Polityk musi pomagać ludziom

2019-09-26 13:48:51(ost. akt: 2019-09-26 13:54:46)

Autor zdjęcia: archiwum GO

O tym, że w polityce liczy się nie tylko ugrupowanie polityczne, ale przede wszystkim upór i konsekwentne działanie rozmawiamy z posłem Andrzejem Maciejewskim.
- Co na co dzień robi parlamentarzysta, na czym polega ta praca?
- Oczywiście są posiedzenia Sejmu, posiedzenia komisji sejmowych. To jest to, co widać na co dzień. Jak głosujemy, jak uczestniczymy w posiedzeniach. Jednak tej głównej części pracy parlamentarzysty nie widać w relacjach z telewizji. To spotkania z ludźmi. Zajmowanie się sprawami, z którymi przychodzą do posła. Często są to prawdziwe ludzkie dramaty. Czasem można pomóc w ich rozwiązaniu interweniując, a czasem trzeba zorganizować prawdziwą kampanię w celu zmiany prawa, które jest naprawdę krzywdzące dla ludzi.

- Jest taki problem, który zwrócił pana szczególną uwagę w tej mijającej kadencji Sejmu?
- Stanowczo tak. Już przy pierwszych spotkaniach, które organizowałem w terenie zorientowałem się jak wielka jest skala problemu tak zwanych frankowiczów. Ci ludzie zostali niesamowicie skrzywdzeni. Stali się ofiarami chciwości osób reprezentujących system bankowy. Zostali wciągnięci w mechanizm nieustannego zwiększania wartości i kredytów, które przecież brali w dobrej wierze, żeby zapewnić sobie i swoim rodzinom dach nad głową. Na tak wielką skalę krzywd nie można było patrzeć obojętnie.

- Co pan z tym zrobił?
- Najpierw zacząłem zbierać wiedzę, opinie ekspertów. Potem wspólnie zaczęliśmy szukać możliwych dróg naprawy krzywdy, która tych ludzi spotkała. I muszę powiedzieć, że niestety nie spotkałem się ze zrozumieniem ze strony zbyt wielu kolegów parlamentarzystów. Wszyscy radzili mi, żeby zostawić tę sprawę, że to zbyt skomplikowane, że nie da rady stanąć naprzeciw całego potężnego systemu bankowego i z nim wygrać. Radzono mi zwyczajne, żebym przestał się tym interesować. Sprawa była tym trudniejsza, że nie należałem do jakiegoś wielkiego klubu parlamentarnego, który może liczyć na wsparcie machiny państwowej. Zacząłem więc od interpelacji i wystąpień z mównicy sejmowej. Potem przyszedł czas na pracę nad projektami ustaw, które w systemowy sposób miałyby problem rozwiązać.

- Przecież każdy biorący kredyt, wie co robi. Frankowicze znali ryzyko. Liczyli na tanie kredyty. Okazało się inaczej. Dlaczego tę grupę uznał pan za tak bardzo poszkodowaną?
- To nie jest tak. My zwracamy uwagę na ten element ryzyka, które ponosili i które okazało się niewspółmierne. Bo ludzie rzetelnie spłacający kredyty zaczęli być winni bankom nawet kilka razy więcej niż pożyczyli. Ja bardzo szybko zwróciłem uwagę na inny problem. Na sposób działania banków.
Żeby udzielić kredytu we frankach, trzeba te franki mieć. Banki tych franków nie miały. To były fikcyjne transakcje. Nigdzie nie ma śladu po tym, żeby banki pozyskiwały franki czy od Szwajcarskiego Banku Narodowego, czy na giełdzie transakcji walutowych. Wniosek jest prosty. Dokonywano więc czegoś na wzór przewalutowywania złotówek na złotówki. Tak nie wolno robić. Teraz instytucje międzynarodowe zaczynają przyznawać rację mojej argumentacji. Wielkimi krokami zbliża się wyrok trybunału, który - jak wynika z zapowiedzi całkowicie potwierdza moją argumentację. Banki będą musiały ponieść konsekwencje, a sądy będą mogły zacząć wydawać w końcu sprawiedliwe wyroki.

- W takich sprawach co liczy się najbardziej?
- Przede wszystkim liczy się upór i konsekwencja w działaniu. Upór jest potrzebny do zbierania wiedzy na określony temat. Przełamywania barier w dostępie do dokumentacji. Nigdy nie wolno się poddawać. Szczególnie kiedy ma się pełne przekonanie o tym, że masz rację.

- Teraz był pan posłem pierwszej dla pana kadencji, ale to nie pierwszy pana kontakt z polityką…
- Tak. To prawda. Polityką na szczeblu samorządowym zająłem się już wiele lat temu. Można powiedzieć, że wchodziłem w dorosłe życie działając skutecznie w polityce lokalnej. Wyniosłem to z domu. Mój tata był radnym w Bartoszycach. Kiedy zmarł, wystartowałem w wyborach samorządowych i można powiedzieć, że po nim przejąłem mandat radnego. Byłem nawet najmłodszym w Polsce przewodniczącym rady.

- Rodzina dobrze znosi pana zaangażowanie w politykę?
- Mam w rodzinie, szczególnie w mojej kochanej żonie, wielkie oparcie. To jest mój azyl. Tu mogę ukryć się przed walkami politycznymi, kampaniami, politycznymi sporami. Rodzina to prawdziwy skarb, który staram się doceniać i chronić przed tym co polityka, szczególnie ta obecna niesie ze sobą.

SK