Warmijaki z Kolonii Mazurskiej

2024-01-15 10:40:00(ost. akt: 2024-01-15 15:28:53)

Autor zdjęcia: Igor Hrywna


100 lat temu Olsztyn był małym miastem i kończył się na wieży ciśnień na Żołnierskiej z jednej i dworcu zachodnim z drugiej strony. Dalej, jak mawia klasyk, nie było już nic, czy też mówiąc precyzyjniej były pola i rolnicze chałupy. Zmieniło się to dopiero na przełomie lat 20/30tych XX wieku, kiedy powstało osiedla na jeziorem Długim czy Kolonia Mazurska.

O ile pierwsze osiedle zasiedlili bardziej zamożni olsztynianie, to Kolonię Mazurską zbudowano dla robotników. Nazwa wzięła się od Mazurów, ale tylko pośrednio.

Dzisiaj ulica Mazurska mieści się w centrum miasta, za Niemca była drogą wylotową na Szczytno, czyli obecną Pstrowskiego. I to tam w drugiej połowie lat 30tych powstało wzorcowe osiedle robotnicze zwane najpierw Na Skraju Miasta (Stadtrandsiedlung), a potem Mazurskim (Masurensiedlung). Składało się z tanich domów z ogrodami. Do 1938 roku powstało ich aż 180.

I o ile na przykład wspomniane osiedle nad Długim miało już centralne ogrzewanie, kanalizację i łazienki, to domki na Kolonii nie miały kanalizacji, a ogrzewano je piecami kaflowymi.
Nieco bliżej miasta powstało mniejsze osiedle skupione wokół dzisiejszej ulicy Grabowskiego, która jest zbudowana na planie koła. Ulica nazywała się wtedy Pierścieniem Germanów (Germanen Ring).

Panie, ja Mazurek

W 1945 roku Rosjanie spalili centrum Olsztyna, ale Kolonia Mazurska ocalała. Po przejęciu miasta przez polską administrację, zobowiązano Niemców do noszenia na ubraniach opaski z literą "N" i zaczęto skupiać ich w kilku miejscach. Między innymi na Kolonii Mazurskiej i na Grabowskiego. Dotyczyło to w głównej mierze ewangelików.

— Na Kolonii Mazurskiej, przemienionej w obóz ludności cywilnej, jako pomieszczenie do odprawiania nabożeństwa i udzielania komunii świętej przysposobiono zagnojoną stajnię. W niej też, każdej niedzieli po południu, przez długie miesiące odbywały się nabożeństwa — pisał Erwin Kruk w pracy poświęconej dziejom olsztyńskich ewangelików. — Na Kolonii Mazurskiej w Olsztynie od razu musiał powstać prowizoryczny cmentarz. Od Wielkanocy do września 1945 roku chowano tu zmarłych. Ludność szybko umierała. Jesienią ten prowizoryczny cmentarz tak się zapełnił, że nie było już miejsca na dalsze pochówki.

Mniej i bardziej prawdziwych Niemców zgrupowano też na wspomnianej ulicy Grabowskiego. Pewnego dnia poszedł tam Feliks Murawa, w tym czasie dziennikarz tygodnika "Głos Ziemi". Jego znajomy zaproponował mu "pójście do dzielnicy niemieckiej" po meble.

— To była specjalna dzielnica. Nazywała się Germanen-ring. Dzisiejsza ulica Grabowskiego. Po wojnie zbierano miejscowych ludzi (Niemców i tzw. Niemców) początkowo w szkole przy Kościuszki, a następnie właśnie na germanenringu (...) Poszedłem po te meble nie tyle by je znaleźć, ile po prostu z ludzkiej ciekawości. Byłem ciekaw jak reagują ludzie w takich wypadkach. Jak ci ludzie żyją, jak żyją ci wczorajsi "panowie świata". Wielkim rozczarowaniem był dla mnie moment, kiedy zamiast surowej niemieckiej mowy usłyszałem "Panie, ja Mazurek, ja gromadkarz" — wspominał swoją wyprawę Feliks Murawa. W kolejnych mieszkaniach też rozmawiano z nimi po polsku.

Murawa wspomina także, że na drzwiach mieszkań były przyklejone ostrzeżenia po polsku, niemiecku i rosyjsku, że w tym domu panuje tyfus. —Tyfusu nie było, ale ludzie zamieszkujący te domy byli przekonani, że w ten sposób uratują się przed różnorodnymi mętami społecznymi, rabującymi ich mienie — wyjaśniał Murawa.

Milicja bije i rabuje

Olsztyn, podobnie jak cały ówczesny Okręg Mazurski, nie należał wówczas do specjalnie bezpiecznych. Sądząc z kontekstu poniższy fragment nie dotyczy Niemców, choć być może jego autor nie był do końca dobrze poinformowany, kto wtedy mieszkał na Kolonii Mazurskiej.

— W nocy z 10 na 11 bm. na Osiedle Mazurskie przybyła ludność cywilna z wojskiem i wspólnie zabierano ludności osiedleńczej najpotrzebniejsze rzeczy, niejednokrotnie przywiezione z Polski. W razie jakiegoś oporu lub przeciwstawienia się były wypadki strzelania do ludzi. Nachodzenie spokojnej ludności ma miejsce nie tylko w nocy, lecz także rano, wieczorem, a także w ciągu dnia — alarmował wiceprezydent Olsztyna Komendanta Powiatowego Milicji Obywatelskiej w sierpniu 1945 roku. I dodawał: — Ponieważ tego rodzaju stan powoduje szerzenie się ujemnej opinii o spokoju, ładzie i bezpieczeństwie ludności, konieczne jest więc, by go zmienić oraz tym samym nie dopuścić do jeszcze większych - pożałowania godnych wypadków - które mogą doprowadzić do paniki, a ludność może rozpocząć paniczną ucieczkę do kraju.

Znaczące jest poczucie tymczasowości zawierające się w stwierdzeniu, że Olsztyn nie jest częścią "kraju"

Zresztą komendant MO też miał swoje za uszami. — Milicja zasługuje w niektórych gminach na wielką naganę, brutalnie odnosi się do Warmian, którzy żalą się na Polaków za traktowanie ich nie jako poddańców Polski, lecz jako najgorszego wroga, rabując mienie niektórych i katując ich, jak najgorszych zbrodniarzy — alarmował w swoim sprawozdaniu z listopada 1945 roku Franciszek Duda, I sekretarz Komitetu Powiatowego PPR w Olsztynie.

W tym czasie jednak obóz na Kolonii Mazurskiej już nie istniał. Zgromadzonych tam Niemców w październiku 1945 roku wysiedlono z terytorium RP. 19 października z Olsztyna wyjechał też pastor, który odprawiał msze dla zgromadzonych na Osiedlu Mazurskim niemieckich ewangelików. Nazywał się Fryderyk Rzadtki.

— Miasto w październiku, gdy je opuszczaliśmy, stało się miastem bardzo polskim, z liczbą mieszkańców nie mniejszą niż w niemieckich czasach (...) rozstałem się z tym miastem, które było mi tak bardzo drogie, ze świadomością: tu tonie stara niemiecka kultura. Jej ponownego pojawienia się już nie przeżyjemy — napisał w swoich wspomnieniach.

Baro Drom - czyli daleka droga

Przed wojną w Olsztynie mieszkało niewielu Romów. Większość z nich hitlerowcy zamordowali w czasie wojny. Romowie ginęli w niemieckich obozach zagłady, w Treblince czy Sobiborze. 2 sierpnia 1944 roku Niemcy zlikwidowali podobóz romski w Auschwitz. Zamordowali wtedy ponad 20 tysięcy Romów.

Romskie tabory zaczęły pojawiać się w Olsztynie w końcu lat 40. Już na stałe Romowie pojawili się w mieście w latach 50. W 1955 roku w Olsztynie zamieszkał Zbigniew Bilicki (1924-2013), który był pierwszym stałym mieszkańcem powojennego Olsztyna narodowości romskiej. Zamieszkał na Kolonii Mazurskiej, przy Gołdapskiej. Za jego przykładem poszli inni, tym bardziej, że władze zakazały Romom wędrowania z taborami. Bilicki stworzył spółdzielnię kotlarską Metalowiec, zajmującą się między innymi bieleniem kotłów, w której pracowali głównie Romowie. W latach 60/70 mieszkało ich w stolicy ówczesnego województwa olsztyńskiego około 200. Głównie na Kolonii Mazurskiej, Warszawskiej, Skłodowskiej-Curie.

Dziełem Bilickiego były też pierwsze romskie grupy artystyczne w Olsztynie: zespół pieśni i tańca Baro Drom - czyli Daleka Droga, a także Cierhan, po polsku Gwiazda.


Warto dodać, że Zbigniew Bilicki wspierał "Solidarność" w czasie stanu wojennego. W 2010 roku prezydent Lech Kaczyński odznaczył go Złotym Krzyżem Zasługi. Dzisiaj w Olsztynie Romów została już tylko garstka.

Co to za Warmijaki?

— Warmijaki-honorowe, każdy: co to ja jestem! Pyszne, dumne, "coś" z siebie robią, Bóg wie co, a naprawdę to nic nie warte...Są czyste i więcej kulturalne. Mieszkają i chodzą koło miast — skąd pochodzi ten zamieszczony na początku tekstu cytat? Z książki Jerzego Ficowskiego "Cyganie na Polskich drogach". To opinia Roma o jednej z romskich grup mieszkających w Polsce. — Warmijaki to wyraz pochodny od Warmii, jak Łomżyniaki od Łomży — pisze Ficowski. Nie wyjaśnia jednak czy to jeszcze przedwojenna czy już powojenna nazwa.

Kapliczka miała się rozsypać

Olsztyńskie jeziora zajmują w sumie około 725 hektarów. Leżąca na obrzeżach Kolonii Mazurskiej Skanda swoją nazwę wywodzi, podobnie jak inne duże olsztyńskie jeziora, od Prusów i pochodzi zapewne od słowa "skandint", czyli topić się.


Nad Skandą, przy drodze do Szczytna stoi warmińska kapliczka. Wystawił ją w 1882 roku Jakub Black z Schonwalde, czyli Szczęsnego i kazał wyryć inskrypcję po polsku „Marianna B. prosi za dusze o zdrowaś Maria”. Podobno kapliczka upamiętnia jedną z ofiar orszaku weselnego ze Szczęsnego, którego uczestnicy zimą po lodzie na tym jeziorze chcieli skrócić sobie drogę. Lód się załamał i wszyscy utonęli.

Druga kapliczka stoi bliżej miasta. Kiedy przed dożynkami w 1978 roku przebudowywano i poszerzano ulicę Pstrowskiego, kapliczka znalazła się na jednym z pasów. Władza zasugerowała, że nie będzie problemu, jeżeli kapliczka rozsypie się w trakcie przenosin, ale budowlańcy zbudowali specjalną konstrukcję, przy pomocy której odsunęli ją od nowej ulicy.

Igor Hrywna

Prawie na przeciwko stojącej nad Skandą kapliczki stoi maszt radiowo-telewizyjny Stalowa konstrukcja z 1969 roku waży 260 ton i mierzy 356, 358 lub 360 metrów. Bo takie 3 cyfry znalazłem w necie. To drugi co do wysokości obiekt budowlany w Polsce






Komentarze (2) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. frost #3113215 15 sty 2024 13:27

    Urokliwe jezioro Skanda, szkoda, że jego otoczenie to jeden syf, dlatego potocznie nazywana jest Jezior Skandal.

    Ocena komentarza: warty uwagi (2) odpowiedz na ten komentarz

  2. Eli #3113212 15 sty 2024 11:40

    a co się stało z tym cmentarzem i gdzie dokładnie był, proszę o informację Panie Igorze

    Ocena komentarza: warty uwagi (2) odpowiedz na ten komentarz