Justyna Kędzierska: Poświęciłam własną kurtkę dla lalki [ROZMOWA]

2019-04-06 21:16:32(ost. akt: 2019-04-06 21:43:22)
Justyna Kędzierska lalki

Justyna Kędzierska lalki

Autor zdjęcia: Zbigniew Woźniak

Najbardziej cieszą je te, które zrobi sama. A od kilku lat właśnie tworzenie lalek jest jej największą pasją. Przed nią wyzwanie — lalka Fryderyka Chopina. Z Justyną Kędzierską z Olsztyna rozmawia Ada Romanowska
— Każda dziewczynka uwielbia lalki. Pani to chyba nie przeszło...
— Od zawsze uwielbiałam prace manualne. Od najmłodszych lat szyłam, dziergałam. Babcia nauczyła mnie podstaw robienia na drutach, mama z kolei uwielbiała robić na szydełku i z pomysłem dekorowała dom. Podpatrywałam, co robi i chłonęłam to. Chyba można powiedzieć, że mam to w genach.
Gdy urodziłam pierwszą córkę, szyłam dla niej ubranka i proste zabawki. A to firankę obszyłam, a to krzesło przetarłam i przemalowałam. Muszę coś robić, bo po prostu nie mogę usiedzieć w miejscu. I mam nadzieję, że jakoś mi to wychodzi.
— Ale skąd te lalki?
— Ciągle było mi mało. Pewnego dnia, przeglądając czeluści internetu, natknęłam się na lalkę waldorfską. Była inna od wszystkich, zaczęłam czytać o niej i zaciekawiła mnie na tyle, że chciałam spróbować ją uszyć.
— A co ją wyróżnia?
— Tę lalkę robi się według ściśle określonych zasad. Ma być wykonana z wysokiej jakości tylko naturalnych materiałów, co bardzo mi się spodobało. Wypełniona jest runem owczym, które ma fajną właściwość — chłonie zapachy domu. W związku z tym dziecko, które bawi się taką lalką, ma poczucie bezpieczeństwa. Taka lalka izoluje też ciepło, więc jest przytulna. To tak upraszczając, bo jest więcej zasad przy jej powstawaniu.
Zaintrygowało mnie też, że od początku do końca własnymi rękoma można ją stworzyć. Ale muszę przyznać, że moje lalki zmieniły się i to bardzo. Nadal są zrobione z runa owczego i mają na zewnątrz specjalny trykot lalkarski, jednak sam proces powstawania jest inny.
— Robi je pani po swojemu?
— Wszystkiego uczę się sama. Nie kończyłam żadnych szkół w tym fachu, nie kończyłam też żadnych kursów. Lalka waldorfska jest wspaniała, ale zauważyłam, że runo owcze daje możliwość rzeźbienia. Dzięki temu buzia lalki jest bardzo realna. Uwielbiam patrzeć, jak powstaje nowa istotka. Staram się przelać mój pomysł na postać trójwymiarową, jaką jest właśnie lalka.
— Rzeźbienie kojarzy mi się z dłutem i twardym materiałem. A lalki są przecież miękkie.
— To określenie też na początku mi nie pasowało. Ale stwierdziłam, że rzeczywiście inaczej nie da się tego nazwać. Poprzez filcowanie na sucho specjalną igłą i odpowiednie dokładanie wełny powstaje rzeźba.
Z każdym ruchem, z każdą lalką, nabieram coraz większej precyzji, ale jednocześnie uczę się czegoś nowego. I doskonalę warsztat swoich umiejętności metodą prób i błędów. Staram się też wprowadzić coś nowego i cały czas rozwijać się.

Justyna Kędzierska lalki

— A skąd czerpie pani inspiracje?
— Z głowy. Po prostu z głowy. Przychodzi jakaś myśl i robię to, co czuję. Wcześniej robiłam lalki wymyślone, a teraz robię postać autentyczną. To Fryderyk Chopin. Mam nadzieję, że uchwycę podobieństwo, że sam on byłby zadowolony.

— A skąd Chopin?
— Nie potrafię tego wytłumaczyć. Po prostu taka myśl do mnie przyszła. Czułam potrzebę urzeczywistnienia mojej wizji. Nie słucham muzyki fortepianowej. Sama też nie gram. Ba, na żadnym instrumencie nie gram! Ale, gdy byłam dzieckiem, zawsze podobało mi się, jak ktoś grał na fortepianie. Jest w tym coś szlachetnego.

— Czyli sięga pani do przeszłości?
— Co ciekawe, moją dziecięcą inspiracją są dwie lalki — dziewczynka Ama i lis Ami. Kiedy byłam mała, miałam rudego psa. Wyglądał jak lis. Wszyscy zresztą tak go traktowali. Gdy ganiał po podwórku, każdy pytał, czy mamy lisa. Ale rzeczywiście mój pies wyglądał jak lis. Chodził za mną krok w krok, ja też go uwielbiałam. I myślę, że z tej dziecięcej miłości zrobiłam jego postać. Celowo jednak nie zrobiłam psa, ale lisa właśnie. Bo takim go wszyscy widzieli.

— Czyli robi pani lalki z potrzeby serca.
— To stało się moją pasją. Nie sądziłam, że to aż tak bardzo mnie pochłonie. Nie przypuszczałam, że będę w stanie poświęcić chociażby własną kurtkę skórzaną, żeby zrobić lalce buty albo kupię materiał dla laki zamiast sobie nową bluzkę.

— A jak długo robi pani jedną lalkę?
— Nawet kilka miesięcy. Na pierwszym miejscu są oczywiście moje córki, mąż i obowiązki domowe. Dopiero, gdy dom już śpi, mogę zająć się lalkami. I wtedy mija kilka godzin, a ja mam wrażenie, że to tylko chwila. Ale to mi się podoba. Kocham cały ten proces powstawania lalki. Zawsze jestem podekscytowana, jak to się przełoży na efekt końcowy.
Często okazuje się, że lalka miała inny pomysł na ubranie. Po prostu coś nie pasuje do niej. Wtedy szukam innych materiałów i szyję nowe ubranie. Chyba, że jest to konkretna postać — wtedy staram się oddać ją jak najlepiej w moim odczuciu.

— Lalka jest więc jak kobieta.
— Bardzo dużą uwagę zwracam na jakość i na wszelkie detale przy powstawaniu lalki i jej ubrań. Dlatego zamawiam wysokiej jakości materiały — na przykład len albo jedwab. Staram się, żeby były jak najbardziej naturalne. Włosy wykonuję z włóczki, moheru, boucle lub zwierzęcych włosów.
W ogóle dla lalek nauczyłam się wielu rzeczy. Wcześniej nie wiedziałam, jak się szyje buty na dwie igły szewskie. Teraz to potrafię.
Nauczyłam się też robić sweter reglanowy. Peruk też nigdy nie robiłam. W ogóle, gdyby 10 lat temu ktoś powiedział mi, że będę robić lalki, nie przypuszczałabym. Ale nigdy nie mów nigdy.

— A co córki sądzą o pani lakach?
— To nie są lalki do zabawy. Dziewiętnastoletniej córce nie trzeba tego tłumaczyć. Ona lubi, jak robię lalki i bardzo mi kibicuje. Cieszy się, że się spełniam. Natomiast czterolatka ma ochotę się nimi bawić, co jest zrozumiałe. Lalki jej się podobają. Jest jednak bardzo rozsądna. Lalką bawi się tylko, gdy jestem obok. Nosi ją, przytula. Jednak nie wszystkie ją interesują. Najbardziej ciągnie ją do tych, które mają dziecięcą buzię.
Fryderyk Chopin chyba nie przypadnie jej do gustu. Tak samo jest z Dziewczynką z zapałkami. Nawet o nią nie pyta. Mówi, że jest za smutna. Oczywiście zrobiłam dla córki lalkę. To typowa lalka dziecięca. Nazwałyśmy ją wspólnie Jagódka. Lalka stała się przyjaciółką. Mam nadzieję, że na całe dzieciństwo. Jestem z tego powodu bardzo szczęśliwa.

— Czuje się pani dzieckiem dzięki lalkom?
— Ha! Urodziłam niedawno drugie dziecko, więc po raz drugi w życiu cieszę się macierzyństwem. Lalki również dodają mi radości z życia. Mam wrażenie, że dzięki temu mam w sobie dziecięcą fantazję. A dzieci mają ją bardzo bogatą — znacznie bardziej niż dorośli.

— A kim jest pani z zawodu?
— Mój wyuczony zawód to technik metrolog. Moja starsza córka żartuje sobie ze mnie, że dzięki temu mam miarkę w oku. Może coś w tym jest, bo moje lalki są dokładne i precyzyjne. W każdym razie bardzo się staram, żeby takie były.

— Robi pani lalki tylko dla siebie?
— Na razie chcę stworzyć kolekcję w celach ekspozycyjnych. Może później będę robiła lalki na zamówienie, ale co życie pokaże, zobaczę. Muszę się jednak pochwalić pewnym wyróżnieniem. Rodzina i bliscy zachęcali mnie, żebym zgłosiła się do konkursu. Pewnego dnia znalazłam informację o Stowarzyszeniu Pro Kultura i Sztuka, które szukało talentów i uskrzydlonych roku. Nie byłam pewna, czy powinnam zostać zgłoszona do tego konkursu.
Zgłosiłam się i w grudniu ubiegłego roku dostałam wyróżnienie za niecodzienną pasję artystyczną, za co serdecznie dziękuję. Przyznam, że to bardzo mnie zmotywowało. Z jeszcze większą pasją tworzę teraz mojej lalki. I oby tak dalej!

Komentarze (1) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. zyta #2711571 | 46.170.*.* 8 kwi 2019 08:30

    Piękna, romantyczna pasja...gratuluję i podziwiam. Chętnie sama kupiłabym taką lalkę z buzią..wnuczki :))

    odpowiedz na ten komentarz