Boże Narodzenie wczoraj i dziś. Wywiad z Elżbietą Zakrzewską z Działdowa

2023-12-25 08:00:00(ost. akt: 2023-12-21 15:28:58)

Autor zdjęcia: Arch. prywatne

O przygotowaniach i przeżywaniu Bożego Narodzenia rozmawiamy z Elżbietą Zakrzewską, autorką książek, których akcja rozgrywa się zawsze w Działdowie. Członkini Stowarzyszenia Działdowska Kuźnia Słowa opowiedziała nam o swoich świętach.
— Zbliżają się Święta Bożego Narodzenia, jak przygotowania?
— W trakcie (śmiech). Wizja świąt Bożego Narodzenia już od połowy listopada jest podsycana internetowymi, telewizyjnymi i radiowymi reklamami, piosenkami, wystawami sklepów i trudno się temu oprzeć. A więc przygotowania zaczynam dość wcześnie. Najpierw prezenty, które zwykle gromadzę już jesienią. Aby trafić w gusta obdarowywanych trzeba się trochę natrudzić, więc korzystam z różnych okazji, aby nie były to rzeczy chybione. Później dekoracje – zawsze staram się, aby mikołajkowe gadżety były widoczne już 6 grudnia. Choinka natomiast będzie później, bo dopiero dzień przed wigilią. No i te przyziemne sprawy, jak przygotowanie potraw. Tak więc najpierw zakupy, a potem przyrządzanie dań, ale to już przed samymi świętami. No i oczywiście obowiązkowo świąteczne porządki. To takie przyzwyczajenie, że na święta muszą być świeże firanki, wypastowane podłogi, jakby na co dzień się nie sprzątało. Ale tak musi być, bo to wszystko należy do świątecznych tradycji. Musimy tylko pamiętać, aby ten pośpiech i przedświąteczny stres nie przysłoniły nam tego, co najważniejsze – radości płynącej z przeżywania świąt.

— A jak wspomina Pani ten czas z okresu dzieciństwa?
—Kiedyś, gdy było się dzieckiem, nie dotyczyły nas takie obowiązki. Okres przedświąteczny to był najpiękniejszy czas, czas oczekiwania. Przede wszystkim na śnieg, prezenty, choinkę i czas spędzany wspólnie z bliskimi. W szkole robiliśmy ozdoby na choinkę, uczyliśmy się świątecznych piosenek, pisaliśmy listy do Świętego Mikołaja. Codziennie wczesnym rankiem chodziliśmy na roraty, co było nie lada wyzwaniem, bo droga do jedynego wtedy kościoła św. Wojciecha w mroźne, śnieżne poranki nie była łatwa. Ale wynagradzał nam to później świąteczny czas, spędzany w gronie rodziny i przyjaciół, przy świątecznym stole pełnym smakołyków, których nie było wtedy na co dzień, no i oczywiście wymarzone prezenty.

— Różnic sporo? Czy właściwie niewiele?
— Rzeczywiście z jednej strony dużo, z drugiej mało. Jest ta sama atmosfera oczekiwania, ekscytacji, te same gorączkowe przygotowania, bieganie po sklepach w poszukiwaniu prezentów. Chociaż teraz święta stały się bardziej komercyjne. Każda firma, instytucja już co najmniej od połowy grudnia w celu integracji z pracownikami organizuje swoje spotkania przedświąteczne, które nie wiadomo dlaczego noszą nazwę wigilii. Zdarza się, że jedna osoba oprócz swojej rodzinnej kolacji wigilijnej zalicza kilka innych takich spotkań wcześniej. Chociaż przy świątecznym stole zbiera się rodzina, niektórzy są tak zmęczeni przedświątecznymi przygotowaniami, że zamiast rozmowy i śpiewania kolęd wyręczają się oglądaniem kolejnej części filmu z serii „Kevin sam w domu”, a w tle towarzyszą im kolędy na nośniku. Niestety, proza życia często nie odpuszcza nam nawet w święta, chociaż zwykle staramy się, aby wypadły one jak najbardziej przyjemnie, w ciepłej rodzinnej atmosferze.

— Tradycje, których dziś już nie ma?
— Ubieranie choinki w Wigilię. Dzisiaj często odpuszczamy sobie ten zwyczaj, stawiając choinkę dzień lub kilka dni wcześniej, czasami nawet na Mikołajki. No i przede wszystkim często tradycyjną żywą choinkę zastępujemy sztucznym drzewkiem lub gotowym stroikiem ze sklepu. Sam wystrój świątecznego drzewka jest zwykle starannie przygotowany, zaplanowany. Przywiązujemy dużą wagę do zachowania stylu np. bombki tylko w określonych kolorach, dopasowane ozdoby. Natomiast kiedyś choinka błyszczała różnokolorowymi światełkami i ozdobami, często robionymi przez dzieci. Przed rozpoczęciem kolacji wigilijnej dzieci szukały pierwszej gwiazdy na niebie. Był to znak, że można zasiadać do Wigilii. Tradycją było przygotowanie dwunastu dań wigilijnych. Dziś na pewno tylu nie mamy, chyba że policzymy wszystkie elementy kolacji wigilijnej, jak np. herbata. Nie zawsze też w Wigilię zachowujemy post od potraw mięsnych. Podczas wigilijnej kolacji dzielimy się opłatkiem i śpiewamy kolędy. Z tym śpiewaniem jest różnie, bo zwykle po pierwszej zwrotce nie pamiętamy słów drugiej i lepiej wtedy po prostu posłuchać kolęd. Później jest czas na prezenty. W niektórych domach prezenty znajdowało się dopiero rano w pierwsze święto. Do innych domów przychodził Mikołaj – zwykle przebrany ktoś z rodziny lub sąsiad. Aby dostać prezent trzeba było trochę się natrudzić – odpowiadać na zadane przez Mikołaja pytania i wykonywać jego polecenia – np. zaśpiewać piosenkę lub powiedzieć modlitwę. Tym, których Mikołaj nie odwiedził osobiście, zostawiał prezenty pod choinką. W moim dzieciństwie pod świąteczne drzewko stawialiśmy talerze, które później były pełne słodyczy zostawionych przez Mikołaja. Po kolacji wigilijnej tradycją jest uczestnictwo w pasterce, ale to już subiektywny wybór każdego z nas.

— A sam klimat - jaki był kiedyś?
— Okres przed Bożym Narodzeniem to czas przygotowania, oczekiwania, wyciszenia. To ekscytacja, ale też czasami lekki niepokój – jaki prezent przyniesie święty Mikołaj i czy w ogóle przyniesie (śmiech). Dziś to okres pośpiechu, chaosu, bieganiny, czasami stresu, aby ze wszystkim zdążyć i przygotować należycie. Ale zawsze Boże Narodzenie przypomina nam o nadchodzącej przyjemności, radości, śpiewaniu kolęd, spotkaniach w gronie rodziny i przyjaciół. Co prawda dzisiaj mniej jest tych spotkań rodzinnych i często odbywają się w mniejszym gronie. W niektórych środowiskach popularne są wyjazdy do ośrodków wypoczynkowych i spędzanie tam świąt w gronie nieznanych sobie osób. Kiedyś było to nie do pomyślenia. Boże Narodzenie zwykle kojarzy się nam z prawdziwą zimą – mrozem, śniegiem, zamarzniętymi szybami, na których mróz malował kwiaty. Dziś z pogodą bywa bardzo różnie. Tak jak kiedyś w świąteczne dni można było iść na spacer, pojeździć na sankach, dziś często nie chce się nam wychodzić z domu, bo wieje wiatr, jest mgliście i pochmurno, a o śniegu to nawet nie ma co marzyć. Może w tym roku będzie inaczej?

— Świąteczny czas sprzyja wspomnieniom?
— Na Święta Bożego Narodzenia czekamy cały rok. W naszych myślach pojawiają się wówczas obrazy rodzinnych spotkań, błyszczącej choinki, zapachu świerku i pierników. Święta to też czas zadumy, wspomnień, wybaczania i dobrych życzeń. Puszczamy wtedy w niepamięć wszystkie niesnaski, zadrażnienia, staramy się nie myśleć o kłopotach i przykrych sprawach. Tak jakby czas się zatrzymał i jakbyśmy z narodzeniem Chrystusa i my narodzili się na nowo. To czas nadziei i spokoju. Składamy sobie wtedy najlepsze życzenia, świadczące o naszej dobrej woli, zainteresowaniu drugim człowiekiem i naszych dobrych intencjach.

— Lubi Pani ten czas?
— Atmosfera świąt jest niezwykle przyjemna, a oczekiwania na święta chyba jeszcze bardziej. Zawsze z energią i zapałem planuję ten czas, aby później móc go dobrze wspominać. Gdy byłam dzieckiem lubiłam nastrój, jaki panował wtedy w domu. Zapach pasty do podłogi, biel świeżych firanek, dotyk wykrochmalonej pościeli, później ubieranie choinki i wyczekiwanie na prezenty od Mikołaja. Z biegiem czasu okoliczności się zmieniały, ale nastrój pozostawał ten sam. Teraz zabrakło osób, które wpływały na tę atmosferę i sami staliśmy się odpowiedzialni, aby nie stracić tych szczęśliwych chwil, tej magii, która powoduje, że Święta Bożego Narodzenia to czas niezwykły, wzruszający, pełen ciepła i tradycji, które powinno się pielęgnować.

— W swojej książce „Moja Młyńska” opisuje Pani, jak kiedyś spędzano święta.
— Tak, w książce wracam pamięcią do moich lat dziecinnych i te wspomnienia są charakterystyczne dla całego pokolenia, którego dzieciństwo przypada na lata 60. i 70. Na pewno wtedy było bardziej siermiężnie i ubogo. Nasi rodzice nie mieli możliwości, aby zapewnić nam bardziej atrakcyjne prezenty i dania na świątecznym stole też były mniej wykwintne. Jednak byliśmy wtedy bardzo szczęśliwi i spełnieni. Zadowalały nas prezenty, jakie przynosił Mikołaj: gry planszowe, książki, zwyczajne zabawki – klocki, lalki, misie, samochodziki czy coś z ubrań. Czasami zdarzały się efektowniejsze prezenty – wózek dla lalek, kolejka elektryczna czy jakaś bardziej atrakcyjna gra, jak np. „mózg elektronowy”. Zajadaliśmy się sernikiem upieczony przez mamę, makowcem lub piernikiem. Cieszyliśmy się z obfitości słodyczy, których nie mieliśmy na co dzień i pomarańczy, które zwykle jedliśmy raz do roku. Siadaliśmy z gośćmi przy biesiadnym stole i słuchaliśmy ich wspomnień i rozmów, a po południu graliśmy w gry lub czytaliśmy książki, które przyniósł Mikołaj.

— Jaki prezent wspomina Pani najmilej?
— Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie, ponieważ zależało to od wieku, w jakim byłam w danym momencie i moich zainteresowań. Na pewno była to lalka – zwykła celuloidowa, w pięknej sukience, którą uszyła mama. Wtedy były też modne lalki w strojach ludowych i taką dostałam w rok później. Z wielką przyjemnością i w każdym wieku przyjmowałam i nadal przyjmuję książki. Najstarsza którą pamiętam nosiła tytuł „Przygody Joanny”. W ostatnim roku pod choinką czekało na mnie pióro. I teraz jestem ciekawa tegorocznego prezentu. Mam nadzieję, że coś dostanę, bo list do Mikołaja wysłałam.

— Czy jest jakaś wigilijna potrawa, którą szczególnie Pani lubi?
— Wstyd się przyznać, bo jestem strasznym grymaśnikiem i w dzieciństwie mało która z wigilijnych potraw mi smakowała. Na szczęście teraz trochę zmieniłam się. Bardzo lubię zupę grzybową, rybę duszoną w warzywach i śledzie w oleju z cebulką. Ale nadal jest jeszcze długa lista potraw za którymi nie przepadam - np. kompot z suszu.

— Jak zwykle spędza Pani Święta Bożego Narodzenia?
— Najlepiej czuję się w domu, więc nigdzie nie wyjeżdżam. Odwiedzają mnie przyjaciele i rodzina. Ja również chodzę do nich z wizytą. Czas upływa nam na biesiadowaniu i wspomnieniach rodzinnych. Poza tym jak zwykle czytam albo coś piszę, rzadziej oglądam telewizję. Już zaopatrzyłam się w dwa stosiki książek, więc nie będę się nudzić.

— Może więc podzieli się Pani z naszymi czytelnikami tytułami tych książek?
— Z wielką przyjemnością, ponieważ książki to moja pasja i chciałbym ciągle nią zarażać. Przede mną lektury różnego rodzaju – taki kogel mogel, o czym można się zorientować po tytułach. Na początek książka o świątecznym klimacie jednej z moich ulubionych pisarek Magdy Knedler – „Grudniowy dom”. Następnie kryminały: Charoltte Link – „Echa winy” i Merryn Allingham - „Morderstwo w księgarni”, dalej książka wspomnieniowa Haliny Donimirskiej-Szyrmerowej – „Był taki świat” oraz japońska opowieść Ito Ogawa – „Kameliowy sklep papierniczy”. To tylko kilka tytułów, ale zapewniam, że mój stosik nieprzeczytanych książek jest dość wysoki.

Wszystkim czytelnikom nasza Rozmówczyni składa serdeczne życzenia:
Zdrowych, spokojnych i radosnych Świąt Bożego Narodzenia, spędzanych w miłej, przyjacielskiej atmosferze, przy blasku choinki, z kolędami w tle.