"Córka wróciła do domu z czarną buźką na bluzce. Za karę" Rodzice alarmują

2024-01-26 08:18:41(ost. akt: 2024-01-26 09:08:19)

Autor zdjęcia: pix

Kary i nagrody czy spokojne tłumaczenie zasad aż do skutku? Przedszkola i żłobki różnią się metodami wychowawczymi, ale z reguły wybierają pierwszą opcję.
— Moja córka nie należy do dzieci spokojnych. Jest bardzo żywa, ale w domu wiele jej tłumaczymy. A w przedszkolu za swoje zachowanie córka stoi w kącie, siedzi sama przy stoliku, raz wróciła z naklejoną na bluzce czarną buźką. Rozmowy z nauczycielkami nic nie dają — mówi Aneta, mama 3-letniej Zosi w rozmowie z portalem Onet Kobieta. Niestety kary i nagrody w żłobkach i przedszkolach wciąż zdarzają się często. Ja osobiście nigdy nie spotkałam się ze smutną buźką za karę, ale z wesołymi już tak. Co jednak robić, gdy dziecko jest agresywne i krzywdzi swoich rówieśników, na przykład bijąc ich czy gryząc?

W takiej sytuacji znalazł się Łukasz, tata 5-latka. — Bije, gryzie i popycha dzieci w przedszkolu. Wobec nas też się tak zachowuje — mówi mężczyzna w rozmowie z portalem.

. — O zgrozo, moja żona jest po psychologii i pracuje w podstawówce, więc wiedzę na temat dzieci ma w małym
palcu — mówi — Syn kopie, bije i popycha dzieci w przedszkolu. W domu zachowuje się tak samo wobec nas, a jak spotykamy się ze znajomymi, którzy mają dzieci, to po godzinie robi się afera. Pierwsza godzina jest super, bawi się ładnie, normalnie rozmawia z kuzynką. A potem nagle przychodzi atak złości, wybucha, popycha ją, szarpie za włosy.

— Staraliśmy się też tłumaczyć synkowi, żeby próbował wyrzucić z siebie emocje, np. tupał nogami, darł kartki albo mazał po ścianie (mamy dużą tablicę magnetyczną na jednej ścianie) — dodaje tata Michała. — Ale to też nie działa.

Podkreśla, że Michał nie ogląda bajek, nie ma zbyt wielu grających zabawek, codziennie chodzi na długie spacery z mamą, a wieczorem rodzice stosują wyciszający masaż.

— I nic. Najgorsze jest to, że i nauczycielki, i nasza rodzina wydają się przekonani, że nie mamy wpływu na własne dziecko i nie potrafimy go wychować — mówi z rezygnacją Łukasz. — Syn potrafi być cudownym dzieckiem, uwielbia się przytulać, otwarcie mówi o swoich emocjach. Ale gdy przychodzi złość, to lepiej uciekać.
W takich sytuacjach dzieci sadzane są przy stoliku, by uspokoiły się i przestały zagrażać rówieśnikom. Niestety, sytuacja zazwyczaj się powtarza, a rodzice innych dzieci naciskają na nauczycielki, by zrobiły z takim zachowaniem "niegrzecznego" malucha porządek.

Rodzice starają się wpłynąć na zachowanie własnych dzieci, by te nie stawały się łatwymi ofiarami dla tych, które często gryzą, czy kopią.
— Jedyne, co możemy zrobić, to mówić córce, żeby reagowała — odpychała go, wołała "przestań", była asertywna — mówi Karolina. — Namawialiśmy ją też, żeby od razu biegła do pani, gdy tylko ten chłopiec jest agresywny, ale to też nie skutkuje, a sytuacja trwa drugi miesiąc — dodaje.

Iwona Andrzejewska, nauczycielka w żłobku i autorka strony Edukacja na spokojnie, uważa, że kary są niedopuszczalne. — Ich stosowanie może utwierdzić dziecko w przekonaniu, że nie może liczyć na pomoc ze strony opiekuna.
— Stosowanie kar wynika często z nieaktualnej wiedzy i nieświadomości, że kary to niezbyt dobra praktyka — mówi.
Jak dodaje "wzrasta świadomość na temat szkodliwości kar i w coraz większej ilości placówek praktyki te odchodzą w niepamięć na rzecz świadomej współpracy z dziećmi, ich potrzebami i emocjami".
Uważa, że stosowanie kar przynosi odwrotny skutek. Mówi, że "kary w żłobku są niedopuszczalne", a od tak małych dzieci nie można wymagać tego, by przemyślały swoje zachowanie. — Mózg dziecka po prostu tego jeszcze nie potrafi. Dzieci nie są w stanie połączyć swojego zachowania z karą za to zachowanie.
— Dziecko, które według dorosłego "zasługuje" na karę często robi rzeczy źle postrzegane przez tego dorosłego z jakiegoś powodu. Może to być głód, zmęczenie, przebodźcowanie lub potrzeba uwagi i próbuje zaspokoić te potrzeby w sposób, który zna — wyjaśnia pedagożka. — Stosowanie kar może utwierdzić dziecko w przekonaniu, że nie może liczyć na pomoc ze strony opiekuna, kiedy najbardziej tego potrzebuje i tym samym nauczyć się trzymać emocje w sobie i nie zwracać się w przyszłości z problemami do osób dorosłych.

Jak więc dyscyplinować małe dzieci? Zdaniem Iwony Andrzejewskiej ważne jest, aby nauczyciel od samego początku dawał jasne komunikaty co do granic i zasad obowiązujących w danej grupie.
— Dzieci lubią wiedzieć, co wolno, a czego nie wolno i mieć jasno ustalone granice, wtedy czują się bezpiecznie, bo wiedzą, że ktoś czuwa i same mogą swobodnie eksplorować — tłumaczy.

Jednak większość nauczycieli stosuje kary i nagrody, do czego przyzwyczajeni są od lat. Tłumaczą, że nie za bardzo mają czas w tak licznej grupie na ciągłe tłumaczenia, bo muszą przecież przeprowadzić zajęcia czy zaprowadzić i ubrać dzieci na spacer. A co najgorsze, mają też dużo tzw. papierkowej roboty, którą zazwyczaj wykonują przy biurku, podczas, gdy dzieci się bawią.

— Raz córka wróciła do domu z przyklejoną na bluzce czarną buźką. Gdy spytałam ją, co to jest, powiedziała "byłam niegrzeczna". Zagotowało się we mnie — wspomina zirytowana Aneta. — Następnego dnia zrobiłam w przedszkolu awanturę, poszłam też do pani dyrektor. Obiecała rozmowę z nauczycielkami, chociaż nie wydawała się specjalnie przejęta.
— Reakcja pań jeszcze bardziej mnie zdenerwowała. Powiedziały, że skoro dziecko nie słucha, to muszą stosować takie metody, by zadziałały, bo "dzieci w grupie jest dużo, a one się nie rozdwoją". To są panie po pedagogice?! — oburza się Aneta,

— Od zawsze była dzieckiem żywiołowym, ale nauczycielki w żłobku potrafiły sobie z nią poradzić. Gdy ugryzła albo uderzyła inne dziecko, mówiły nam o tym, same jej wiele tłumaczyły. Spokojnie, wtedy kiedy już emocje u dzieci opadły — mówi mama Zosi.

Sytuacja diametralnie zmieniła się w przedszkolu, czyli we wrześniu. Pierwsze kilka dni nie zapowiadały niczego niepokojącego, dziewczynka szybko zaadaptowała się do środowiska, mówiła nawet, że ma już "ulubioną ciocię". Razem z nią do nowego przedszkola przeszło kilkoro dzieci z grupy żłobkowej, więc miała też wokół siebie znajome twarze.
— Po mniej więcej dwóch tygodniach córka zaczęła sprzeciwiać się przy wychodzeniu do przedszkola. Nie chciała się ubrać, uciekała, mówiła, że nie lubi tam chodzić. Byliśmy zaskoczeni, bo ze żłobkiem nigdy nie było takich problemów — mówi Aneta.

Sprawa rozjaśniła się, gdy Aneta napomknęła o zachowaniu córki jednej ze znajomych mam.

Później okazało się, że stawianie do kąta, to nie jedyna forma kary, jaką stosowały panie z przedszkola, by okiełznać "niegrzeczne" dzieci. Z relacji innych mam Aneta dowiedziała się, że dzieciom zabierane są zabawki, a niektóre z nich "za karę" sadzane są przy stoliku, od którego nie mogą odejść, dopóki wychowawczyni nie pozwoli.

Mama Zosi nie wie już, jak przekonać nauczycielki o tym, że kary nie są dobrym sposobem na uświadamianie dziecka. — Stosujemy zasadę rodzicielstwa bliskości, dużo córce tłumaczymy, nie używamy kar. Przeczytałam na temat wychowania dzieci i pozytywnej dyscypliny wiele książek i wiem, że można w inny sposób wpłynąć na dziecko. I te inne sposoby się u nas sprawdzają — przede wszystkim tłumaczenie, wyciąganie konsekwencji, uczenie o tym, że każdy ma prawo do emocji, ale też o tym, że każdy ma też prawo do swoich granic. To naprawdę działa, nawet w przypadku małych dzieci — tłumaczy kobieta.