W Pajtunach w gminie Purda pod chmurką stanął piec do chleba
2023-12-26 10:00:00(ost. akt: 2023-12-21 15:53:07)
Teraz łączy ludzi i wypieka przyjaźń między nimi. A wszystko dzięki energicznemu sołtysowi Łukaszowi Śmietanko, który chciał zintegrować społeczeństwo. Trafił w dziesiątkę.
Zimno? Nic nie szkodzi. Piec wszystkich rozgrzeje. To tu w Pajtunach można upiec sobie chleb, bułki, pierniczki, a nawet pizzę. Można piec w samotności, ale również w świetnym towarzystwie, którego tu nie brakuje. Tu sąsiadem jest nie tylko człowiek, który ma swój dom obok, ale również mieszka we wsi w pobliżu. Ten piec zjednoczył wszystkich. A właściwie nie piec, ale Łukasz Śmietanko, który został tu sołtysem… przez przypadek.
— Właściwie to ja prawie urodziłem się w Pajtunach, bo tu na kolonii mieszkała moja babcia. Gdy pewnego razu mama do niej jechała, urodziłem się niemal w samochodzie, w dużym fiacie. To był 1988 rok. Ale ostatecznie zamieszkałem w Olsztynie, a tu przyjeżdżałem na wakacje. Później rodzice mieli tu „swoją chałupę” na wjeździe do miejscowości, więc spędzałem tu każde lato. Na zimę wracaliśmy do miasta. W końcu postanowiłem się tu przeprowadzić. Ale byłem zajęty remontem domu, więc nie za bardzo miałem okazję poznać się z tutejszymi. Ale poprzedni sołtys z powodów zdrowotnych musiał zrezygnować, więc trzeba więc było wybrać nowego. Z tej okazji zorganizowano spotkanie. Postanowiłem na nie przyjść, żeby w końcu poznać mieszkańców. Stanąłem pod ścianą i patrzyłem, co będzie się działo. Na sołtysa zgłosiła się jedna pani, ale pytano, czy ktoś jeszcze jest chętny. Wtedy pani Basia, która znała mnie od dzieciaka, zaproponowała: „Łukasz, ty taki młody jesteś, może ty byś został sołtysem?” Żeby było demokratycznie, pozwoliłem wpisać mnie na listę — opowiada Łukasz Śmietanko, sołtys Pajtun. — Pierwsza kandydatka miała przygotowaną przemowę. Ja, z uwagi na sytuację, nie miałem żadnego asa w rękawie. Ale widziałem, że na działce, na której stoi teraz piec, były kamienie i chaszcze. Powiedziałem: „nie znam się na budowaniu społeczeństwa, ale żebyśmy zaczęli tu razem żyć, dobrze byłoby mieć miejsce do neutralnych spotkań — nie u kogoś w domu, nie na czyimś podwórku, ale w centrum wsi. Mam dwie ręce do roboty, więc zakasajmy rękawy, ogarnijmy ten teren i twórzmy społeczeństwo”. Wszyscy na mnie zagłosowali.
— Mąż wyszedł z domu jako zwykły mieszkaniec Pajtun, a wrócił jako sołtys. Nie spodziewałam się tego! Nikt go przecież nie znał. Ale zyskał zaufanie, bo ma inne spojrzenie na to, jak można połączyć małą społeczność. On rzeczywiście zakasał rękawy i zaczął działać. I od tej chwili nasze życie zmieniło się o 180 stopni — wspomina Ewa Śmietanko, żona sołtysa. — Pomagam Łukaszowi i bardzo go wspieram. Daje z siebie dużo jako sołtys, ale żyjemy również swoim życiem domowym. Ale widzę, że jest szczęśliwy.
Jest frajda!
Pan Łukasz jest sołtysem już cztery lata. W tym czasie wiejska społeczność tak go pochłonęła, że zrezygnował nawet w etatu w Olsztynie.
— Pracowałem w urzędzie wojewódzkim i miałem też sprzedażowo-usługową działalność gospodarczą. Wymeldowałem się jednak z tego wszystkiego i przewartościowałem życie. Zostałem rolnikiem i działam społecznie — podkreśla sołtys. — Jeśli człowiek się zaprze, żeby coś fajnego zrobić, uda mu się. Między nami wytworzyła się niesamowita więź. Ludzie wyszli do siebie, zaczęli ze sobą rozmawiać i sobie pomagać. Chcą być po prostu razem.
Piec chlebowy stanął w centrum Pajtun, na działce gminnej. To zielony skwer z drewnianymi wiatami, małym stawkiem i huśtawką dla dzieci.
— Na wiejskie imprezy mieszkańcy do tej pory przynosili swój chleb wypieczony w piekarniku. Dlatego pomyślałem, że warto w centrum wsi, która liczy niemal stu mieszkańców, postawić piec chlebowy — opowiada Łukasz Śmietanko. — Zrobiliśmy więc konsultacje społeczne na temat tego, jak zagospodarować tu fundusz sołecki. Ktoś chciał wędzarnię, miejsce na ognisko… Ale padło hasło, że można postawić piec.
I dodaje: — Na początku miałem obawy, że „jak sołtys pieca nie rozpali, to nic nie będzie się działo”. Okazało się, że piec się przydaje. Robiliśmy już m.in. dzień pizzy, piekliśmy chleb, teraz pierniki. Jest frajda! Ludzie korzystają, organizują przy piecu różne uroczystości rodzinne. I są to nie tylko mieszkańcy Pajtun, ale też pobliskich Patryk i Prejłowa. Nie jesteśmy hermetyczną i zamknięta wioską, ale staramy się integrować ze wszystkimi dookoła. Uważam, że wspólna praca sołectw i mieszkańców w dzisiejszych czasach jest nieoceniona. Razem można o wiele więcej zdziałać.
Teraz pan Łukasz jeździ po Polsce i szkoli sołtysów. Pokazuje, jak angażować ludzi do wspólnego działania.
— Na 25 domów, 19 na pewno coś robi dla sołectwa. Gdy o tym opowiadam, ludzie nie mogą tego pojąć. Ale początki były trudne. Tym bardziej, że sołtysem zostałem przecież przez przypadek — uśmiecha się pan Łukasz. — Dziś nie wyobrażam sobie, żeby mogłoby być inaczej.
Kolejki do pieczenia chleba
Kiedy się spotykamy, przy piecu pracują razem koła gospodyń wiejskich z Pajtun, Patryk i Prejłowa. Przygotowują wypieki na jarmark świąteczny w Purdzie.
— Pan Łukasz kipi pomysłami i energią. Jest bardzo kreatywny i niesamowicie życzliwy. Nie poróżnia ludzi, ale ich scala. Zanim poznałam go osobiście, widziałam go w mediach społecznościowych. Do sieci wrzucał mnóstwo filmików z tym, co robi i jakie ma pomysły. I wtedy do głowy mi nawet nie przyszło, że niedługo później go poznam i że tak fajnie rozwinie się nasza współpraca — przyznaje Małgorzata Liper, mieszkanka Patryk. — Życzę mu z całego serca, żeby piął się do góry w swoich poczynaniach. Mam jednak wrażenie, że dla niego jedna wioska to za mało do działania. Ja jestem już „starym pokoleniem” i cieszę się, że za sołtysowanie biorą się młodzi ludzie. Moja sołtyska Kamila też jest energiczna i młoda. Pajtuny też są w młodych rękach. Zdecydowanie świat należy do młodych. To widać na naszym przykładzie.
— Do Pajtun możemy przyjść tabunem i nikt nas stąd nie wygania. Łukasz jest bardzo otwartym człowiekiem i zaprasza wszystkich z otwartymi rękami — cieszy się Kamila Czerniewicz, sołtyska Patryk i przewodnicząca Koła Gospodyń Wiejskich Patryczanki. — Kiedy dowiedziałam, że Łukasz stawia piec, pomyślałam, że to szaleństwo. Ale w promieniu kilkudziesięciu kilometrów nie ma czegoś takiego. Teraz można przyjechać do Pajtun i przy cieple ogniska domowego, jakie daje piec, spędzić dobrze czas.
— Łukasz spadł nam z nieba! Gdy usłyszałam, że w Pajtunach stanie piec, byłam przeszczęśliwa. Wiedziałam, że ludzie będą się przy nim bawić i integrować. Dziś przychodzą tu młodsi ze starszymi. To czasami trzy, może nawet cztery pokolenia — zauważa Anna Kowalska z Prejłowa. — Często spotykamy się przy piecu prywatnie, a czasami ściągają tu okoliczne wioski. Kto wie, może za chwilę się okaże, że piec jest za mały dla nas wszystkich. W tej chwili jednorazowo można upiec osiem chlebów, ale bywało, że staliśmy w kolejce do pieczenia. Ja miałam dziesięć, ktoś inny też miał dziesięć bochenków… Ale przynajmniej mieliśmy czas, żeby ze sobą porozmawiać. Piec łączy ludzi i wypieka przyjaźń między nami.
ADA ROMANOWSKA
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez