Jajecznica z lasem. I powietrzem

2018-10-19 14:15:41(ost. akt: 2018-10-19 14:53:15)

Autor zdjęcia: Zbigniew Woźniak

Dzieci w lesie to są zupełnie inne dzieci niż w szkole. Kontakt z naturą rozwija w niech wrażliwość i umiejętność współpracy. Gdy cztery lata temu zaczynaliśmy realizować leśne lekcje wszystko było jedną wielką niewiadomą. Teraz wiemy, że to najlepsze co mogliśmy do programu wprowadzić — mówi Teresa Kacperska, dyrektor szkoły w podbiskupieckim Węgoju.
Żyjemy w przedziwnych czasach - dzieci bez zająknięcia opowiedzą nam o sposobach segregacji śmieci i głównych problemach puszczy amazońskiej, jednak pytania o to, kiedy ostatni raz były w lesie, kiedy ostatni raz widziały wiewiórkę lub jeża i wsłuchiwały się w śpiew ptaków, budzą w nich konsternację. Jest to zabawne i smutne zarazem, że większość znajomych mi dzieci pozna co to za drzewo, gdy zobaczy jego rysunek lub zdjęcie, ale gdy o to sam zostaną poproszone będąc w parku - sprawa przestaje być oczywista. Dzieci ze Społecznej Szkoły Podstawowej w Węgoju (gmina Biskupiec) nie mają takich problemów. Odwiedzamy je podczas jednej z częstych u nich leśnych lekcji. Chwilę po 9 w lesie stoi już kilka pokaźnych szałasów. — Mówiłem ci, szukaj dłuższych patyków to szałas będzie większy! — A po co duży szałas? Dłużej trzeba będzie go uszczelniać! — Nie wchodź jeszcze, bo nam się rozleci. — Nic się nie rozleci, bo pod takim kątem oparłem patyki o drzewo, że będą stały nawet w huraganie — podsłuchuję zajętych pracą chłopców. Plan na dziś - klasa III podzielona na grupy ma stworzyć szałasy. — Niedawno robiliśmy domki dla jeży, ale to było prostsze, bo tam wystarczyły takie krótkie kijki, no a teraz....teraz trzeba się nałazić — wdycha Julka czujnie oglądając się w okół. Szałasy nie mogą być takie jakie wyjdą. Dzieci przez zaczęciem budowy opracowały własne założenia, które dzielnie starały się relizować A teraz przyszedł czas na ich prezentację.

— Czy budowla jest stabilna? Tak! Czy ma wejście? Jak najbardziej! Opatuliliśmy ją stertami suchych liści i wyschniętych traw, żeby było w niej ciepło. No i najważniejsze - tak jak ustalaliśmy zmieszczą się w niej dwie osoby, a nawet trzy – zobaczcie – i cała chłopięca drużyna chowa się w leśnym domku. Szałas Julki, Oliwii i Dominiki nie jest aż tak opatulony. — No, a po co? Nasz to taki szałas letniskowy, tak jak letniskowe są domki na działkach, nikt nie mówił, że ma być całoroczny — zauważa rezolutnie jedna z nich. — Ale zobaczcie jaką on ma miękką podeszwę... napchałyśmy tam kilogramów liści, można tam wygodnie spać — zachwala jedna z dziewczynek. — Podeszwę? — dziwią się wszyscy — No o podłogę mi chodziło, która jest tak miękka jak łóżko — tłumaczy uczennica. Dzieci są rozmowne i odważne. Edukacja leśna to nie tylko biologia i technika.

— To zajęcia ze wszech miar interdyscyplinarne... Dzieci mierzą się na argumenty rozwijając swoje kompetencje językowe. Uczą się współdziałania. Znajdują w sobie i w innych pokłady pozytywnych cech, o których wcześniej nie miały pojęcia — opowiada Teresa Kacperska, dyrektor placówki. Dzieci są radosne, ruchliwe i skoncentrowane. Traktują się wzajemnie z szacunkiem. — Takie zajęcia otwierają im oczy. Dzieci zaczynają sobie zdawać sprawę, że ktoś może nie być asem z czytania i pisania, ale może być najlepszy w szybkim szacowaniu ryzyka lub sprawnym rozpalaniu ogniska— mówi Dorota Rudnik nauczyciel prowadzący leśne lekcje. Gdzieniegdzie zauważam porozkładane kartki z namalowanymi na nich żółtymi trójkątami. Za ich lokalizację odpowiada grupa odpowiedzialna za bezpieczeństwo.

— Uczniowie są podzieleni na patrole: jedni muszą zbadać teren pod względem czyhających tam zagrożeń. Wystające niewidoczne konary, niespodziewane dziury w ziemi oznaczają wcześniej przygotowanymi w szkole znakami. Inni są od prognozowania pogody – mamy tu taką leśną stację meteorologiczną, gdzie prowadzimy obserwację. Jeszcze inni są od kulinariów — wymienia pani dyrektor.
Po jednej stronie szałasy, po drugiej wielkie palenisko, na którym zaraz smażyć się będzie przepyszna jajecznica. — A jadła pani kiedyś taką jajecznicę z powietrzem, lasem i cebulką? Taka jest najlepsza. Ja zawsze mam ochotę na dokładkę — zachęca Julka.
Dzieciaki z entuzjazmem przystępują do mycia rąk. Woda pryska ze specjalnie przywiezionego na lekcję zbiornika. Dziewczynka z sekcji higienicznej każdemu wręcza listek papieru. Sekcja higieniczna jest też odpowiedzialna za stworzenie leśnej toalety. — Kopiemy dołek w oddaleniu od tego miejsca gdzie budujemy, bawimy się i jemy i tam chodzimy siku. Na koniec to wszystko starannie zasypujemy. Zwierzęta nie byłyby zadowolone, gdyby zabrudzić ich podwórka — zauważa zgodnie cała sekcja higieniczna.

Gdy wszyscy są już czyści przychodzi pora na wielkie bicie jaj. Grupa ustawia się w kolejce i po kolei każdy rozbija i wrzuca jajko do wielkiej czerwonej miski. Jedni robią to jednym celnym ruchem, innym jajko ucieka poza miskę. Dla każdego jest to dobra zabawa. Chętnych do solenia i mieszania również nie brakuje. Jedni podchodzą do sprawy metodycznie, inni zamaszyście. Ale to już do nauczycieli należy umieszczenie wielkiej jajecznicy na smażącej się już cebulce. — Tam gdzie możemy to oddajemy pole dzieciom. To one planują i organizują wyprawę, my im tylko doradzamy. Jeśli o czymś zapomną przed wyjściem ze szkoły – ich strata. Nie pomyśleli o zapałkach? Nie będzie ogniska. Na drugi raz nie zapomną. Ale są momenty gdy pomoc nauczyciela jest nieodzowna. Choć im starsza klasa tym naszej pomocy mniej. Programem leśnych lekcji objęte są wszystkie klasy węgojskiej podstawówki — opowiada dyrektor.

Podczas gdy jajka się smażą, dziewczynki z sekcji kulinarnej chodzą i wręczają wszystkim sztućce, talerzyki i kubeczki, do których za chwilę wlewają z termosów parującą herbatę. Jednym centralnym punktem leśnej jadłodajni jest palenisko, drugim wózek na którym dzieci przywiozły ze szkoły wszystkie potrzebne naczynia i produkty. — Najpierw były obawy, że nikt tego wózka nie będzie chciał ciągnąć. Okazało się, że dla dzieci jest to niesamowitą atrakcją i chętnie się przy nim zmieniają — zauważa pani dyrektor. Za chwilę w obozowisku zalega cisza. Dzieci w kręgu skupionym w okół ognia siadają na pieńkach żeby zjeść. Wysmagane powietrzem nie narzekają na brak apetytu. Mnie również częstują – gdy kończę jeść, wstaję i przechodzę obok ognia, by odłożyć talerzyk odzywają się protesty. — Źle pani przeszła! To niebezpieczne tak bez powodu kręcić się w okół ognia! Trzeba przejść bokiem poza kręgiem. Musi pani za karę zrobić 15 przysiadów — pouczają mnie dzieci. Po zjedzeniu i posprzątaniu przychodzi czas na swobodną zabawę wśród drzew. Grupa dziewczynek wybiera zabawę w rodzinę. Zastanawiają się nad remontem swojego szałasu. — A może jednak ocieplimy nasz domek, żeby nam nasze dziecko nie zmarzło i z niego nie uciekło?

Chłopcy chcą się bawię w wojnę, szałas ma być twierdzą do zdobycia. Nikt nie płacze, że nie ma tu komputera. Za to wielkim powodzeniem cieszy się leśna huśtawka. Żeby było sprawiedliwie każdy ma po pięć przechyłów w tył i przód.
— Niech pani zobaczy. To jest zwykłe drzewo, zwykła lina i zwykłe drewienko. A huśta się na niej lepiej i wyżej, niż na takich huśtawkach na placu zabaw — zauważa jedna z dziewczynek.
Łukasz zajmuje się szukaniem skarbów. — Znalazłem żołędzie — cieszy się chłopak. — Tutaj? — pytam. — Phiii, jak tutaj? Przecież to jest brzoza! Żołędzi szuka się pod dębem. Ooo, a tu są klony i sosny — przedstawia z wprawą dendrologa.
Po niecałych czterech godzinach leśna lekcja powoli dobiega końca. Dzieci z wprawą pakują wózek i gaszą ognisko. Zostawiają po sobie ład i porządek. Czy rodzice nie mają szkole za złe, że dzieci aż tak długo przebywają poza ciepłymi murami placówki? A przeziębienia? A kleszcze? — Gdy zaczynaliśmy cztery sezony temu, to uwag było sporo. Wychodzimy jednak z założenia, że nie ma złej pogody, są tylko złe ubrania. Z budżetu szkolnego zakupiliśmy dla wszystkich ubrania i buty ochronne. Dzieci pracują w rękawicach, zawsze mają sprawne narzędzia. Przed wyjściem do lasu są spryskiwane preparatem na kleszcze. Jeszcze się nie zdarzyło, żeby ktoś się pochorował — zauważa dyrektor Kacperska.

Wracają tylko trochę bardziej brudne. Najbardziej z tej możliwości cieszą się węgojskie przedszkolaki, które również biorą udział w projekcie. To również na ich potrzeby zostało stworzone bezpośrednio przy szkole jeszcze jedno ciekawe miejsce — Leśny Zakątek. To taki szkolny ogródek, który ma dostęp do linii brzegowej jeziora. — Najpierw się tego jeziora baliśmy, że dzieci się nam za daleko w nie będą zapuszczać, a teraz wiemy, że był to strzał w dziesiątkę. Maluchy okazały się bardzo zdyscyplinowane. Dzieci tworzą wodospady, tamy. Niesamowitą atrakcją okazało się wyrzucanie na linie wiaderka daleko przed siebie i czerpanie nim wody. Przedszkolaki na leśnych lekcjach uczą się posługiwania sekatorami, przygotowywania posiłków za pomocą noża. Rodzice widzą jak samodzielne i twórcze robią się po leśnych lekcjach ich dzieci i gorąco wspierają naszą inicjatywę. Poza tym w każdej leśnej lekcji sami biorą udział, dzięki temu bezpośrednio przekonują się o wartości tego typu przedsięwzięć — zauważa Kasperska.
W węgojskim lesie dzieci zabierają mnie do jeszcze jednego niesamowitego miejsca – prowadzi do niego edukacyjno-przyrodnicza ścieżka z kilkumetrowymi posągami warmińskich straszydeł – to Chatka Babojędzy. To dzieło Uczestników terapii zajęciowej Polskiego Stowarzyszenie Na Rzecz Osób z Niepełnosprawnością Intelektualną w Biskupcu przy wsparciu Nadleśnictwa Wipsowo — Kto wie może jak już się wprawimy w budowanie różnego typu szałasów, to w końcu wyjdzie nam coś takiego? — zastanawia się jeden z uczniów.
ap