Mariusz Sieniewicz: Przez koronawirusa obudziliśmy się na ciężkim kacu [ROZMOWA]

2020-05-03 14:10:23(ost. akt: 2020-04-30 15:36:26)
Mariusz Sieniewicz, dyrektor MOK Olsztyn

Mariusz Sieniewicz, dyrektor MOK Olsztyn

Autor zdjęcia: Zbigniew Woźniak

Przed pandemią czuliśmy, że gnamy opętańczo na złamanie karku, jakby naćpani cywilizacją, pijani nowoczesnością. COVID sprawił, że obudziliśmy się na ciężkim kacu — mówi Mariusz Sieniewicz. Dyrektora MOK pytamy, co nas czeka po zarazie.
— Co panu najbardziej doskwiera w czasie tej społecznej kwarantanny?
— Mglistość sytuacji. To wszystko językiem po wodzie pisane. Nie wiemy de facto, w jakim świecie uczestniczymy, jaki świat tworzy się z naszym udziałem. Wołamy o „normalność”, tracąc normalność. W tej przyszłej „normalności”, będziemy inni, „nienormalni”: przygaszeni nadziejami, wkurzeni rozczarowaniami.

Doskwiera mi radykalizm postaw. Z jednej strony apokaliptyczne odruchy Rejtanów kwarantannowych, z drugiej — stupor, depresja, uległość. Z jednej strony trwoga karmiąca się doniesieniami ze szpitali i medialnym targowiskiem śmierci, z drugiej — poczucie maskarady. Nakładam kawałek szmatki na twarz, nieszczęście mierzę byciem online, robię sernik albo chleb... Strach zmienia rzeczywistość.

To nie jest dobry twórca rzeczywistości. Strach oznacza uległość... Z kolei jako pisarz czuję się normalnie. Hasło „zostań w domu!” każdy pisarz ma wyryte w głowie. Ten krzyk, czasami prośbę, czasami rozkaz słyszę w sobie każdego dnia, ilekroć odrywam się od pisania i muszę wyjść. Większość życia spędziłem w dobrowolnej izolacji. Mam wyrobioną samotniczą odporność. Nie lubię tłumów, one wzmagają we mnie społeczną palpitację.

— Możliwość pracy zdalnej i niewychodzenia z domu to dzisiaj przywilej, ale przywilej obarczony poczuciem dyskomfortu, że dostępny jest nielicznym. Trochę wstydu, trochę bezradności, trochę złości, że nie wszyscy to rozumieją. Chleba nie uda się upiec zdalnie. Myśli pan, że to namiesza trochę w „hierarchii” zawodów? Pani z Biedronki jest dziś niemal bohaterką. A kim będzie miesiąc po pandemii?
— Hierarchia się nie zmieni. Przeciwnie — ona się wzmocni, społeczne rozwarstwienie będzie większe. Debord pisał o społeczeństwie spektaklu. Trzymając się metafory teatralnej — aby spektakl się odbył, aby trwał, potrzebne jest całe logistyczne zaplecze, niewidoczne, poza nim. Dzisiaj mamy „pandemiczną opowieść”, ale żeby ona była możliwa, potrzebni są listonosze, panie z Biedronki, sprzedawczynie w piekarniach, pracownicy wywożący nasze śmieci. Oni gwarantują istnienie opowieści o pandemii, a jednocześnie są poza nią. Obawiam się, że gdy skończy się opowieść, wszyscy ci ludzie będą w tym samym miejscu, do czasu kolejnej opowieści, którą po raz kolejny będą musieli obsłużyć.

Podobny mechanizm widzę w Miejskim Ośrodku Kultury. Myślę o księgowości, o administracji, paniach sprzątających, dziewczynach na portierni, o naszym panu złotej rączce — oni są otuliną i komfortem pracy zdalnej, trzymają realny świat. Dbają, żeby się nie rozpadł.

— Mnie ta sytuacja uświadomiła chyba najbardziej to, jak nikłe zaufanie mamy do siebie nawzajem. I nie chodzi tylko o rozsiewanie wirusów. Boimy się, że ktoś skorzysta na tej sytuacji, ktoś zarobi więcej, ktoś popracuje mniej…
— To, moim zdaniem, nieprzepracowany, nieujarzmiony systemowo kapitalizm. Podejrzliwość, nieufność wiąże się z tym, że wciąż poruszamy się w neoliberalnym wolnym rynku. Silniejszy wygrywa, słabszy przegrywa, trzeba sobie wyszarpać własny świat. Obawiamy się, że wróci rzeczywistość z początku lat 90. Darek Nowacki, krytyk literacki i człowiek bez pozytywistycznych złudzeń, przewiduje, że pojawi się determinizm społeczny. Gdy już oszalejemy kompletnie w internecie, gdy gonić nas będą kredyty, redukcje etatów, brak pracy, wyjdziemy w realny świat. I będziemy „rywalizować”.

Owszem, pojawiają się przykłady „kreatywności”, typowo liberalnej bajki, że trzeba reagować, dostosowywać się. Tyle że... ileż można? Istnieje wyporność w obrębie jednego pokolenia. Nam każe się „dostosowywać, zmieniać, przebranżawiać” mniej więcej, co piętnaście lat. Od kryzysu, do kryzysu. Brakuje nam „mieszczańskiej” stabilności. Kryzysy zżerają ludzi i poczucie ciągłości życia. Banki i korporacje wychodzą z tego bez większego szwanku, często wspierane przez państwo. Nie ma czegoś, co można by nazwać społecznym zaufaniem.

— A jak ta sytuacja zmieni nasze podejście do udziału w kulturze? Dziś „po kulturę” nie muszę wychodzić, jest mi dostarczana pod nos. Ale spektakl na ekranie to nie to samo, co ten w teatrze...
— Jestem tradycjonalistą: nic nie zastąpi żywej, bezpośredniej, stwarzającej się między ludźmi kultury. Owszem, mogę obejrzeć koncert z Metropolitan Opera, mogę obejrzeć obraz w jpg wrzucony na fejsa. Ale to nie ma nic wspólnego z realnym doświadczaniem sztuki. Świat wirtualny to świat zapośredniczony, świat reprodukcji. Czysto ilustracyjny jak makatka ze „Słonecznikami” van Gogha na ścianie. Istnieją sztuki kontemplacyjne, „introwertyczne” jak literatura pod postacią książki i jej lektury, jak muzyka pod postacią płyty i jej wysłuchania. Jednak kultura to wytwarzanie wspólnoty, bycie razem w uczestnictwie. Kultura internetu jest kulturą szyby. Internet to proteza.

— Jeśli do tego dopuścimy, internet może być tym, co nam zostanie... Jakiś czas temu MOK przestrzegał nas przecież przed tym, jak może wyglądać Olsztyn za kilka dekad. Ostatnio pojawiały się informacje, że „dzięki” pandemii środowisko odetchnęło — zmniejszył się smog, rośliny odrastają itd. Jednocześnie widzimy zdjęcia ścieżek usianych jednorazowymi rękawiczkami… Wierzy pan w to, że obudzi się w nas poczucie odpowiedzialności za świat, który po sobie zostawimy?
— Nie wierzę. Naukowcy, prawdziwi prorocy katastrofy, wołają od lat. My wciąż odpychamy problem od siebie. Natura, świat przyrody tylko nam udowadniają, kto jest największym zagrożeniem planety — ludzie. Nie ma nas — świat stara się odrodzić. Ale my zaraz wrócimy w całej swojej gigantycznej, konsumpcyjnej, bezrefleksyjnej masie. Zaraz będziemy chcieli „odreagować”. Uczyniliśmy z ziemi zabawkę. Trudno zrezygnować z zabawki, prawda?

— Prawda. Trudno też być prorokiem, ale proszę się przez chwilę w niego, nomen omen, zabawić. Co się zmieni w popandemicznym świecie?
— Zmieni się to, o czym już wspomniałem: wkroczy determinizm społeczny, rywalizacja „po trupach”. Do tego „wolny rynek” będzie chciał nadrobić i odbić sobie straty. Wzrośnie infantylne poczucie, że coś-ktoś nas skrzywdził. I rzecz najgroźniejsza: zaszantażowani wspomnieniem pandemii, będziemy wytwarzać mechanizmy obronne, dostosowywać się do „nowej normalności”.

Przed nami wielka susza. Nie będziemy myśleć, jak ją powstrzymać, lecz jak w niej przetrwać, czyli zgodzić się na kompletnie zdeformowany świat. Planeta nie musi przetrwać, my — tak, to jest ślepa filozofia. Dostosujemy się do patologii. Oczywiście, chciałbym się całkowicie mylić w tym proroctwie.

— A co powinno się zmienić?
— Powinna wrócić pokora. Pokora w każdym tego słowa znaczeniu. Powinniśmy sobie uświadomić, że nie jesteśmy jedyni, ale jako jedyni grzeszymy pychą w każdym tego słowa znaczeniu. Przed pandemią czuliśmy, że musi wydarzyć się coś, że gnamy opętańczo na złamanie karku, jakby naćpani cywilizacją, pijani nowoczesnością, ślepym samozatracaniem. COVID sprawił, że obudziliśmy się na ciężkim kacu.

— Mijają trzy lata od wydania „Planktonu”, w którym przedstawiał pan świat AD 2092, a po którym napisano, że choruje pan na polskość. Choruje pan? Znajdziemy tego wyraz w kolejnej książce?
— Coraz mniej mnie ta choroba na polskość obchodzi, zaczyna istnieć obok, poza mną. Piszę zbiór opowiadań: w spokojniejszej, bardziej intymnej tonacji, skupiając się na rzeczach najzwyklejszych. Kusi mnie prostota, chwytanie drobin i zwykłych doświadczeń. I takie będą te teksty, trochę poza ową „Polską”, trochę w ogóle poza ludźmi. Taki anonimowy człowiek po końcu świata, który przetrwał i na nowo odkrywa sens. To trochę alternatywna wizja rzeczywistości. Człowiek i widok drzewa za oknem. Człowiek i bulgoczący garnek. Ulica, śmietnik, spadający liść. I od siebie w pisaniu, w doświadczaniu świata domagam się większej pokory. Chciałbym, aby człowiek stał się drugorzędnym bohaterem, gdzieś na dalszym tle świata.

Daria Bruszewska-Przytuła


Przed tygodniem o świecie po pandemii rozmawialiśmy z socjologiem dr. hab. Jackiem Poniedziałkiem.


Czytaj e-wydanie


Gazeta Olsztyńska zawsze pod ręką w Twoim smartfonie, tablecie i komputerze. Codzienne e-wydanie Gazety Olsztyńskiej, a w czwartek i piątek z tygodnikiem lokalnym tylko 2,46 zł.

Kliknij w załączony PDF lub wejdź na stronę >>>kupgazete.pl


W weekendowym (30 kwietnia - 3 maja) wydaniu m.in.


Wnuczka została naszą córką
Zostali rodzicami dla wnuczki, bo córka miała 15 lat, jak zaszła w ciążę. Nie potępili jej, tylko wychowali wnuczkę jak rodzoną córkę. — Może w pierwszej chwili człowiek jest w szoku, ale okazuje się, że to, co się stało, nadaje naszemu życiu sensu — mówią małżonkowie.

Warmia i Mazury liczą na polskiego turystę
Rząd ogłosił kolejny etap łagodzenia restrykcji związanych z koronawirusem. Po majówce mają zostać otwarte m.in. hotele i miejsca noclegowe. Na tę decyzję czekała branża turystyczna, która w wyniku obostrzeń stoi i krwawi.

Do więzienia nie szłam z myślą, że czeka na mnie bandyta
Mój pierwszy rozmówca w więzieniu był przystojnym mężczyzną z modną fryzurą. Usiadł przede mną, ułożył palce w piramidkę i mówił z taką dykcją, jakby był prezenterem „Faktów" — mówi Nina Olszewska, autorka książki „Pudło. Opowieści z polskich więzień”.

Chcę być blisko ze wszystkimi, więc wróciłam na Mazury
Po siedmiu latach spędzonych w Nowej Zelandii Joanna Miller wróciła na dłuższą „chwilę” do Ostródy. Od najbliższej rodziny, męża i dwóch synów, dzielą ją tysiące kilometrów, więc spotykają się co tydzień w sobotę, żeby porozmawiać w internetowym Zoom Meetings.



Komentarze (5) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Aga #2915438 | 89.228.*.* 4 maj 2020 09:04

    Jednego możemy być pewni: po tej pandemii na pewno rozumu nam nie przybędzie,a wręcz przeciwnie. Bo jak wykazują obserwacje wirus już od dawna zaatakował nam mózgi , a nie płuca. Ale, to była tylko pierwsza próba.

    Ocena komentarza: warty uwagi (2) odpowiedz na ten komentarz

  2. Tokyo #2915342 | 83.9.*.* 3 maj 2020 22:01

    Gościu, nie mędrkuj. Razem z mocarzem z budynku z wieżą - wywaliłeś w kosmos uwielbiane przez mieszkańców Olsztyna i turystów Noce Bluesowe. Porażka i wstyd.

    Ocena komentarza: warty uwagi (3) odpowiedz na ten komentarz

  3. eas #2915300 | 83.9.*.* 3 maj 2020 19:44

    Konkurencja, wolny rynek, który pana tfórcę mierzi, będzie starał się mu dostarczyć jak najtaniej, jak najlepszych towarów i usług, wg jego potrzeb i z korzyścią dla chciwych przedsiębiorców. Jeżeli pisze książki na sprzedaż, to uczestniczy w tym rynku, mam nadzieję uczciwie, bez sponsoringu podatników.

    Ocena komentarza: warty uwagi (5) odpowiedz na ten komentarz

  4. abc #2915290 | 188.147.*.* 3 maj 2020 19:28

    A jednak spadł deszcz... Nie będzie tak źle. Ziemia da sobie radę. Pytanie czy my przetrwamy?

    odpowiedz na ten komentarz

  5. jacy my? #2915231 | 83.3.*.* 3 maj 2020 15:07

    chyba wy!

    Ocena komentarza: warty uwagi (3) odpowiedz na ten komentarz