Czesław Jerzy Małkowski: Jestem niewinny!

2018-10-19 10:15:15(ost. akt: 2018-10-19 10:16:06)   Artykuł sponsorowany
Czesław Jerzy Małkowski: jestem niewinny!

Czesław Jerzy Małkowski: jestem niewinny!

Autor zdjęcia: Zbigniew Woźniak

Jestem pewien swojej niewinności i oczekuję sprawiedliwego wyroku. To pozwala mi startować w wyborach. Zapewniam mieszkańców, że ich nie zawiodę — Czesław Jerzy Małkowski, kandydat na prezydenta Olsztyna otwarcie o seksaferze i swoich szansach w wyborach.

— Pana przypadek okazał się niezwykle trudny dla polskiego wymiaru sprawiedliwości. Dlaczego?


— Dlatego, że cała ta sprawa została tak sfabrykowana przez mocodawców, że dzisiaj nie ma dowodów przestępstwa, a ogromnie dużo czasu zajmuje udowadnianie kłamstwa. Nie mogę o wszystkim mówić, bowiem proces jest niejawny, toczy się za zamkniętymi drzwiami. Zresztą nie na mój wniosek, bo ja wnioskowałem o jawność procesu. Gdyby tak się stało, to pewnie już dawno mielibyśmy finał. Dobrze, że Sąd Okręgowy w Elblągu dopatrzył się bardzo dużych niedociągnięć, błędów popełnionych przez sąd w Ostródzie. Trzy z pięciu zarzutów są już nieaktualne, bo dwa się przedawniły, a od trzeciego, zarzutu o próbę gwałtu, zostałem uniewinniony. Do ponownego rozpoznania zostały dwa zarzuty o gwałt. I rzecz jest wyjaśniana bardzo wnikliwie.


— Powiedział pan mocodawcy. Sugeruje pan, że padł ofiarą prowokacji?


— Ależ oczywiście. Pewne nazwiska powtarzają się, przewijały się już w przypadkach tzw. afer gospodarczych, oskarżeń mnie o malwersację, korupcję, niegospodarność. Wtedy prokuratura w Łomży wszczęła aż 18 postępowań. Do sądu trafiła tylko jedna sprawa, gdzie moją największą winą było to, że chciałem umorzyć podatek jednej firmie, ale tego nie zrobiłem, bo nie sprostała wszystkim wymogom, ale miałem taką wolę. I za tę wolę trafiłem do sądu. Oczywiście zostałem uniewinniony.

— Gdyby 10 lat temu, kiedy wybuchła ta sprawa, miał pan tę wiedzę co dziś, wiedział jak rozwinie się sytuacja, co by pan wtedy zrobił?


— Cała rzecz była tak skonstruowana, że nie wiem, co miałbym zrobić. Na pewno byłbym bardziej ostrożny. Zbyt bardzo ufałem ludziom.

— Może trzeba było wstać i po męsku powiedzieć jak było. Przyznać się do romansu z urzędniczką?


— Dotknął pan wrażliwej kwestii, romans dotyczy dwóch osób i nie wypada jednej z nich opowiadać, kiedy druga milczy. Wcale nie ukrywam, że dotknął mnie syndrom Clintona. I to był mój błąd, największy błąd w życiu. Oczywiście trudno tu się usprawiedliwiać, ale niech rzuci kamieniem ten, kto jest bez winy. Każdy z nas ma coś tam na sumieniu, jakieś grzeszki. Jednak zapewniam, że nikogo nie skrzywdziłem, na pewno nie dopuściłem się żadnego czynu, który można byłoby rozpatrywać w kategoriach kodeksu karnego.

— Zdaje sobie pan sprawę, że niezależnie od tego, czy jest pan winny, czy nie, od wyroku jaki zapadnie w tej sprawie, dla niektórych zawsze będzie pan bohaterem seksafery. Już wydali wyrok.


— Myślę, że jak cała ta sprawa zostanie wyjaśniona, to wtedy sprawiedliwość dosięgnie tych, którzy to zrobili. Dziś nie mogę mówić o szczegółach, nie wolno mi, ale proszę mi wierzyć, że to znane nazwiska w Olsztynie.

— Po wybuchu seksafery stracił pan stanowisko, przebywał w areszcie. Co czuje człowiek, prezydent miasta, którego wyprowadzają w kajdankach z ratusza?


— Do dzisiaj czuję brzemię swojej krzywdy, kiedy w sposób bandycki kilku policjantów – nie wiem z jakich powodów – wlokło mnie przez korytarz ratusza jak worek kartofli, tak jakby złapali mordercę na gorącym uczynku. To było okrutne, do dziś to przeżywam. To była straszna trauma dla mojej rodziny. Gdybym nie czuł się niewinny, gdybym nie miał pewności, że prawda zwycięży, pewnie nie przeżyłbym tego. Naprawdę mocno wierzę, że prawda zatriumfuje i ta wiara pozwala mi to wszystko przetrzymać. Nie dałem się złamać, poniżyć i nie dam.

— Powiedział pan trauma dla rodziny. Jak to przyjęła żona?


— Całą prawdę poznała tuż po wybuchu afery, po artykule w Rzeczpospolitej. Wszystko jej opowiedziałem, ale ani ona , ani nikt z rodziny nie uwierzył w to, że mógłbym dopuścić się gwałtu, że byłbym zdolny do tak ohydnego czynu.

— Żona panu wybaczyła?


— A jak pan myśli. Bardzo to przeżyła, ten cały lincz medialny. Dziś rodzina powoli odżywa, bo prawda wychodzi na jaw.

— Kiedy po pół roku wyszedł pan z aresztu, jak olsztynianie reagowali na pana widok, przechodzili na drugą stronę ulicy, udawali, że nie znają?


— Nie zdarzyło się nic takiego, nie było ani jednego takiego przypadku. Wręcz przeciwnie spotykałem się z wyrazami sympatii, otuchy, że wszystko się wyjaśni, że wszystko będzie dobrze. A dzisiaj ludzie gratulują mi, że przetrwałem, że startuję w wyborach. Pamiętają, wiedzą, że dużo zrobiłem w mieście, wiele rzeczy zostało też rozpoczętych, bo czy inaczej zostałbym wybrany ponownie prezydentem już w pierwszej turze w 2006 roku.

— Proszę mi coś wyjaśnić, skoro pana i urzędniczkę coś łączyło, to dlaczego kobieta zdecydowała się wystąpić przeciwko panu, musiał być jakiś powód?


 — Myślę, że dziś ta pani bardzo żałuje, że dała się w to wszystko uwikłać.

— Tego nie wiem, ale pytam o motywy?


— I dotyka pan bardzo ważnej sprawy, o której nie mogę mówić, bo proces jest utajniony. A to wszystko już wiadomo.

— Proszę powiedzieć, co pan zrobi, jeśli wygra wybory, a zapadnie wyrok skazujący? Dlaczego w ogóle pan startuje, może należało poczekać do wyroku?


— Byłem absolutnie przekonany, że wyrok będzie jeszcze przed wyborami. Dlaczego go jeszcze nie ma , to tu też z powodu utajnienia procesu, nie mogę mówić, jakie są powody. Jednak w żaden sposób nie można obwiniać sądu o opieszałość, przewlekłość. Sąd proceduje możliwie jak najszybciej i bardzo drobiazgowo, ale dobrze , bo odkrywa całą prawdę. A jestem pewien swojej niewinności i oczekuję sprawiedliwego wyroku, to pozwala mi startować w wyborach i zapewniam mieszkańców, że ich nie zawiodę. A myślę, że wyrok będzie niebawem.

— Skandal wybuchł w 2008 roku, a sam proces trwa od 2010 roku, to może PiS ma rację, że trzeba zreformować sądy?


— To nie jest sprawa polityczna. Nie chciałbym przez pryzmat polityki oceniać tego procesu. Jest to sprawa różnych ludzi z różnych partii, którzy postanowili pozbawić mnie stanowiska i zrobili to w sposób bardzo perfidny, który nie mieści mi się w głowie, że coś takiego można spreparować.

— O szczegółach pewnie znowu nic pan nie powie, bo nie wolno panu, ale chce pan wrócić do ratusza.


— Oczywiście, bo chcę pokazać, że usunięcie mnie z ratusza było wielkim bezprawiem, zmową ludzi, którym nie powiodły się ich plany korupcyjne.

— W niedzielę wybory. Sondaże panu sprzyjają.


— Ale ten najważniejszy odbędzie się przy urnach. Poczekajmy z komentarzami, ale mieszkańcy mnie znają, wiedzą jakim byłem prezydentem. Pamiętają, jakim miastem był wtedy Olsztyn.

— Kiedyś będzie mógł pan więcej powiedzieć o całej tej aferze.


— Wtedy napiszę książkę.

— To będzie na pewno bestseller. Zdaje pan sobie sprawę, że jeśli znajdzie się pan w drugiej turze, a a sondaże na to wskazują, to tak jak cztery lata temu znowu zacznie się medialna nagonka na pana, zaczną się ataki na pana.


— To na pewno, ale dlaczego miałbym się ugiąć. Nie najmniejszego powodu, żebym nie walczył, nie zabiegał o głosy olsztynian. Olsztyn potrzebuje zmiany, ale zdecydowanie wolę łączyć ludzi a nie dzielić.

— Jak pan wygra wybory, to jaka będzie pana pierwsza decyzja jako prezydenta Olsztyna?


— Przed wyborami w 2002 roku powiedziałem, że moją pierwszą decyzją będzie powołanie pana Piotra Grzymowicza na stanowisko wiceprezydenta. Dziś powtórzenie tego byłoby chichotem historii.

— Wiem, że jest pan człowiekiem wierzącym, chodzi do kościoła. Specjalnie na nasze spotkanie, wziąłem z domu Pismo Święte. Położy pan na rękę na Biblii i przysięgnie, że jest niewinny?


— Tak, oczywiście, już kładę: jestem niewinny.



/Materiał zlecony i opłacony przez KWW Czesława Jerzego Małkowskiego

Źródło: Gazeta Olsztyńska