Czy nierówny wiek emerytalny kobiet i mężczyzn to przejaw dyskryminacji?

2024-02-03 18:00:00(ost. akt: 2024-02-02 15:36:39)

Autor zdjęcia: AdobeStock

Wielu paniom się spodobało, że kobiety na ważnych urzędach zaczęły używać żeńskiej nazw swoich stanowisk. Ale czy spodoba się im np. perspektywa dłuższej pracy, bo nierówny wiek emerytalny kobiet i mężczyzn to przejaw dyskryminacji!?
Ministra ds. równości Katarzyna Kotula w rozmowie z RMF FM stwierdziła, że nierówny wiek przejścia na emeryturę kobiet i mężczyzn to dyskryminacja. Zastrzegła jednak, że rząd nie planuje zmian w tym zakresie.

— Ten temat wróci pewnie za kilka lat i chociażby w obliczu zmian demograficznych trzeba się będzie zastanowić, jak tę kwestię rozwiązać i w którą stronę ten wiek równać — powiedziała ministra Kotula.

Najwyraźniej pani ministra nie chciała przesądzać, w którą stronę należy pójść. Ale tu droga jest jedna. Eksperci od dawna podnoszą, że nie uciekniemy od dyskusji o reformie systemu emerytalnego, a pierwszym krokiem do tego jest podniesienie wieku emerytalnego kobiet i zrównanie go wiekiem emerytalnym mężczyzn. Bo nikt z poważnych ekspertów nigdy nie sugerował obniżenia wieku emerytalnego mężczyzn.

Jednak na samo hasło „wiek emerytalny” politycy już dostają gęsiej skórki. Wiek emerytalny w Polsce, jak zresztą wszędzie, to drażliwy temat, stąd zrozumiała ostrożność posłanki Lewicy. Obecnie rządząca koalicja nie chce powtórzyć błędu koalicji PO-PSL z 2012 roku. Wprowadzona wówczas reforma zakładała stopniowe, a nie od razu, podniesienie wieku emerytalnego do 67 lat. Zmiana skądinąd słuszna z punktu widzenia ekonomii i właśnie demografii była jednak nie do zaakceptowana przez Polaków i okazała się gwoździem do trumny rządów PO-PSL.

Liczby nie kłamią


— Nie podniesiemy wieku emerytalnego, sprawa jest definitywnie zamknięta — zapewniał przed wyborami 15 października Donald Tusk.

Podobne stanowisko prezentuje Trzecia Droga i Lewica. Jednak eksperci mówią, że jest to trochę chowanie głowy w piasek, bo prędzej czy później kwestia ta musi stać się przedmiotem publicznej debaty, tak jak pewnie sprawa likwidacji części przywilejów emerytalnych służb mundurowych. Dziś żołnierze czy policjanci nie muszą pracować do 60 czy 65 roku życia. Dlaczego więc inni obywatele i obywatelki muszą, skoro to oni finansują ze swojej pracy emerytury tych wszelakich służb mundurowych, a nie odwrotnie i notabene znacznie wyższych niż te, które dostają oni z ZUS czy KRUS? Czy to nie jest dyskryminacja?

I nie uciekniemy od tej debaty, ale nie dlatego, że to jest dyskryminacja, nierówność. Bo jakoś nikt w Polsce nie wychodził na ulice, żądając niższego wieku emerytalnego dla mężczyzn. Nie było też demonstracji, na których powiewałyby hasła za podwyższeniem wieku emerytalnego dla kobiet.
Nie rzecz w pryncypiach, a w ekonomii. Chodzi o zapewnienie przyszłym Polkom godnych świadczeń, a przynajmniej w miarę na przyzwoitym poziomie. Bo dziś jest z tym coraz większy problem.

Emerytura jest pochodną dwóch rzeczy: zebranego kapitału i przewidywanej długości życia. Im dłużej pracujemy, tym więcej składek odprowadzimy, więc zbudujemy sobie wysoki kapitał. Jednocześnie im dłużej pracujemy po osiągnięciu wieku emerytalnego, tym czas pobierania świadczenia jest krótszy, a zatem ma to wpływ na wyliczenie świadczenia i jego wysokość.
A dziś kobiety mogą przejść na emeryturę w wieku 60 lat, a więc o pięć lat szybciej niż mężczyźni. A do tego panie żyją znacznie dłużej niż panowie. W 2022 roku ta średnia długość życia kobiet na Warmii i Mazurach wynosiła 80,7 roku, a mężczyzn – 72,5 roku (w Polsce było to 73,4 roku dla mężczyzn i 81,1 roku dla kobiet).

Dlatego od lat mamy do czynienia z pewną prawidłowością. A mianowicie że kobiety wciąż otrzymują statystycznie o ok. 1000 zł niższą emeryturę niż mężczyźni. Po ubiegłorocznej waloryzacji średnia emerytura wypłacana przez ZUS wyniosła 3482,63 zł brutto. Ale średnia emerytura mężczyzn wyniosła 4103,07 zł brutto, podczas gdy średnia emerytura kobiet – 2792,86 zł brutto.
Statystyki pokazują też, że od 2012 roku średnia emerytura kobiet jest o ok. 30 proc. niższa od średniej emerytury mężczyzn.

Czym tłumaczyć te różnice?


— Wpływ na to ma przede wszystkim sytuacja na rynku pracy, luka płacowa oraz przerwy w karierze spowodowanej macierzyństwem i rodzicielstwem — tłumaczyła krótko odwołana już ze stanowiska prezes ZUS prof. Gertruda Uścińska.

Słowem: kobieta w Polsce musi przeżyć dłużej za mniejszy kapitał, który odłożyła sobie na koncie w Funduszu Ubezpieczeń Społecznych. Z danych ZUS wynika, że w 42,5 proc. kobiet dostaje emeryturę w wysokości do 2,4 tys. zł brutto. W przedziale od 2400 do 2600 zł emerytury pobiera 9 proc. kobiet, w kolejnych dwóch przedziałach od 2600 zł do 2800 zł i od 2800 do 3000 zł odsetek maleje odpowiednio do 7,8 proc. i do 6,4 proc. Emeryturę w wysokości powyżej 3000 zł otrzymuje 34,5 proc. kobiet.

Różnice są ogromne


Najwyższa emerytura, jaką wypłacał w maju ubiegłego roku olsztyński oddział ZUS, wynosiła 15 760,89 zł brutto. Pobierał ją mężczyzna, który był dyrektorem i w wieku 72 lat i 4 miesięcy przeszedł na emeryturę. Mężczyzna płacił składki przez niemal 52 lata.

Jeszcze wyższą emeryturę wypłacał elbląski oddział ZUS, bo było to 16 222,89 zł brutto. Dostawał ją mężczyzna, który przeszedł na emeryturę w wieku prawie 70 lat. Był prezesem prywatnej spółki, a składki płacił przez blisko pół wieku. Takich emerytur tylko pozazdrościć, ale co dopiero mówić o 43 412 zł brutto, które otrzymywał emeryt w Zabrzu. To była najwyższa emerytura w kraju, która wypłaca ZUS. A dostał ją 90-letni mężczyzna, który przeszedł na emeryturę w wieku 86 lat i ma za sobą ponad 62 lata i 5 miesięcy pracy i nigdy nie był na zwolnieniu lekarskim.

Po drugiej stronie emerytalnej tabeli są świadczenia, które trudno nazwać emeryturą, bo czy można przeżyć za 22 grosze? Właśnie tyle wypłacał oddział ZUS w Olsztynie kobiecie, która na emeryturę przeszła w wieku 66 lat, a jej staż składkowy wynosił 10 dni. Najniższa emerytura, którą wypłaca elbląski oddział ZUS, wynosi 54 grosze. Dostaje ją również kobieta, która przeszła na emeryturę w wieku 60 lat, a jej staż składkowy wynosi tylko 17 dni.

Zgodnie z przepisami od każdej wpłaconej składki – nawet tej jednej – po osiągnięciu wieku emerytalnego przez daną osobę i złożeniu wniosku o emeryturę ZUS wylicza emeryturę. I nawet jeśli to są grosze, pieniądze muszą trafić do świadczeniobiorcy. I z rok na rok rośnie liczba emerytur niższych niż minimalne, czyli obecnie 1588,44 zł brutto. Żeby dostać tę minimalną emeryturę, trzeba jednak osiągnąć nie tylko wiek emerytalny, ale też mieć odpowiedni staż pracy. Dla kobiet to 20 lat, a dla mężczyzn – 25 lat. W marcu 2022 r. takich emerytur było 341,3 tys., a rok później już 368,5 tys. To wzrost o 8 pkt proc. Ten problem w większym stopniu dotyka panie niż panów.

Dlatego jeśli chcemy mieć w miarę godną emeryturę, musimy płacić wysokie składki i jak najdłużej pracować. Trzeba pamiętać o tym, że każdy rok dłuższej pracy niż wiek emerytalny to wzrost świadczenia o około 8-10 proc. Oczywiście wpływ na wysokość emerytury mają nasze zarobki.

Tu nie ma innej drogi, którą trzeba pójść. Bo ewentualne emerytury stażowe są akurat krokiem w przeciwną stronę, wpędzą przyszłych emerytów w biedę, a już szczególnie kobiety, bo ich świadczenia w dużej mierze będą na poziomie minimalnej emerytury. Dlatego to byłoby wyjście, gdy nie będzie już innego. Natomiast renta wdowia, tak lansowana przez Lewicę, choć na pewno poprawi sytuację wielu kobiet, to generalnie przypudruje tylko problem biedy kobiet na emeryturze. Przecież nie każda emerytka zyska prawo do części dodatkowego świadczenia po zmarłym współmałżonku. A tu chodzi o systemowe rozwiązanie.

Andrzej Mielnicki