Dar prawdziwego serca

2019-06-17 13:03:13(ost. akt: 2019-06-17 13:06:12)
Prof. Jerzy Gielecki (z lewej) i rektor Ryszard Górecki zapalają znicze

Prof. Jerzy Gielecki (z lewej) i rektor Ryszard Górecki zapalają znicze

Autor zdjęcia: Ewa Mazgal

Dziewięć marmurowych urn stanęło w Centrum Konferencyjnym UWM. Znalazły się w nich prochy osób, które przekazały swoje ciała do badań naukowych. Zmarłych pożegnały władze UWM i przyszli lekarze, studenci Collegium Medicum.
Taka forma pożegnania jest nazywana Memoriałem im. ojca prof. Innocentego Józefa Marii Bocheńskiego (1902-1995) — zakonnika, logika, filozofa, sowietologa, profesora uniwersytetu we Fryburgu. Uczony przekazał swe ciało na cele naukowe.

W Polsce pomysłodawcą i inicjatorem tej ceremonii jest prof. Jerzy Gielecki, kierownik Katedry Anatomii Wydziału Lekarskiego UWM. Na olsztyńskiej uczelni odbyła się po raz pierwszy. W sobotę w auli kongresowej UWM w takiej uroczystości wzięły udział władze UWM, przedstawiciele samorządu lekarskiego, duchowieństwa, rodziny i bliscy darczyńców. Memoriał rozpoczęła XIII-wieczna pieśń „Gaudeamus igitur”. Nie tylko dlatego, że jest to hymn akademicki. Jak tłumaczył prof. Jerzy Gielecki pieśń zaczyna się radośnie (Radujmy się więc, dopóki jesteśmy młodzi), ale już kolejne wersy mówią nie tylko o przyjemnej młodości, ale i o uciążliwej starości, po której wszystkich nas posiądzie ziemia. — Memoriał, który po raz pierwszy zorganizowałem 18 lat temu na Śląsku, to wyraz szacunku dla naszych darczyńców — mówił prof. Gielecki. — Wiedza naszych studentów o budowie ludzkiego ciała płynie z daru tych ludzi. Jednak to też coś więcej niż wiedza — dotykając zwłok dotykamy tajemnicy śmierci, ale i tajemnicy życia.

W tych urnach jest pochowany najdoskonalszy atlas anatomiczny — dodał profesor. — Darczyńcy to niedoścignieni altruiści, którzy powierzyli nam tajemnice swego ciała. Dziękuję ich rodzinom, że przełamali opory i rozterki. W naszym życiu ostatnie słowo nie musi należeć do śmierci. Może należeć do człowieka.

Kim są darczyńcy? To czasem osoby samotne, bez rodziny, a czasem znane w swoim środowisku jak Anna Wanda Andrusikiewicz (zm. 2012), o której opowiedział jej brat Tadeusz Ender.

— Anna urodziła się w w 1926 roku w Wilnie — mówił. — Wzorem dla niej był ojciec Jan, żołnierz wojny polsko-bolszewickiej, kampanii wrześniowej, a potem jeniec oflagu Woldenberg. W 1938 roku zbudował kajak i spłynął z córką Czarna Hańczą, tak jak Wańkowicz popłynął na Mazury, co opisał w „Na tropach Smętka”. W czasie II wojny światowej Anna należała do Szarych Szeregów. W 1960 roku zamieszkała w Olsztynie. Interesowało ja krajoznawstwo i przyroda. Miała na swoim koncie 39 wypraw zagranicznych. Pozostawiła po sobie 13 tys. uporządkowanych przezroczy. Dodam, że w wieku 80 lat pływała w oceanie w Acapulco. Kiedy zamieszkała w domu opieki przy ul. Bałtyckiej nadal działała w Uniwersytecie III Wieku w sekcji turystyki pieszej. Kiedy zmarła, w katedrze została odprawiona msza żałobna. Anna nie chciała kwiatów. Prosiła, by pieniądze przeznaczone na ich zakup przekazać dla Caritasu.

Jak powiedział nam Tadeusz Ender prochy jego siostry zostaną pochowane w Warszawie, w grobowcu na Bródnie.

Na zakończenie ceremonii głos zabrali także studenci. Victor Boehmeke z Niemiec, student III roku mówił, że mimo nowoczesnych, naprawdę doskonałych pomocy naukowych, nie mógł wyobrazić sobie serca.

Dopiero, gdy zobaczył serce jednego z darczyńców — prawdziwe ludzkie serce — zrozumiał, jak funkcjonuje. — Nigdy tego nie zapomnę — zapewnił.

Na zakończenie studenci Collegium Medicum złożyli stos białych linii przed urnami w hołdzie darczyńcom. Urny, których nie zabrali krewni, spoczną już za miesiąc w kolumbarium, które na zlecenie UWM powstaje na cmentarzu w Dywitach.

Ewa Mazgal

Więcej informacji o naszym uniwersytecie: >>> kliknij tutaj.

Obrazek w tresci