia jeśli Kreml oficjalnie wypowie umowę, to w opinii ekspertów w relatywnie krótkim czasie będzie mógł zwiększyć swój „czynny” potencjał strategiczny o 60 %. W przypadku broni taktycznej międzynarodowe środowisko eksperckie formułuje oceny, iż możliwe jest nawet podwojenie, do roku 2030 rosyjskiego potencjału. Jak szybko byliby to w stanie zrobić w przypadku broni strategicznej zależy w gruncie rzeczy od środków przenoszenia. W przypadku bombowców strategicznych zwiększenie liczby bomb grawitacyjnych zajęłoby czas potrzebny na ich przemieszczenie, jeśli chodzi o strategiczne okręty podwodne to równie szybko można byłoby zwiększyć ich siłę rażenia, bo w związku z porozumieniami rozbrojeniowymi rakiety będące na ich wyposażeniu zostały „osłabione” w wyniku demontażu kilku głowic z każdej. Rosyjskie programy modernizacji broni jądrowej i środków przenoszenia idą w kilku kierunkach. Po pierwsze dążą do większej mobilności oraz osłabienia zdolności przeciwnika do wykrycia położenia np. wyrzutni lądowych. I tak przynajmniej 5 dywizji sił strategicznych odpowiadających za rakiety międzykontynentalne (ICBM) na mobilnych platformach zostało wyposażone w systemy laserowe Peresvet, których zadaniem ma być utrudnianie obserwacji satelitarnej ewentualnych ruchów tych systemów. Rosja opracowuje też nowe generacje zarówno rakiet, jak i okrętów podwodnych (Arkturus) czy intensywnie pracuje nad innymi rozwiązaniami w rodzaju atomowych torped Posejdon. Modernizuje również posiadane bombowce strategiczne, jak również planuje w najbliższych latach budowę 50 kolejnych maszyn Tu-160.

Wzrost znaczenia taktycznej broni jądrowej

Jeśli chodzi o taktyczną broń jądrową, to eksperci są przekonani, że jej znaczenie w rosyjskiej polityce bezpieczeństwa wzrośnie znacząco w najbliższych latach. Jak argumentują wynika to z poglądu rosyjskiego przywództwa politycznego i dowódców wojskowych, że „broń ta jest w stanie zrównoważyć przeważające siły konwencjonalne NATO, zwłaszcza Stanów Zjednoczonych. Po znaczących stratach konwencjonalnych Rosji w wojnie na Ukrainie względne znaczenie niestrategicznej broni nuklearnej ulegnie wzmocnieniu”. 334 głowice niestrategiczne są obecnie w dyspozycji rosyjskiego lotnictwa taktycznego (głowice i bomby grawitacyjne), kolejne 250 mają wojska obrony przeciwrakietowej. Rosja ma też obecnie 12 brygad lądowych uzbrojonych w mobilne systemy Iskander, z których każda ma na wyposażeniu 24 rakiety i 12 wyrzutni, choć ostatnio Ministerstwo Obrony zapowiedziało rozbudowę ich potencjały tak aby każda miała 16 wyrzutni i 32 rakiety. Do tego potencjału należałoby dodać bliżej nieznaną liczbę nuklearnych pocisków artyleryjskich czy atomowych min, które Rosja odziedziczyła w spadku po ZSRR.

Te zdolności w większości przypadków nie zostały jeszcze „aktywowane”, choć Moskale prowadzą prace nad nowymi systemami przenoszenia i wykorzystania posiadanego potencjału. Stopniowa destrukcja infrastruktury prawnej w postaci międzynarodowych porozumień rozbrojeniowych czy związanych z dyslokacją tego rodzaju broni w nowe domeny (np. kosmos), daje Kremlowi większe możliwości prowadzenia gry psychologicznej w której używa się argumentów związanych z potencjałem jądrowym. To oznacza nie tylko zmanię całego systemu komunikacji strategicznej, ale również, zwłaszcza wobec realnej groźby np. podwojenia w najbliższych latach potencjału taktycznego, którym dysponuje Kreml, wymusza poważną debatę na temat odstraszania nuklearnego. Europa nie ma innej drogi jak podniesienie tej kwestii, zarówno w relacjach z naszym sojusznikiem amerykańskim, jak i w wewnętrznej dyskusji. Najbliższe lata, niezależnie od wyniku wojny na Ukrainie, będą bowiem związane z narastającą presją nuklearną, bo używanie tego narzędzia jest korzystne dla Rosji.


źródło: wPolityce.pl/Marek Budzisz