Profesor Dorota Grejner-Brzezińska, olsztynianka, która będzie doradzać prezydentowi USA: Kobiety to świetni inżynierowie [ROZMOWA]

2019-11-18 20:01:12(ost. akt: 2019-11-19 07:47:37)

Autor zdjęcia: Arch. prywatne

Prawie 30 lat temu wyjechała z Olsztyna do Ohio, gdzie, jako specjalistka od systemów GPS, zdobyła międzynarodowe uznanie. Ostatnio do swojego zespołu doradców zaprosił ją Donald Trump. Z prof. Dorotą Grejner-Brzezińską rozmawia Daria Bruszewska-Przytuła.

— Domyślam się, że jest pani bardzo zajęta, więc cieszę się, że znalazła pani dla mnie trochę czasu...
— Serdecznie dziękuję za zaproszenie do rozmowy z „Gazetą Olsztyńską”! „Głos Olsztyński”, a potem „Gazeta Olsztyńska” to nieodłączni „członkowie” mojej rodziny, gdyż mój tata, Bolesław Grejner, pracował w drukarni Gazety przez wiele lat, aż do momentu bardzo przedwczesnej śmierci w maju 1980 roku.

— Olsztyn jest pani rodzinnym miastem?
— Tak. Wspominam Olsztyn ciepło i kocham do niego wracać, jak tylko czas na to pozwoli. Moja mama Irena i siostra Grażyna oraz dwie ciocie, wujek i kilkoro kuzynów z rodzinami wciąż mieszkają w Olsztynie, więc jest do kogo wracać! Ogromnie lubię współczesny Olsztyn, z pięknie odnowionymi zabytkami, uroczymi parkami, drogami rowerowymi, które odkrywam za każdym razem, kiedy jestem w Olsztynie… No i te jeziora! Park nad Jeziorem Długim jest moim ulubionym miejscem w Olsztynie, ale najwięcej wspomnień wiąże się z jeziorem Gim, więc wracam tam, kiedy tylko mogę. Moja córka, Bogna, również urodzona w Olsztynie, obecnie lekarz ginekolog w Columbus, także kocha wypady do Olsztyna i ostatnio przywiozła ze sobą swojego narzeczonego, Erica, który zakochał się w mieście i jego okolicach od pierwszego wejrzenia. Mój partner od wielu lat, David, również naukowiec, ale w zupełnie innej dziedzinie (regenerative medicine), uważa się za honorowego olsztyniaka (śmiech).

— W Olsztynie zaczynała pani karierę naukową...
— Studia na Wydziale Geodezji i Gospodarki Przestrzennej ART w Olsztynie rozpoczęłam jesienią 1981 roku, przed wprowadzeniem stanu wojennego. Wiosenny wiatr Solidarności wiał i wszyscy czekaliśmy na zmiany. Wielokrotnie w tym czasie zastanawiałam się, co by na nie powiedział mój tata. Byłam pewna, że podobnie jak moja mama, siostra i ja, tata popierałby demokratyczne zmiany w kraju. Pięć lat studiów przeleciało mi niezwykle szybko. Geodezja bardzo mnie zainteresowała od pierwszego roku.


— Dlaczego wybrała pani ten kierunek?
— Zawsze mnie ogromnie ciekawiło, jak się robi mapy, zwłaszcza te starożytne, no i te bliższe współczesnym czasom, wciąż wykonane metodami z zastosowaniem obliczeń z pozoru bardzo prostych geometrycznie, ale niezwykle dokładnych. Tak naprawdę to na studiowanie geodezji namówiła mnie moja starsza siostra, Grażyna, która również ukończyła geodezję i przez kilka lat pracowała na UWM w Olsztynie, ale zdecydowała się na zmianę zawodu. Zdobyła tytuł MBA (Master of Business Administration — red.) i zajmuje się opracowywaniem i wdrażaniem różnorodnych projektów dofinansowanych między innymi z UE. Ja „utkwiłam” w geodezji.

— A konkretniej: zafascynował panią GPS...
— GPS-em zainteresował mnie opiekun mojej pracy magisterskiej, dr Jacek Lamparski, ale mój prawdziwy „romans” z GPS-em i geodezją satelitarną rozwinął się w pełni po przyjeździe to Stanów Zjednoczonych. Trafiłam tam jako stypendystka Fulbrighta na Uniwersytet Stanowy Ohio (OSU), w Columbus latem 1990 roku. Do ubiegania się o stypendium Fulbrighta skłonili mnie — niestety już nieżyjący — mój mentor profesor Włodzimierz Baran oraz profesor Kazimierz Sikorski, znakomity fotogrametra. W podroży do USA towarzyszyli mi moja niespełna dwuletnia córeczka, Bogna, oraz mąż Robert.

— Nawigacja wciągnęła panią na dobre?
— Tak, zajmowałam się unowocześnianiem algorytmów GPS-u, które umożliwiają ulepszoną dokładność pozycjonowania i nawigacji. Ponieważ GPS nie jest jedynym, choć pierwszym, system nawigacji satelitarnej, z czasem, do prac badawczych włączyłam nowe systemy: Galileo, Glonass, Beidou i inne, ogólnie znane pod nazwą GNSS. W ostatnich paru latach wdrożyliśmy rozwiązania oparte na sztucznej inteligencji oraz kamery, systemy laserowe, WiFi, etc. Dwoje moich doktorantów wdrożyło algorytmy oparte na sztucznej inteligencji do nawigacji pojazdów autonomicznych.

— Na pani naukowe wsparcie mogą liczyć także pracownicy UWM.
— Wiele lat temu w moim laboratorium pracował obecny dziekan Wydziału Geodezji, Inżynierii Przestrzennej i Budownictwa UWM prof. Paweł Wielgosz. Wspólnie opracowaliśmy wiele nowych rozwiązań GPS-u i wdrożyliśmy oprogramowanie oparte na pozyskiwaniu sygnałów z lądowej infrastruktury GPS w Stanach Zjednoczonych. Opracowaliśmy też ulepszone metody wyznaczania błędów jonosferycznych w sygnałach GPS. Projekt był finansowany przez Narodowe Biuro Geodezyjne USA. Niedawno odwiedziła moje laboratorium dr Wioleta Błaszczak-Bąk, również z UWM. Dołączyła do międzynarodowej grupy naukowców zajmujących się eksperymentami związanymi z nawigacją w budynkach oraz w sytuacji, kiedy sygnały GNSS są niedostępne. Mam nadzieje, że współpraca UWM z moją grupą badawczą rozszerzy się wkrótce na inne dziedziny inżynierii.

— Poza własnymi badaniami, zarządza pani także instytucjami naukowymi...
— W latach 2013-17 byłam dziekanem Wydziału Budownictwa, Ochrony Środowiska i Geodezji, a we wrześniu 2017 objęłam stanowisko Associate Dean for Research i jestem odpowiedzialna za badania naukowe całego College of Engineering (COE) na Uniwersytecie Stanowym Ohio. COE na OSU ma 12 wydziałów i 10 centrów badawczych, które mi podlegają. Bardzo lubię tę pracę, ponieważ pozwala mi na strategiczne planowanie rozwoju badań, nawiązywanie współpracy naukowej w wielu dziedzinach oraz uczestnictwo w naukowych forach. Od lutego jestem też członkiem Narodowej Akademii Nauk Inżynieryjnych, a od maja zasiadam w Narodowej Komisji Doradczej do Pozycjonowania, Nawigacji i Wyznaczania Czasu.

Obrazek w tresci

— Odbierając kolejną nominację do prestiżowego zespołu, powiedziała pani, że ma nadzieję, że będzie to zachęta dla innych kobiet — inżynierów...
— Od początku mojej kariery naukowej pracowałam z mężczyznami, gdyż było wtedy bardzo niewiele kobiet, zwłaszcza na wydziałach inżynieryjnych. Przyznam, że ja do tego faktu nigdy nie przywiązywałam specjalnej uwagi, gdyż rodzice wychowali nas w przekonaniu że siostra i ja możemy studiować to, co nas interesuje, a w pracy zawodowej w czołówce będą zawsze najlepiej wykształceni i najlepiej wykonujący swój zawód. Bez względu na płeć.

— I tak jest?
— Nie zawsze okazywało się to prawdą, choć przyznam, że miałam szczęście pracować z kolegami, którzy zawsze traktowali mnie z szacunkiem i okazywali mi uznanie za moje osiągnięcia naukowe. Niestety, nie wszystkie kobiety pracujące w inżynierii mają tyle samo szczęścia. Wiele świetnie wykształconych pań inżynierów porzuca zawód. W ostatnich latach ten trend się na całe szczęście zaczął zmieniać. Wiele moich studentek i przyjaciółek uprawia zawód inżyniera i odnoszą w nim niezwykłe sukcesy. Jestem ogromnie dumna zwłaszcza z moich byłych studentek, które są teraz kobietami sukcesu, pracują na uczelniach, w różnych agencjach rządu federalnego USA oraz w dużych firmach prywatnych.

— Powód do dumy wyrósł także pod pani skrzydłami.
— Moja córka, Bogna, jest doskonałym przykładem niezależnej młodej kobiety, która sama pokierowała swoim wykształceniem i rozwojem zawodowym. Wprawdzie zaczęła studia na inżynierii biomedycznej w Duke University, ale zdecydowała się na zmianę planu i ukończyła studia medyczne, a wkrótce sfinalizuje rezydenturę na ginekologii. Jestem z niej ogromnie dumna!

Obrazek w tresci

— Przed panią praca w zespole doradczym prezydenta Trumpa. Co to dla pani oznacza?
— Nominacja do PCAST (Prezydencka Komisja Doradcza do Spraw Nauki i Technologii) jest niezwykle zaszczytnym wyróżnieniem i oferuje możliwość współpracy z liderami nauki i inżynierii o światowej reputacji. Nauka, edukacja i inżynieria to dyscypliny ponadczasowe i nie są związane z żadną frakcją polityczną. Celem PCAST jest opracowanie rekomendacji i określenie kierunków badań naukowych, które umożliwią nie tylko postęp technologiczny, ale również rozwój ekonomiczny, socjalny, kulturalny i społeczny w USA i na świecie. Moja nowa funkcja w PCAST nie wymaga przeniesienia się z Columbus, ale będzie wymagała wielokrotnych podroży do Waszyngtonu.

— Podróże to chyba akurat coś, co pani lubi?
— Uwielbiam podróżować i z dumą przyznam, że odwiedziłam wszystkie kontynenty, włączając Antarktydę, gdzie również pracowałam naukowo w bazie antarktycznej Stanów Zjednoczonych, McMurdo, oraz w nowozelandzkiej Scott Base.

Obrazek w tresci


— Czym jeszcze się pani zajmuje po pracy?
— Zawsze kochałam książki i to już mi zostało. „Mistrz i Małgorzata” Bułhakowa jest wciąż moją ulubioną, absolutnie ponadczasową książką. David i ja kochamy wycieczki rowerowe, trzy razy w tygodniu chodzimy na siłownię, jesteśmy fanami drużyny futbolu amerykańskiego Buckeyes (czyli Kasztany) z OSU. Nasze dwa jamniki, Toby i Zeke, wyciągają nas na długie spacery każdego wieczoru, no i ogólnie, jak to jamnikom przypadło, zarządzają domem i domownikami (śmiech). David i ja kochamy kino i teatr. Przepadam też za operą i muzyką poważną. Byłam, jestem i pozostanę na zawsze fanką Luciano Pavarottiego. Polska poezja śpiewana nie ma sobie równej, a ja od lat kocham się w Wojciechu Młynarskim! Uwielbiam wypady z moja córką, Bogną, która dużo podróżowała ze mną po świecie, no i lubię raz na jakiś czas ugotować polski obiad, za którym przepada cała rodzina i mnóstwo amerykańskich przyjaciół.

— Co wówczas pojawia się na stole?
— Polędwica wołowa z polskimi grzybami suszonymi, ziemniaki puree z truflami oraz polska mizeria. Palce lizać!

Daria Bruszewska-Przytuła


Więcej informacji o naszym uniwersytecie: >>> kliknij tutaj.

Obrazek w tresci