Zawsze można zrobić jeszcze więcej

2024-02-21 12:38:34(ost. akt: 2024-02-29 08:52:16)
Irena Petryna, dyrektor Warmińsko-Mazurskiego Centrum Chorób Płuc w Olsztynie

Irena Petryna, dyrektor Warmińsko-Mazurskiego Centrum Chorób Płuc w Olsztynie

Autor zdjęcia: archiwum prywatne

Jest kobietą absolutnie wyjątkową, pełną pasji do życia i miłości do ludzi. Z niesłabnącą energią i z głową wciąż pełną nowych pomysłów — świetnie organizuje też prace kolejnych zespołów, z którymi osiąga kolejne sukcesy — dla dobra nas wszystkich. Kobieta z Charakterem sensu stricto… Panie i Panowie: Irena Petryna.
— Co dziś u Pani słychać, co Pani porabia? Bo chyba nie odpoczywa Pani na zasłużonej emeryturze…
— Oczywiście, że nie, bo kobieta z charakterem nie może być przecież bezczynna…! Cały czas musi być w akcji. Myślę, że gdybym miała siedzieć w domu, oglądać telewizję czy przeglądać czasopisma, w dodatku kolorowe — pewnie nie nazywałabym się tak, jak się nazywam. Całe może życie zawsze wypełniała praca, i to intensywna. I może powiem coś niepopularnego, ale każde nowe stanowisko, które obejmuję, dodaje mi tyle siły, energii i mocy, że czasem aż sama sobie się dziwię. Wiele osób w moim wieku woli już w życiu troszeczkę więcej spokoju, a ja? W dalszym ciągu staram się być szybka, energiczna i co chwilę mieć nowy pomysł.

Wspólnie z ministrem Mariuszem Łapińskim i Andrzejem Ryńskim. Otwarcie radioterapii w Szpitalu MSWiA
Fot. archiwum prywatne
Wspólnie z ministrem Mariuszem Łapińskim i Andrzejem Ryńskim. Otwarcie radioterapii w Szpitalu MSWiA

— Kim Pani dziś jest? Czym się Pani zajmuje?
— Od ponad roku jestem pełnomocnikiem marszałka województwa warmińsko-mazurskiego do spraw uchodźców wojennych z Ukrainy. W pierwszych miesiącach to był ogrom pracy, bo Urząd Marszałkowski bardzo intensywnie włączył się w pomoc naszym gościom z Ukrainy. Razem z ówczesnym marszałkiem Gustawem Markiem Brzezinem podejmowaliśmy szereg różnego typu działań, które z jednej strony miały dać uchodźcom z Ukrainy wsparcie w tych najtrudniejszych chwilach, a z drugiej — jak najlepiej zintegrować ich i zadomowić w naszej społeczności. Wielkie serce okazały organizacje pozarządowe, ale też osoby prywatne. Jako pracownicy urzędu, przy wielkim wsparciu dyrektorów szpitali z naszego regionu, dwukrotnie przeprowadziliśmy zbiórkę różnego rodzaju darów. Współpracowaliśmy z Salą Parafialną przy organizacji transporty tych darów na Ukrainę. A przy tym dbaliśmy o takie proste, a równie ważne życiowe kwestie: udzielaliśmy indywidualnych porad i różnego typu pomocy, pomagaliśmy w usamodzielnianiu się. Jak trzeba było, to załatwialiśmy meble i podstawowe sprzęty, bo przecież oni wszystko zostawili tam, w swoich domach. No i bardzo dbaliśmy o stronę kulturalną: chcieliśmy włączyć ich w nurt naszej kultury, nawet naszych problemów. Wszystko po to, by poznali naszą kulturę. Dlatego uchodźcy z Ukrainy uczestniczyli w wielu imprezach, które organizował samorząd województwa czy miasto. Wspieramy mamy i pomagamy im w organizacji wypoczynku dzieci w czasie ferii, wakacji, ale też organizujemy opiekę, kiedy mamy są w pracy — Urząd Marszałkowski udziela pomocy finansowej na ten cel. Zachęcaliśmy ich także do korzystania z szerokiej gamy programów profilaktycznych, które są w naszym województwie do wykorzystania — nie tylko zresztą dla uchodźców, co zawsze podkreślam — a które pomagają zapobiegać chorobom nowotworowym płuc czy chorobom kobiecym. Skoro są z nami, mieszkają, a niektórzy nawet planują zostać — integracja poprzez poznanie naszej kultury polskiej, ale i lokalnej, warmińsko-mazurskiej — to najważniejsze zadanie pełnomocnika. A jednocześnie jedno z moich najfajniejszych zadań.

— Ufff… Dużo tego…
— No, tak… A jeszcze od 1 lutego tego roku kobieta z charakterem miała za mało pracy i została pełnomocnikiem wojewody do spraw zdrowia. I znów rozpiera mnie energia, i znów mam milion pomysłów…! Z tej ostatniej funkcji, właściwie wolontariatu cieszę się szczególnie mocno, bo zdrowie to coś, co robiłam przez ostatnie 17 lat jako dyrektor Warmińsko-Mazurskiego Centrum Chorób Płuc, a wcześniej jako wicemarszałek i dyrektor NFZ. To także coś, co naprawdę kocham. Zatem znów dopłynęła do mnie świeża dawka energii i zamierzam ją przekuć w dobre, służące wszystkim mieszkańcom Warmii i Mazur projekty. Staram się mieć bardzo szerokie kontakty z osobami odpowiedzialnymi za ochronę zdrowia — m.in. z izbą lekarską i pielęgniarską, ze Związkiem Pracodawców Szpitali Warmii i Mazur. Chcę, żeby wszyscy razem czuli tę więź, a moją rolę postrzegam jako pomoc, ale też integrację nas wszystkich tak, by wojewoda miał jak najszerszą wiedzę na temat problemów i wyzwań zdrowotnych w naszym regionie. I mam na uwadze dobro nas wszystkich, bo zdrowie jest bezcenne.

Na mównicy sejmowej
Fot. archiwum prywatne
Na mównicy sejmowej

— Rozmawiamy w przededniu kolejnej Gali dla Kobiet z Charakterem. Kim jest kobieta z charakterem — tak z definicji?
— Jest to osoba wyjątkowa, o niezwykłej osobowości, nieprzeciętnych talentach. To kobieta, która odnosi sukces w pracy zawodowej, ale sprawdza się też w życiu prywatnym. To kobieta, której, gdy wspina się po kolejnych szczebelkach drabinki i któryś szczebelek pęknie — to ona nie załamie się. Nawet, gdy spadnie jedno piętro niżej. Nie — ona dołoży wszelkich starań, by wspiąć się jeszcze przynajmniej ponad ten złamany szczebel.

— A po drodze ten złamany jeszcze odbuduje…?
— Dokładnie! Bo to właśnie taka kobieta z charakterem, która nawet jeśli zaciśnie zęby, nawet jeśli czasem i łza jej się w oku pojawi — to po to, żeby tylko bardziej się zmotywować i iść do przodu. I realizować te cele, które — podkreślam — dotyczą dobra społecznego, są dla ogółu. Bo kobieta z charakterem nie działa wyłącznie dla siebie, dla własnych korzyści. Nie. To kobieta, która działa społecznie, jest twórcza, kreatywna i chce dla innych zrobić coś nowego. Z pożytkiem dla ogółu. A do tego — co też istotne — godzi swoją aktywność na różnych polach, w tym także z życiem rodzinnym. Jest po prostu wszechstronna!

— Gala dla Kobiet z Charakterem odbędzie się już 15. raz. Czy ta definicja i obraz kobiety z charakterem zmienił się jakoś przez te 15 lat? Czy dzisiaj te kobiety, które dostały 15 lat temu wyróżnienie i zaszczytny tytuł też by go dostały? A może dostałyby inne?
— Przez te 15 lat trochę zmieniliśmy regulamin plebiscytu dla Kobiet z Charakterem. A ja osobiście bardzo się cieszę, że nasze Kobiety z Charakterem są coraz młodsze. Ponadto kandydatki pochodzą z bardzo różnych środowisk, w których są doceniane. Cieszę się też, że mamy kobiety ze środowisk małych, gdzie ta osoba w swojej gminie jest ważna, potrzebna, jest motorem w różnego typu działaniach, choćby w zaangażowaniu kobiet w programy profilaktyczne — a zawsze musimy pamiętać, że profilaktyka jest tańsza niż leczenie. Wpłynęło bardzo dużo zgłoszeń i w tegorocznym finale na pewno będzie wiele ciekawych niespodzianek. Fajne osoby, które właśnie łączą pracę zawodową, życie prywatne, pasje i stale podnoszą swoje kwalifikacje. Doskonałe matki i żony, choć posiadanie własnej rodziny wcale nie jest warunkiem. I wszystkie to kobiety z charakterem, ale nie z charakterKIem!

— Czym kieruje się Pani, nominując i nagradzając kolejne pokolenia kobiet tym zaszczytnym tytułem?
— Nikt nie ma monopolu na wiedzę i mądrość. Dlatego w naszym plebiscycie powołana została kapituła — siedem osób, których każdy głos jest równorzędny i które rozpatrują wnioski złożone przez różne środowiska. Po długiej i wnikliwej dyskusji nad każdą kandydaturą odbywa się głosowanie. I to ta zbiorowa mądrość decyduje, która z kobiet ostatecznie otrzymuje ten zaszczytny tytuł. Poza tym przez całe swoje życie dbam, by każda z moich decyzji miała swoje uzasadnienie, żebym umiała ją umotywować. Tak było zawsze: gdy tworzyłam Warmińsko-Mazurskie Centrum Chorób Płuc i trzeba było torakochirurgię przenieść ze szpitala miejskiego. Było wiele kontrowersji, a dziś nawet ci, którzy wtedy mieli wątpliwości, mówią, że tak — to było jedyne właściwe wyjście. A ja jestem szczęśliwa, że się uparłam, nawiązałam różne kontakty, żeby zdobyć pieniądze i choć nie było to wszystko proste, cel został osiągnięty. I służy ludziom.

W gabinecie W-MCChP, z zastępczynią ds. pielęgniarstwa, Teresą Sadowską-Wołkowicką

— Przez całe swoje życie jest Pani osobą zaangażowaną społecznie. Skąd to się wzięło?
— Urodziłam się na wsi i gdy byłam małą dziewczynką, moim największym marzeniem była praca wiejskiej nauczycielki. Czy ja pomyślałam, że kiedykolwiek będę posłem, wicemarszałkiem czy dyrektorem szpitala? Dla mnie największym marzeniem było, żeby zostać wiejską nauczycielką. Oczywiście — zostałam nią. A potem też wicedyrektorem i dyrektorem szkoły. Do tego wybudowałam szkołę w Waplewie. I dziś, czasem patrząc wstecz myślę, ile to wiejskie dziecko dało z siebie społeczeństwu. I nie ukrywam — jestem dumna, że małe pomniki po mnie w kilku miejscach zostały. Choćby radioterapia, która znajduje się w Szpitalu Klinicznym Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji z Warmińsko-Mazurskim Centrum Onkologii w Olsztynie. Albo Centrum Chorób Płuc, o którym czasem mówię „moje”, za co może i powinnam przeprosić, ale tak naprawdę ono powstało w wyniku ciężkiej, mozolnej pracy mojej i całego Zespołu Dobrych Ludzi. Udało nam się utworzyć coś dla wszystkich mieszkańców, szczególnie dla tych o mniej zasobnym portfelu. Pamiętajmy, że czekanie w kolejce na zabieg usunięcia nowotworu płuc — równa się z tym, że ten człowiek wcześnie umiera. Bo nowotwór jest wyjątkową chorobą i nie czeka ze swoimi skutkami. A jak było z kierunkiem pielęgniarstwa? Jako wicemarszałek poszłam do ówczesnego rektora po raz pierwszy i mówię, żebyśmy stworzyli właśnie kształcenie pielęgniarek na poziomie licencjackim. Powiedział, co ja wymyślam, pielęgniarstwo na uniwersytecie technicznym…! Druga rozmowa była trochę lepsza, bo poszłam z Krysią Piskorz-Ogórek, ówczesną szefową Okręgowej Izby Pielęgniarek i Położnych. I w końcu się udało: nie dość, że jest wydział pielęgniarstwa, to jeszcze jest wydział lekarski. Kiedy wspólnie z sejmową Komisją Edukacji i Nauki odwiedziłam Olsztyn, konkretnie kampus dzisiejszego UWM-u — do dziś pamiętam, jak profesor z UJ mi powiedział, że szybciej mu kaktus na dłoni wyrośnie, niż w Olsztynie powstanie uniwersytet…

Żeby nie Irena Petryna, warmińsko mazurskie OSP byłyby zdecydowanie uboższe w specjalistyczny sprzęt
Fot. archiwum prywatne
Żeby nie Irena Petryna, warmińsko mazurskie OSP byłyby zdecydowanie uboższe w specjalistyczny sprzęt

— No, to pewnie wyrósł, trzeba sprawdzić…!
— Prawda? Bo i Uniwersytet powstał, rozwija się, kwitnie, kształci lekarzy, pielęgniarki i jeszcze wielu innych specjalistów. Te kaktusy wielu osobom urosły, bo startując w konkursie na dyrektora szkoły w Waplewie — też wspomniałam, że należy tę szkołę rozbudować. Nauczycielka, która była w komisji, tak samo mówiła o kaktusie, a ja odpowiedziałam, że pożyjemy, zobaczymy. I że najpierw muszę zostać dyrektorem. A potem oczywiście rozbudowałam tę szkołę…!

— Wychodzi zatem, że kobieta z charakterem marzy, ale bardzo szybko te marzenia zmienia w plany i w projekty.
— Bo takie są właśnie kobiety z charakterem: mają swój pomysł na życie, realizują go z ogromną pasją i mimo przeciwności wytrwale dążą do celu. Nie boją się także kolejnych wyzwań.

— Obserwuję od lat, z jak wielkim poświęceniem Pani działa. I wiem, że czasem musiała Pani sobie wyważać, kiedy zostawić rodzinę i sprawy prywatne zupełnie na boku, bo właśnie te sprawy społeczne były dla Pani bardziej priorytetowe i wymagały od Pani większego zaangażowania niż rodzina.
— Mój dorosły syn powiedział mi kiedyś: „mamuśka, kiedy byłaś nam najbardziej potrzebna, to dla ciebie ważniejszy był poseł, marszałek i pomoc w załatwianiu ludziom ich wielu ważnych problemów”. Czyli nie zawsze byłam wystarczająco na wyciągnięcie ręki, mimo że się starałam. Czasem jednak nie było tej bliskości. A dziś trudno cofnąć czas i nadrobić tamte chwile…

Żeby nie Irena Petryna, warmińsko mazurskie OSP byłyby zdecydowanie uboższe w specjalistyczny sprzęt

— Pani Irenko, co daje Pani siłę do bezustannego działania dla dobra naszej społeczności?
— Może to niepopularne, co powiem, ale tak szczerze — to robienie dobrych uczynków. Kiedy widzę, że robię coś, co jest powszechnie społecznie akceptowalne i przynosi to dobre efekty, korzyść dla innych… Daje mi to i wielką radość, ale i siłę do dalszego działania. Czasem bywa mi też przykro, bo mogłam zrobić coś dla siebie, ale nie miałam czasu, bo ważniejszy był szpital, rozbudowa, inne rzeczy… A w nocy, gdy nie śpię, też przychodzą mi do głowy nowe pomysły z myślą i pożytkiem dla innych. Albo nowe wyzwania. Teraz prawie wszystkie wynikają z tej ostatniej funkcji pełnomocnika wojewody — burza mózgu w głowie mi się przewraca i jest nowa energia i nowa siła, by wspólnie zrealizować kolejne plany. Ale powtarzam: nie mam monopolu na wiedzę i te sukcesy nie są tylko moje. To osiągnął zespół, który mnie wspierał, popierał i pomagał. Ale fakt — zawsze można zrobić jeszcze więcej…!
Magdalena Maria Bukowiecka

Tytuł „Kobieta z Charakterem” od 2008 roku przyznaje Warmińsko-Mazurskie Stowarzyszenie Forum Kobiet. — Nie byłoby plebiscytów, tytułów ani uroczystej Gali, gdyby nie wsparcie władz naszego regionu — przyznaje Irena Petryna, prezes Forum. — Od lat wspierają nas marszałkowie województwa, Jacek Protas, Gustaw Marek Brzezin i Marcin Kuchciński, oraz wojewodowie: Marian Podziewski, Artur Chojecki, a ostatnio Radosław Król. Równie ważna jest pomoc naszych sponsorów, zarówno z organizacji, firm, jak i osób prywatnych. I gdyby nie ich wsparcie, byłoby to z wielką szkodą dla całego społeczeństwa. Bo wybitne, wyjątkowe kobiety trzeba zauważać i trzeba je doceniać. Bez nich, bez ich pomysłów i inicjatyw — życie nas wszystkich byłoby trudniejsze, a dostęp do wielu dobrodziejstw technologii, nauki, medycyny — gorszy. A już na pewno byłoby smutniej!

Od autorki:
Irenę Petrynę znam całe życie, a może i dłużej. W tym czasie pełniła wiele funkcji — z czego wszystkie jak jedna odpowiedzialne, wymagające doskonałej organizacji pracy całych zespołów ludzi. Najbardziej cenię te lata, kiedy kierowała jednym z największym w naszym regionie szpitali. Ale cenię też jej pełne zaangażowanie i niezłomność w walce z nałogami, zwłaszcza z nałogiem nikotynowym, za którą jestem Pani Irenie szczególnie wdzięczna. Mało kto jednak wie, że w jednej z rozmów Pani Irenka zwierzyła mi się z bardzo osobistego doświadczenia. W odpowiedzi ja z kolei zwierzyłam jej się z pewnego rodzaju hejtu, który raz na jakiś czas mnie dotyka. Reakcja Pani Irenki była pełna ekspresji, pasji i emocji — skutek był taki, że w jednej chwili ów hejt bezpowrotnie przestał mnie dotykać. I to wtedy zrozumiałam jeszcze dwie rzeczy: kim tak naprawdę jest Kobieta z Charakterem i że Irena Petryna jest uosobieniem, a może nawet pierwowzorem tego zaszczytnego tytułu. Pani Ireno! Dziękuję, że jest Pani w moim życiu!