Pracownicy gazowni bez słowa odcięli gaz jednej z mieszkanek Bartąga. Dlaczego?
2023-12-30 12:04:59(ost. akt: 2023-12-29 14:44:22)
Najpierw w domu pani Bożeny z Bartąga pojawiła się zimna woda, a potem zrobiło się zimno. A jeszcze później okazało się, że nie ma gazu i licznika gazu. Bez słowa wykręcili go pracownicy gazowni. Dlaczego?
— To był wtorek. Byłam wtedy w domu. Przez okno zobaczyłam, jak podjeżdża pogotowie gazowe. Po co? Nie miałam pojęcia. Być może u sąsiadów coś się wydarzyło, być może jeszcze coś innego. Samochód zaparkował przy domu sąsiadów, więc machnęłam ręką: są fachowcy, nic złego się nie stanie. Po jakimś czasie odjechali, więc uznałam, że nie ma powodu do zmartwienia. Myliłam się — opowiada pani Bożena z podolsztyńskiego Bartąga.
— Gdy mąż wieczorem wrócił z pracy, zauważył, że nie ma ciepłej wody. Mamy ogrzewanie podłogowe, więc przez jakiś czas nie odczuliśmy spadku temperatury. Podłoga długo trzymała ciepło. Ale później było już tylko 16 stopni. W domu z dwójką dzieci taka temperatura to koszmar. Wodę też mamy na gaz, więc nie było za bardzo jak się umyć. Myślałam, że coś stało się z kotłem gazowym. Przetrwaliśmy noc, a następnego dnia z samego rana zadzwoniłam do serwisu. I usłyszałam w słuchawce: "A ma pani gaz? Ma pani licznik? Gazownicy, gdy coś jest nie tak, odkręcają." Zdębiałam. Odpowiedziałam, że wszystko mam. Płacę przecież rachunki, więc nikt nie mógł odciąć mi gazu. Ale sprawdziłam… To jednak nie wina „piecyka”.
Zaczęłam łączyć fakty — wczorajsza wizyta pogotowia i brak gazu w moim domu. Coś mnie tknęło, żeby zajrzeć do skrzynki pocztowej. Znalazłam w niej awizo z informacją, że zdemontowano mi licznik gazowy z powodu nieszczelnej instalacji. Znowu zdębiałam: miałam nieszczelną instalację? I też nic o tym nie wiedziałam? Zajrzałam do skrzynki, gdzie powinien być licznik, do którego podłączona jest moja instalacja. Rzeczywiście go nie było! Jak można wyciągnąć komuś licznik bez słowa i to w połowie grudnia? Na szczęście był jeden stopień na plusie. Ale co, gdyby było minus piętnaście? Albo gdybym była chora? Jak dałabym radę zdrowieć w zimnym domu z zimną wodą? Albo co by było, gdybym wyjechała? Moja podłgówka zamarzłaby i „strzeliła” — mówi mieszkanka Bartąga
Przyjechali, odkręcili, pojechali
Pani Bożena zadzwoniła do gazowni, żeby dowiedzieć się, co się stało.
— Kiedy stwierdzono u mnie nieszczelność? Nie mam pojęcia. O tym też powinnam wiedzieć. Człowiek z infolinii powiedział, że wyciek gazu to zagrożenie bezpieczeństwa. Owszem, ale jak długo ja korzystałam z gazu i nieszczelnej instalacji, narażając swoje bezpieczeństwo? Nie wiem, czy wyciek stwierdzono u mnie dzień wcześniej, a może tydzień temu. Mogę gdybać, bo nikt mnie nie poinformował, że mnie i moim sąsiadom grozi niebezpieczeństwo. Gaz zakręcono mi dopiero w chwili, kiedy demontowano licznik. Czy to nie absurd? — zastanawia się pani Bożena. — Dowiedziałam się, że gazownia wybiórczo robi kontrole instalacji. Akurat w mojej wykryto wyciek. Ale nikt nie pofatygował się, żeby dać mi o tym znać. Tylko przyjechała ekipa, wzięła licznik i zniknęła. Bez pukania do drzwi. Mam kamery w domu i wiem, że nikt nawet nie podszedł pod drzwi. Czy to w porządku? I czy demontaż licznika rzeczywiście był niezbędny? Nie można było zamknąć zaworu? Skrzynka jest na kłódkę. Na pewno bym się do niej nie włamała i nie odkręciła sama gazu. Gdy wykręcono licznik, gaz przecież jakoś zakręcono — mówi.
I dodaje: — Dlatego prosiłam niemalże na kolanach, żeby jak najszybciej naprawiono nam nieszczelność. Okazało się, że trzeba tylko wymienić uszczelkę. Można było zrobić to od ręki. 13 grudnia o 18.20 licznik i gaz wróciły.
Dlaczego licznik musiał zniknąć?
— Instalacja u odbiorcy stwarzała zagrożenie życia i zdrowia. W takich sytuacjach nasi monterzy działają zgodnie z restrykcyjnymi procedurami. Wstrzymanie dostaw gazu nastąpiło zgodnie z punktem 5.1.8A taryfy — przyznaje Paweł Rybicki, z-ca dyrektora Departamentu Komunikacji Polskiej Spółki Gazownictwa. — Nasz monter próbował skontaktować się z odbiorcą, dzwoniąc dzwonnikiem przy furtce, jednak nikt nie otwierał. Nasi monterzy w notatce służbowej zaznaczyli, że byli obserwowani z okna, ale lokatorzy nie odpowiadali na próbę kontaktu. Monterzy nie zajmują się naprawą instalacji klienta (oraz nie zostali wpuszczeni na posesję), a niemożliwe było pozostawienie ulatniania i niereagowanie na zagrożenie. Niemożliwe było wstrzymywanie się z interwencją do czasu nawiązania kontaktu z klientem, gdyż mogłoby to doprowadzić do tragedii. Niezwłocznie po naprawie instalacji i zgłoszeniu jej do napełnienia, wznowiono dostawę gazu.
ADA ROMANOWSKA
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez