Nie chcę, aby monstrum siedziało w moim ciele

2018-08-24 16:00:00(ost. akt: 2018-08-21 12:51:46)

Autor zdjęcia: pixabay.com

Są kobiety, które nie chcą mieć dzieci. Po prostu. Jednak bezdzietne z wyboru muszą liczyć się z krytyką ze strony społeczeństwa. Bo jak tu nie chcieć takiego słodkiego maluszka? Psychoterapeuta: zrozumiejmy i nie oceniajmy.
Na tym forum wszyscy są anonimowi. Mogą założyć sobie profil i napisać szczerze, tak jak czują. Bez obaw, że zostaną wyklęci. Forum nazywa się „Bezdzietni”. Dominują kobiety.

„Nie cierpię dzieci. Nie znoszę częstotliwości ich głosu. Nie wyobrażam sobie życia kilka lat w jednym domu z dzieckiem”; „Nie interesuje mnie macierzyństwo”; „Nienawidzę dzieci. Nie mam ochoty, aby monstrum siedziało w moim ciele, rozrywało mnie, a potem przez minimum 20 lat siedziało na karku”; „Bo mnie to kompletnie nie interesuje. Mam inne hobby, które nie wymaga posiadania dzieci”; „Dzieci mnie brzydzą (nie przewinęłabym)”; „Dzieci to jednak ciężka harówa i trzeba bardzo mocno chcieć mieć dzieci, żeby widzieć przewagę jasnych stron macierzyństwa nad przytłaczającą resztą. Ja tej chęci nie mam”; „Po prostu nie chcę. Bez żadnego dorabiania ideologii”.

Przy rodzinnym obiedzie nie padłyby takie słowa. Zapewne nie przeszłyby też przez gardło w gronie przyjaciół.

Temat bezdzietności z wyboru w Polsce budzi wiele negatywnych emocji. Zupełnie inaczej niż w Europie Zachodniej czy Stanach Zjednoczonych. Tam „no kidding” jest akceptowalne. Ba, już w latach 80. w Vancouver powstało pierwsze stowarzyszenie osób, które świadomie zrezygnowały z posiadania dzieci. Po wpisaniu w polską wyszukiwarkę Google frazy „nie chcę mieć dzieci” wyszukiwarka sugeruje nam podpowiedzi: „czy to grzech” albo „czy to normalne”.

Polska zajmuje jedną z najniższych pozycji we wskaźnikach dzietności na świecie — to dopiero 208. miejsce na 220 krajów. W Polsce wśród kobiet urodzonych w 1965 roku jest 15,5 procent bezdzietnych — tak wynika z badań przeprowadzonych przez Instytut Statystyki i Demografii Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie. To dwukrotnie większy odsetek niż wśród Polek, które przyszły na świat po drugiej wojnie światowej — w latach 1945-1955. Z tego okresu bezdzietnych pozostało około 8 procent kobiet.

Autorzy najnowszego raportu — Eva Beaujouan, Tomáš Sobotka i Zuzanna Brzozowska z Wittgenstein Centre w Wiedniu podkreślają, że tylko nieliczne kobiety z wyboru nie mają dzieci. Ich zdaniem najpierw odkładają macierzyństwo, a potem mają kłopoty z płodnością. Dzietność zmniejsza brak poczucia bezpieczeństwa w zatrudnieniu oraz niekorzystna polityka prorodzinna w wielu krajach, a także większe obciążenie kobiet niż mężczyzn w opiece nad dziećmi.

Na jednym z forów internetowych kobieta podpisana jako Anonimowa pisze: „Nie jestem wrażliwa nawet na płacz dziecka. Jest mi to obojętne, kiedy inne dziewczyny zalewają się łzami, słysząc o jakimś biednym, skrzywdzonym dziecku. Nie wyobrażam teraz być matką, przeraża mnie to, w ogóle nie czuję potrzeby. Najgorsze jest jednak coś innego. Założyłam sobie, że gdyby kiedyś nieplanowanie wyszło, nie czułabym nic do tego dziecka i nie chciałabym karmić go piersią, dla mnie to obrzydliwe. Nie mam pojęcia, skąd we mnie te przerażające uczucia i trochę się martwię, że mogę nie spełnić swojej roli względem faceta. W sumie on czasem też słucha mnie ze zdumieniem i zastanawiam się, czy zaraz nie ucieknie”.

Tym samym Anonimowa chce, żeby ktoś ją pocieszył i zapewnił, że wszystko jest w porządku. Takich postów jest wiele. Bo kobiety, nie mając wsparcia w otoczeniu, szukają go w wirtualnym świecie.

Niepokojące są wyniki badań Instytutu Statystyki i Demografii SGH przeprowadzone wśród ponad 600 Polek w wieku od 37 do 45 lat. Wykazały one, że 18 procent ankietowanych w naszym kraju kobiet nigdy nie chciało mieć dzieci, a 13 procent nie może mieć potomstwa z przyczyn biologicznych.

Czy to znaczy, że niż demograficzny się pogłębi? — Przed laty był haniebny podatek bykowy — stwierdza profesor Marek Sokołowski, socjolog z UWM. — Stare byczki, czyli kawalerowie, mieli płacić podatek większy niż inni. To miało piętnować tych, którzy nie zawarli małżeństw. Staropanieństwo też było źle widziane. Nadal są małżeństwa, które nie chcą mieć dzieci. To wygoda życiowa. Decyzje o byciu rodzicem są coraz później podejmowane. Kobiety w Polsce decydują się późno rodzić, nawet jeśli to ma być dla nich zagrożeniem. Z kolei na przykład we Francji jest moda na to, żeby mieć dwoje czy troje dzieci szybko, w krótkim odstępie czasowym.

Profesor Marek Sokołowski zauważa też, że co jakiś czas ekonomiści wyliczają, ile kosztuje utrzymanie dziecka do 18. roku życia. — Są kwestie ekonomiczne, ale też jest rozluźnienie obyczajów. Młodzi ludzie patrzą na trud wychowania, na ekonomię. Kiedy zrobią sobie bilans zysków i strat, nawet programy socjalne typu 500 plus nie pomogą, jeśli chcą żyć bez ograniczeń. Nie można powiedzieć, że to zjawisko będzie się pogłębiało. Ale nie jest to dobra karta dla Polaków. I tak mamy duży niż demograficzny.

Paweł Bodzon, psychoterapeuta z Olsztyna, przyznaje, że zaskakujące jest wrogie nastawienie posiadających dzieci do bezdzietnych. — Bo o czym ma świadczyć to, czy ktoś ma dzieci, czy nie? I czy się na nie decyduje, czy nie? Albo czy tę decyzję udaje się zrealizować, czy nie — na przykład ze względów zdrowotnych? To jest wymiar społeczny i kulturowy — podkreśla Paweł Bodzon. I dodaje: — W tym sensie trudno wprost potwierdzić psychologicznie tezę socjologiczną. I tu warto zadać pytanie: jaki miałby być powód takiego napiętnowania? Co jest motywacją, że ktoś nie ma dzieci, a ktoś ma jedno, dwóje czy sześcioro? To otwiera pole do wspólnego dialogu i rozumienia siebie wzajemnie, zamiast prostej weryfikacji „ja mam, a ty nie”, czyli to znaczy, że jesteś gorszy.

Psychoterapeuta zauważa, że wzorce kulturowe zmieniają się. To, co kiedyś było piętnowane, dzisiaj jest bardziej akceptowalne. — Zachęcam do dialogu i wspólnego zrozumienia, zamiast szybkiej oceny i lęku — podkreśla Paweł Bodzon.

at