Agnieszka Gola: Ta książka powstała w oparach spalin [ROZMOWA]

2019-05-04 17:45:00(ost. akt: 2019-05-03 16:04:36)
Przyjeżdża dziewczyna, zada standardowe pytania i na tym się skończy — tak myśleli jej rozmówcy. Jednak tak się nie stało. Dowodem jest książka "Janusz Kulig. Niedokończona historia". Rozmawiamy z autorką książki Agnieszką Golą, które zebrała wspomnienia po rajdowym kierowcy.
ROZMOWA W CZASIE PRZESZŁYM
— Skąd pomysł na napisanie tej książki?
— W 2016 roku zostałam zaproszona na memoriał im. Janusza Kuliga i Mariana Bublewicza w Wieliczce. Jadąc tam, oczywiście wiedziałam, kim byli sportowy, ale to, co zobaczyłam tam na miejscu, zszokowało mnie. Mnóstwo fanów, repliki samochodów Janusza, cały rajd i jego otoczka, uwielbienie dla idola, którego już od tylu lat nie było między nami. Po tym wydarzeniu zaczęłam szukać informacji o Kuligu, a było ich bardzo mało i to zaczęło mnie inspirować. Na początku nie miałam w planach stworzenie książki, a filmu. I o tym zaczęłam najpierw rozmawiać z rodziną Janusza Kuliga. Jednak zobaczyłam, jak trudno jest zebrać budżet na film, który byłby połączeniem dokumentu z fabułą. Zrodził się więc plan na książkę “Niedokończona historia”, nad którą zaczęłam pracę w 2018 roku.

Janusz Kulig
Był trzykrotnym mistrzem Polski w rajdach samochodowych, dwukrotnym wicemistrzem Polski, wicemistrzem Europy, dwukrotnym mistrzem Europy Centralnej, mistrzem Słowacji. Zginął 13 lutego 2004 roku w Rzezawie w wypadku na przejeździe kolejowym w Rzezawie, gdy jego samochód zderzył się z pociągiem. Powodem wypadku była słaba widoczność, a przede wszystkim błąd dróżniczki. Mieszkańcy Rzezawy na tablicy upamiętniającej jego śmierć zamieścili sentencję Seneki: "I krótkie życie jest dostatecznie długie, by przeżyć je szlachetnie".

— W swojej książce zebrała pani wypowiedzi śmietanki sportów motorowych w Polsce.
— Z rozmówcami nie miałam absolutnie żadnego problemu. Ograniczeniem była jedynie objętość książki. Na początek stworzyłam listę 15 osób, z którymi muszę porozmawiać, bo one były najbliżej Janusza. Pojechałam do rozmówców, okazało się, że ta lista stale się powiększa. Na przykład podczas wizyty u siostry Kuliga, Ewy Bachuli, która powiedziała, że koniecznie musimy porozmawiać z Andrzejem Kuśnierzem, pierwszym mechanikiem, z jakim współpracował Janusz. Pojechałam od razu do niego. To właśnie tam powstawały pierwsze samochody Kuliga od fiata 126p po toyotę z pierwszych rajdów. Przypadkowo podczas tej wizyty pojawił się Michał Bębenek, którego Janusz Kulig miał pod swoimi skrzydłami.
Wszystko odbyło się w naturalnym rajdowym środowisku, w oparach spalin, więc atmosfera była niesamowita. Często właśnie przypadek powodował, że powstała z tego fajna opowieść. Wszyscy moi rozmówcy, bardzo czekali na to, żeby opowiedzieć swoje historie i anegdoty, bo nikt o to ich wcześniej nie pytał. Wiele osób się śmiało, że dokopałam się do samego dna worka tych wszystkich wspomnień. Nikogo nie trzeba było przekonywać do wzięcia udziału w tym projekcie. Oczywiście nie zabrakło wspomnień innych kierowców rajdowych.

— W tym Krzysztofa Hołowczyca…
— Myślę, że po tej książce wiele osób potwierdzi, że przebiłam taką bańkę mydlaną, że Krzysiek i Janusz byli śmiertelnymi wrogami i się nienawidzili. Fakt, na trasie walczyli ze sobą na 110 proc., ale poza wyścigami panowie się lubili, ale nie przyjaźnili. Jedyne, czego żałuje Hołowczyc, to tego, że nigdy nie napili się razem piwa.

— Sport motorowy i rajdy to przede wszystkim męski i hermetyczny świat. Jak się w nim pani odnalazła?
— Byłam już trochę “zaprawiona w bojach”. W 2016 roku razem z Rafałem Sonikiem przyjechałam cały puchar świata, pracując nad jego biografią, która wkrótce zostanie wydana. To, co się przeżywa na rajdach, tego nie da się opisać. Mnie bardzo wtedy ciągnął ten motosport i było mi łatwiej rozmawiać. Mimo że to były inne rajdy, to jakieś pojęcie mam. Ale widziałam, że moi rozmówcy podchodzili do mnie na początku z dystansem. Przyjeżdża dziewczyna, zada standardowe pytania i na tym się skończy. Jak okazało, że wiem coś więcej, te rozmowy trwały po 4-5 godzin. Przykładem jest moje spotkanie z Leszkiem Kuzajem, który zmierzył mnie wzrokiem i powiedział — w czym ja mogę pomóc? Wtedy wiedziałam, że albo przekonam go wiedzą do rozmowy, albo go nie będzie w moim projekcie. Skończyliśmy rozmawiać po 3 godzinach. Jak widać z kobietą można porozmawiać o sporcie i może mieć wiedzę o motoryzacji, a nie na przykład tylko o modzie i zakupach.

Zostały wspomnienia

— Co ważne, połączyła pani pracę z macierzyństwem.
— Kobiety są bardzo elastyczne. Przynajmniej ja. Im więcej mają obowiązków, tym więcej potrafią zrobić. Śmieję się, że mój syn to takie dziecko sportu. Kiedy miał pół roku, robiłam film — z nim na rękach. Jest już znany w tym środowisku sportowym. Dziecko nigdy nie schodziło na drugi plan, wręcz przeciwnie zawsze mi towarzyszyło. Oczywiście musiałam posiedzieć nocami, kiedy spał, bo w dzień trzeba było poświęcić czas synkowi. Myślę, że jak bardzo się chce, to jest się w stanie osiągnąć swoje marzenia, a dzieci nie są żadną przeszkodą, ale też motywacją.

— Jaki obraz Janusza Kuliga wyłonił się z relacji, jakie pani zebrała?
— To, po części, obraz idola, mimo że, jak każdy, nie był kryształowym człowiekiem, Janusz jest przykładem osoby, która poświęcała czas nie tylko rodzinie i teamu, ale również kibicom. To jest taki idol, który może być nawet teraz wzorem. Fajny facet, który miał czas dla wszystkich. Bardzo żałuję, że musiałam pisać książkę o nim w czasie przeszłym. Nie był też gwiazdą, ale mógł mieć taki status i był tak nazywany. Myślę, że jest to cenna informacja dla celebrytów w dzisiejszych czasach. Dziś wystarczy zrobić śmieszny filmik czy wstawić zdjęcie na Instagram, by już stać się sławnym. Jeszcze kilka lat temu na taką pozycję trzeba było zapracować ciężką pracą.

— Jakie wyzwania teraz przed panią?
— Mam kilka propozycji napisania kolejnych książek, a więc brakuje czasu na urlop. Oczywiście nadal pracujemy i rozmawiamy o filmie “Niedokończona historia”. Szukamy finansowania tego projektu, myślimy o zbiórce publicznej, bo fanów Kuliga jest nadal wielu, a ja mam nadzieję, że film w przyszłym roku trafi do kin.