Rodzina zastępcza dała im szansę na normalne życie: "Kochamy ich za wszystko"

2023-12-30 20:03:05(ost. akt: 2023-12-29 14:45:59)
Zdjęcie jest ilustracją do tekstu

Zdjęcie jest ilustracją do tekstu

Autor zdjęcia: pixabay

Agnieszka z rodzeństwem nie miała łatwego życia. Jako dzieci zostali zabrani do rodziny zastępczej, bo biologiczni rodzice pili i zaniedbywali dzieci. Trafili do ludzi, którzy dali im bezpieczeństwo, dach nad głową i miłość. Pokazali też jaka powinna być rodzina. — Kochamy ich za wszystko, co dla nas zrobili — zapewnia Agnieszka.
Większość z nas z nostalgią wspomina swój rodzinny dom. To piękne wspomnienia, do których wracamy w chwilach smutku i trudnych momentach. To właśnie w rodzinnym domu czujemy się bezpieczni i kochani. To w nim są osoby najbliższe naszemu sercu. Niestety, są domy, o których lepiej nie wspominać, bo powodują smutek i łzy. Są domy, za którymi nikt nie tęskni, ale często wracają w sennych koszmarach tych, którzy w nich przebywali.

— Nie mam pięknych wspomnień z rodzinnego domu — mówi Agnieszka. — Nie wiem nawet, czy mogę nazwać go "domem". Dla mnie to był najgorszy czas i kiedy kilka lat temu pojechałam w to miejsce, bałam się tam wejść. Tak, jakby te mury wzbudziły we mnie strach tamtej 12-letnej dziewczynki zabieranej z rodzeństwem z koszmaru. Zabieranej w nieznaną i obcą drogę. Do dziś pamiętam tamten strach i niepokój, a zarazem nadzieję, że może zaczyna się nowy rozdział naszego życia.

W domu rządził alkohol

Agnieszka z rodzicami i trójką młodszego rodzeństwa mieszkała w małej wsi w domku po babci. Dopóki kobieta żyła, dzieci zawsze miały co jeść i były zadbane. Na rodziców dzieci nie mogły liczyć, bo życiem małżonków rządził alkohol. Nie było dnia, żeby nie wracali do domu pijani.

— To babcia była dobrą duszą naszej rodziny — wspomina Agnieszka ze łzami w oczach. — To ona o nas dbała, chodziła na wywiadówki, ubierała i opatrywała rozbite kolana. Wieczorem razem klękaliśmy i odmawialiśmy modlitwy. Dziękowaliśmy Bogu za każdy dzień i prosiliśmy, żeby rodzice przestali pić. Babcia mówiła nam, że rodzice są chorzy, ale kiedyś wyzdrowieją i będziemy szczęśliwi. Do dziś pamiętam uśmiech babci i pyszny budyń, który nam gotowała. Kiedy nagle zmarła na zawał, zawalił się nam cały świat. Miałam zaledwie 12 lat, a młodsze rodzeństwo: 8, 6 i 3 lata. Po pogrzebie wróciliśmy do pustego domu i długo płakaliśmy. Baliśmy się, tego, co nas czeka.

Z domu zabrała ich opieka społeczna

Dość szybko nauczyciele w szkole i przedszkolu zorientowali się, że rodzice zaniedbują dzieci. Maluchy nie pojawiały się w placówkach na zajęciach. Kilkakrotnie w domu pojawiły się panie z opieki społecznej. Wielokrotnie rodziców nie było w domu, a dzieci brudne i głodne siedziały w domu, pozbawione jakiejkolwiek opieki.

— Nie chodziliśmy do szkoły, bo czasem nie mieliśmy nawet butów czy ubrań. Byliśmy też głodni — opowiada Agnieszka. — Czasem rodzice przynosili jakiś chleb i margarynę. Z zapasów po babci nic już nie zostało, bo zjedliśmy to, co zostało. Widziałam, jak babcia gotowała, więc i ja chciałam przygotować coś rodzeństwu do jedzenia. Do dziś mam ślady na rękach, bo wielokrotnie się poparzyłam, gotując czy odcedzając ziemniaki. I nadeszła chwila, kiedy przyjechała po nas opieka społeczna i zabrała nas do rodziny zastępczej. Płakaliśmy i krzyczeliśmy wszyscy, tuląc się do siebie. Nie wiedzieliśmy, że właśnie zaczynamy nowe, lepsze życie.

Trafili do rodziny zastępczej

Rodzeństwo trafiło do wspaniałej rodziny zastępczej. Pani Anna i jej mąż Artur otworzyli swoje serca dla tych skrzywdzonych dzieci. Sami wychowali trójkę swoich dzieci. W nowym domu dzieci zobaczyły, jak naprawdę powinna wyglądać rodzina. Po raz pierwszy od śmierci babci zasypiały najedzone, umyte i przygotowane do zajęć szkolnych. Dzieci czuły się bezpieczne i kochane, wiedziały, że z każdym problemem mogą się zwrócić do cioci i wujka.

— Do dziś dziękuję Bogu, że postawił na naszej drodze to małżeństwo — mówi wzruszona Agnieszka. — Zrobili dla nas tak wiele, dali nam dom i nauczyli być dobrymi ludźmi. Nie zawsze byliśmy grzecznymi dziećmi. Każdy z nas miał swoje humory, wady i zalety. Ja długo buntowałam się, kiedy kazali nam się uczyć, sprawdzali codziennie zeszyty. Z najmłodszym bratem długo były problemy, bo moczył się w nocy, budził z krzykiem. Jeździli z nami po lekarzach, psychologach, na korepetycje. Byli przy nas w radościach i smutkach... Są do dziś.

Nowe, lepsze życie

Agnieszka po ukończeniu szkoły średniej usamodzielniła się, wynajęła z chłopakiem mieszkanie, pracuje i zaocznie studiuje. Planują ślub. Pozostałe rodzeństwo mieszka w rodzinie zastępczej. Agnieszka odwiedza rodzeństwo i wujków, którzy są dla niej najlepszymi przyjaciółmi.

— Z nimi mogę o wszystkim porozmawiać. Wiem, że nigdy mnie nie wyśmieją, tylko wesprą — tłumaczy. — Podjęliśmy decyzję z moim przyszłym mężem, że po ślubie adoptujemy młodsze rodzeństwo. Wujek i ciocia nie mają nic przeciw temu. Obiecali, że i tak zawsze będą nas wspierać, bo jesteśmy ich dziećmi. Kochamy ich za wszystko, co dla nas zrobili. Zdradzili nam, że są gotowi przyjąć pod swój dach kolejne potrzebujące i spragnione miłości dzieci. To są anioły a nie ludzie! Bardzo dziękuję im, za to, że dali nam szansę na nowe, normalne życie.

Babcia czuwa nad nimi

Pani Agnieszka po ukończeniu 18 lat pojechała do swojego rodzinnego domu. Rodzice przez cały pobyt dzieci w rodzinie zastępczej nie interesowali się nimi. Nie zabiegali o spotkania, nie pisali listów.

— Chciałam spojrzeć im w oczy i zapytać, dlaczego alkohol był ważniejszy niż my. Bałam się tego spotkania, ale ciekawość i długo skrywany żal zwyciężył strach — opowiada. — Dom, który pamiętałam sprzed kilku lat, to zaniedbana ruina. Powybijane szyby, odrapane drzwi i smród alkoholu. Z pięknego ogródka naszej babci nie zostało nic. Kiedy weszłam do środka i powiedziałam "dzień dobry", nikt nie odpowiedział... Na łóżku spała brudna i pijana kobieta. Matka? Nawet w myślach jej tak nie nazwałam... Popatrzyłam przez chwilę i wyszłam. Zapytałam sąsiadkę, jak żyją ci ludzie, rodzice. Machnęła tylko ręką i powiedziała, że pewnie kiedyś się zapiją. Obiecałam sobie, że już tam nie wrócę, bo nie mam po co. Czasem tylko śni mi się rodzinny dom i przykro mi, że biologiczni rodzice nas nie kochali. Myślę jednak, że babcia wciąż czuwa nad nami i uprosiła w niebie drugą szansę na normalną rodzinę dla nas.